Miał być klapą, podbija kina. Rozśpiewany Aladyn to widowisko dla całej rodziny
Przeczytaj naszą recenzję
Wydawać by się mogło, że Guy Ritchie, reżyser, którego debiutanckie filmy gangsterskie przyniosły mu miano brytyjskiego Quentina Tarantino, jest ostatnią osobą, która mogłaby przenieść na duży ekran animowany film ze studia Disneya. Sam zaś Aladyn po zaprezentowaniu pierwszego zwiastuna został powszechnie skrytykowany. Najbardziej dostało się Willowi Smithowi, który wcielił się w postać niebieskiego Dżina. Porażkę „Aladyna wskazywało wszystko. Sukcesu, prawie nic. A jednak aktorska wersja ukochanej przez widzów kreskówki zasłużenie wylądowała na szczycie kinowego box office’u, a wszelkie obawy pod jej adresem okazały się zupełnie niepotrzebne.
„Aladyn”. Opis fabuły
Alladyn (Mena Massoud) to obdarzony dobrym sercem uliczny złodziejaszek mieszkający w portowym mieście Agrabah. Pewnego dnia pomaga pięknej Dżasminie (Naomi Scott), o której nie może potem zapomnieć. Nie zdaje sobie sprawy, że to córka sułtana Agrabahu, bo sama przedstawia się jako jej służka Dalia (Nasim Pedrad). Dżasmina wkrótce ma wyjść za mąż za niezbyt rozgarniętego księcia Norwegii, Andersa (Billy Magnussen). Nie podoba jej się jednak to, że traktowana jest jak ktoś, kto nie ma żadnych praw, a jedyne same obowiązki. Pewna swoich możliwości, Dżasmina chciałaby zostać następczynią ojca. Do tej pory nie było jednak takiego przypadku, by sułtanem została kobieta. Ojciec Dżasminy znajduje się pod dużym wpływem wezyra Dżafara (Marwan Kenzari), który jest drugą osobą w państwie. Jego ambicje sięgają jednak o wiele dalej. Swój sen o potędze mógłby spełnić dzięki magicznej lampie, w której mieszka Dżin (Will Smith). Posiada on moc spełnienia trzech życzeń swojego właściciela. Niespodziewanie lampa wpada w ręce Alladyna, który dzięki niej zyska możliwość podbicia serca Dżasminy. A także uratowania królestwa przed zakusami Dżafara.
Recenzja filmu „Aladyn”
Nie jest Aladyn pierwszym, ani tym bardziej ostatnim, klasycznym filmem animowanym Disneya, który doczekał się w ostatnich miesiącach fabularnej wersji. Ogromny sukces kasowy Pięknej i Bestii otworzył oczy producentów na to, że istnieje duże zapotrzebowanie na nowe wersje znanych opowieści animowanych, które na stałe trafiły do historii filmu. Latem w kinach pojawi się więc nowy Król lew, a teraz na ekranach króluje Aladyn. Bodaj najbardziej intrygujący z podobnych projektów, a wszystko za sprawą jego reżysera, Guya Ritchiego.
Od razu trzeba zaznaczyć, że jeśli ktoś spodziewałby się po Aladynie autorskiej wersji Ritchiego, będzie zawiedziony. Reżyser, znany z takich filmów jak Porachunki, Przekręt czy Sherlock Holmes, tym razem w pełni podporządkował się animowanemu pierwowzorowi. Skupiając na jak najbardziej wiernym przeniesieniu go na duży ekran. W stosunku do animacji pojawiło się trochę kosmetycznych zmian – dodane wątki, okrojenie roli zwierzaków, wzmocnienie postaci Dżasminy – ale nie wpłynęły one nijak na ostateczny wydźwięk filmu. Kolorowego i rozśpiewanego widowiska, w którym z lupą w ręku trzeba szukać motywów charakterystycznych dla Ritchiego. Jest ich kilka, ale nie ulega wątpliwości, że reżyserem takiego fabularnego Aladyna mógłby być ktokolwiek.
Zwiastun filmu „Aladyn”
Aladyn pozostaje więc propozycją skrojoną pod gust fana kina familijnego, na które można wybrać się całą rodziną. Jak przystało na kinowe widowisko, twórcy filmu nie szczędzili budżetu na to, by jak najbardziej efektownie zaprezentować arabskie, fikcyjne miasto Agrabah. Począwszy od charakterystycznej architektury, a skończywszy na szczegółach pokroju kolorowych stosów przypraw zalegających na targowiskach. W takiej scenerii rozgrywana jest prosta historia miłości biednego Aladyna do bogatej Dżasminy. Miłości, która wbrew dużej ilości przeszkód, wiadomo od razu, że znajdzie spełnienie. Nie przeszkodzą jej ani żołnierze ścigający Aladyna po dachach i ulicach, ani demoniczny Dżafar, który zrobi wszystko, by przejąć władzę.
Film Ritchiego to baśń zgodna z wszelkimi regułami bajkowej zabawy. Poprzez rozrywkę uczy, że zawsze warto być sobą, a najważniejsze jest to, co ma się w sercu, a nie w kieszeni. Za sprawą księżniczki Dżasminy do głosu dochodzą tu również mocne akcenty feministyczne. Jej postać to silna kobieta świadoma swoich możliwości, która nie godzi się z tym, czego się po niej oczekuje. „Nie będę milczeć” – wyśpiewuje pięknym głosem Naomi Scott w specjalnie napisanej do fabularnego Aladyna nowej piosence Speechless. To murowany kandydat na przebój oraz manifest współczesnej kobiety.
Piosenki są zresztą najmocniejszym punktem Aladyna. Skomponowane przez legendarnego Alana Menkena wpadają w ucho i pozostają w głowie na długo po zakończeniu seansu. Nowocześnie zaaranżowane zyskały też widowiskową choreografię, która w najlepszych momentach przypomina Bollywood na sterydach. Dobrze z rolą Dżina poradził sobie Will Smith, który nie tylko dwoi się i troi w swoich wysiłkach, ale też autentycznie dobrze bawi rolą. Wymagającą, bo nie tylko odpowiedzialną za filmowy humor, ale i rozśpiewaną i roztańczoną. Dla Księcia z Bel Air to jednak nic trudnego. Smith błyszczy, szczególnie na tle reszty obsady, która nie poradziła sobie z zadaniem już tak dobrze. Szczególne pretensje można mieć do Kenzariego, który nie udźwignął roli Dżafara.
Nadal pytaniem bez odpowiedzi pozostaje kwestia tego, jak mógłby wyglądać Aladyn nakręcony w stylu Guya Ritchiego. Jednak jako familijne kino dla całej rodziny, pomimo całego swojego banalnego scenariusza i nie zawsze trafionych decyzji obsadowych, wygrywa widowiskiem i muzyką. 6/10.
Plakat filmu Aladyn