Barbara Sadowska po stracie syna nigdy się nie podniosła. Kim była matka Grzegorza Przemyka?
Śmierć zakatowanego przez milicję chłopca na zawsze pogrążyła w rozpaczy matczyne serce...
Historią zakatowanego przez milicję 18-letniego Grzegorza Przemyka żyła w latach 80. cała Polska. Krótko po zawieszeniu stanu wojennego nie można było liczyć na sprawiedliwe rozstrzygnięcie sprawy. Obok tragedii młodego chłopaka jest jednak jeszcze jedna... Złamane serce matki, które rozdzierała rozpacz. Barbara Sadowska nigdy nie podniosła się po śmierci jedynego syna, straciła chęci do życia. „Wyglądała jak przełamana gałązka, jakby ktoś złamał ją na pół”. Zmarła trzy lata po swoim ukochanym dziecku...
Kim była Barbara Sadowska? Taka była prywatnie: małżeństwo, narodziny Grzegorza Przemyka
Poetka i działaczka opozycji demokratycznej w PRL urodziła się w 1940 roku w Paryżu. Chodziła do liceum plastycznego, ale w wieku 17 lat odważyła się zanieść swoją poezję do redakcji „Nowej Kultury” i spodobała się redaktorowi naczelnemu. To był jej debiut. Po dwóch latach wydała „Zerwane druty", swój pierwszy poetycki tomik wierszy. Wydawała także kolejne, aż do drugiej połowy lat 70. Wtedy Barbara Sadowska związała się z opozycją, co było równoznaczne z tym, że jej twórczość nie mogła być wydawana w Polsce.
Miała jedno dziecko. Ukochanego syna Grzegorza, z którym była bardzo mocno związana. Byli sami, odkąd chłopiec skończył trzy latka. Poetka rozstała się z jego ojcem. Dlaczego? Ślub wzięli, gdy okazało się, że Barbara jest w ciąży. On – student z Bielska-Białej, udzielał jej korepetycji z matematyki do matury. Ona miała wówczas 23 lata i chciała egzamin dojrzałości zdać eksternistycznie. Połączyło ich uczucie. Ślub cywilny wzięli w grudniu 1963 roku. Sześć miesięcy później na świecie pojawił się ich synek.
Choć zamieszkali razem w mieszkaniu przy Hibnera w centrum Warszawy, bardzo szybko okazało się, że pochodzą z innych światów. Ona uwielbiała towarzystwo, chętnie odwiedzała knajpy, wracała do domu nad ranem. W końcu się wyprowadził. W pozwie rozwodowym napisał, że „żona nie przywiązuje wagi do codziennych obowiązków” (cytat za reportażem Wojciecha Tochmana dla wyborcza.pl). Dlaczego Barbara Sadowska zdecydowała się wyjść za mąż? Ci, którzy ją znali twierdzili, że wyszła z założenia, że „inżynier da jej stabilizację i spokój”. Ale przyzwyczajenia okazały się silniejsze niż codzienność. „Próba kompromisu z życiem, z sobą samą. Ale całe to małżeństwo trwało może dwa tygodnie”, podkreślała jej przyjaciółka, Marta Kucharska. Tak naprawdę rozstali się, gdy Grzegorz miał trzy latka.
Zdarzało jej się nadużywać alkoholu, w ich warszawskim mieszkaniu imprezy trwały często do białego rana. Nierzadko łóżko dziecka było zajęte przez inne osoby. On szukał innego wolnego miejsca, w którym mógłby się położyć. Często spał w ubraniu, nawet w butach. Gdy starczało jej sił, wstawała rano zrobić mu kanapki do szkoły. „Bywały dni, kiedy z Baśki wychodziła dobra matka. Wtedy szła na zakupy i gotowała obiad. Ale bywało i tak, że zamiast obiadu stała na stole wódka”, wspominała Marta Kucharska, która przez kilka miesięcy mieszkała z nimi.
A jednak mimo tego matkę i syna łączyła wyjątkowa, silna więź. Właściwie to Grzesiek opiekował się Basią. Byli dla siebie całym światem, choć też dawali sobie dużo wolności. On przywykł do tego, że w ich domu zawsze jest gwarno i tłoczno. Ona starała się o niego troszczyć tak, jak potrafiła. Znajomi i przyjaciele zapamiętali ją jako oddaną społeczniczkę, która nie wahała się ani chwili, by nieść pomoc innym, na przykład internowanym. Przygotowywała dla nich specjalne paczki, chodziła na pokazowe procesy. Była zawsze zaangażowana. Każdy mógł z nią porozmawiać. Lubiła i umiała słuchać. Ale synowi nie potrafiła zapewnić spokoju i stabilizacji.
Czytaj też: Zdzisław Najmrodzki - dla jednych mistrz ucieczek, dla drugich zwykły oszust! Kim był Najmro?
Barbara Sadowska, poetka, matka Grzegorza Przemyka, Warszawa, październik 1984 rok
Śmierć Grzegorza Przemyka i pogrzeb, który stał się manifestacją
Barbara Sadowska znosiła wiele: szykany władzy, inwigilowanie, więzienie, pobicie... Strata syna była jednak czymś, co całkowicie ją złamało i nie pozwoliło się podnieść. Był 12. maja 1983 roku, popołudnie. Jej nie było w domu. Grzegorza Przemyka odwiedzili koledzy. Razem z nimi napił się wina – opijał dobrze zdane matury pisemne. Wyszli na Stare Miasto, bo chcieli „dać się zmoczyć burzy”, którą widzieli z balkonu. I tak syn Barbary Sadowskiej przypieczętował swój los, choć o tym nie wiedział. Na placu Zamkowym podeszli do nich milicjanci. Zażądali dokumentów. Grzegorz Przemyk nie chciał ich okazać. Został zabrany wraz ze starszym kolegą (ten był przyjacielem Barbary, ich romans w pewnym momencie został wykorzystany przez służby medialnie jako dowód na zepsucie moralne kobiety) na nieistniejący już komisariat przy Jezucikiej.
Tam dotkliwie go pobito. Przyjechała karetka, został przetransportowany do szpitala na Hożej. Stamtąd chciano go przenieść do psychiatryka, ale matka się nie zgodziła. Zabrała go do domu. Następnego dnia trafił do szpitala na Solcu, natychmiast podjęto decyzję o operacji. Ale było za późno. Trwający kilka godzin zabieg był nierówną walką z losem. Liczne obrażenia wewnętrzne i uszkodzenia narządów były zbyt dotkliwe i rozległe. Grzegorz Przemyk zmarł 14. maja w godzinach popołudniowych, na trzy dni przed swoimi 19. urodzinami. Nie doczekał ustnych matur, na których tak bardzo mu zależało...
Serce Barbary Sadowskiej rozdzierał ból, którego nic nie było w stanie ukoić. Kobieta straciła chęci do życia. „Wyglądała jak przełamana gałązka, jakby ktoś złamał ją na pół. Nie wiedziałam, co mam robić. Nikt nie wiedział (...) Poeta Wiktor Woroszylski napisał w swoim dzienniku, że straciła wtedy chęć życia. Śmierć dziecka to jest coś najstraszniejszego, co może człowieka spotkać w życiu. Basia umierała z rozpaczy”, mówiła Hanna Krall w wywiadzie dla wyborczej.pl.
Śmierć 18-latka odbiła się szerokim echem nie tylko w całym PRL-u, ale również poza jego granicami. Był 1983 rok, stan wojenny został dopiero co zawieszony. Władza fałszowała dokumentację dotyczącą przebiegu zbrodni i zorganizowała reżyserowany proces, podczas którego właściwie udawano, że dochodzi się prawdy. Skazano w nim sanitariuszy, którzy transportowali Grzegorza Przemyka do szpitala. Milicjanci pozostali bezkarni. Dla Barbary Sadowskiej było to niezwykle bolesne doświadczenie. Wiedziała, że wyrok nie będzie sprawiedliwy...
Grzegorz Przemyk został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim. W uroczystości pogrzebowe zaangażował się m.in. rezydent żoliborskiej parafii pod wezwaniem św. Stanisława Kostki ksiądz Jerzy Popiełuszko, wspierany przez proboszcza warszawskiej nekropolii, księdza prałata Stefana Niedzielaka. Wzięło w nich udział wiele tysięcy osób. Przerodziły się w pokojową, pełną ciszy, skupienia, ale i gniewu manifestację. Wszyscy milczeli i było to bardziej wymowne niż jakiekolwiek okrzyki.
Mama zakatowanego chłopaka przyszła na pogrzeb w dżinsowej kurtce. Dlaczego? Jak ujawniła Hanna Krall w wyborczej.pl, chciała mieć na sobie ubranie, które należało do jej syna. „Kiedyś przychodzę do niej, a na żyrandolu wiszą buty Grześka - pierwszy i ostatni but, mały i duży. Basia dotyka ich ręką i buty zaczęły maszerować w powietrzu”, wspominała sposób, w jaki Barbara Sadowska przeżywała żałobę. Poetka nie mogła się pogodzić z faktem, że jej syn nie żyje. Uważała, że wciąż jest przy niej i starała się tej śmierci w ogóle do siebie nie dopuszczać, twierdziła, że wciąż ma z nim kontakt. Mówiła o Grzegorzu tak, jakby dalej żył...
Czytaj także: Śmierć dziecka, zdrada żony, brak kontaktu z synem... Życie boleśnie doświadczyło Marka Piekarczyka
Barbara Sadowska, ksiądz Jerzy Popiełuszko, ks. Stefan Niedzielak, pogrzeb Grzegorza Przemyka, Warszawa, Powązki, 12. maja 1983 roku
Barbara Sadowska: spotkanie z Janem Pawłem II i śmierć trzy lata po synu
W czerwcu 1983 roku Barbara Sadowska znalazła się na spotkaniu z papieżem Janem Pawłem II w kościele kapucynów. Było to miesiąc po pogrzebie jej syna, kiedy poetka nie miała już chęci do życia. Przywieźli ją tam przyjaciele, wprost spod szpitalnej kroplówki. „Trzymałam ją w ramionach, bo nie miała siły stać”, mówiła Ligia Urniaż-Grabowska, lekarka i jednocześnie przyjaciółka kobiety. Gdy papież dowiedział się, że matka skatowanego chłopaka jest na miejscu, od razu do niej podszedł. „Wziął mnie razem z nią w ramiona, ja zaczęłam się wysuwać, by byli razem, i ona opadła na Jego pierś. Jego twarz miałam tuż przed sobą, pełną współczucia i bólu. Słyszałam, jak szeptał do niej: „dziecko, co ja ci mogę powiedzieć, jak mam cię pocieszyć”, relacjonowała przyjaciółka Barbary Sadowskiej.
Hanna Krall w wywiadzie dla wyborczej.pl wyznała, że dla Barbary Sadowskiej śmierć ukochanego dziecka była ostatecznym ciosem, po którym wiedziała, że już się nie podniesie. „Od początku wiedziałam, że ona tej śmierci nie przeżyje, bo tego przeżyć się nie da. Ona żyła tylko dlatego, że Grzesiek cały czas był przy niej. Gdy czasami uświadamiała sobie, że go nie ma, ogarniała ją rozpacz. Mówiła: nie chcę żyć, a potem dalej żyła. I tak na przemian”. Poetka zmarła 1 października 1986 roku w Otwocku. Miała raka płuc. Barbara Sadowska odeszła trzy lata po swoim ukochanym synu... Spoczęli w tym samym grobowcu na warszawskich Powązkach.
Zobacz także: Nagła śmierć syna zmiażdżyła Jarosława Kulczyckiego. Dowiedział o niej na wakacjach
Barbara Sadowska, poetka, matka Grzegorza Przemyka, Warszawa, Msza za Ojczyznę w Kościele św. Stanisława Kostki, 29. maja 1983 roku
Grób Grzegorza Przemyka i Barbary Sadowskiej, Powązki, Warszawa, 11.09.2021 rok