Reklama

Zygmunt Chajzer zaangażował się w pomoc Ukrainie. Po koniec lutego prezenter udostępnił uchodźcom swoją kawalerkę. "Moi goście z Ukrainy. Po trwającej ponad dobę podróży z dziećmi na rękach wreszcie w Warszawie. Bezpiecznie i spokojnie. Trochę ciasno, ale nie to jest najważniejsze", pisał wtedy. Kobiety, które zatrzymały się u niego wraz z pociechami podzieliły się swoją dramatyczną historią ucieczki. W ostatnim wywiadzie Zygmunt Chajzer wyznał, że pytanie jednej z dziewczynek niesamowicie nim wstrząsnęło.

Reklama

Zygmunt Chajzer o pomocy uchodźcom z Ukrainy

Od kilku tygodni w Ukrainie trwa wojna. Kraj opuściły miliony osób, które szukają schronienia poza granicami. Część z nich znajduje azyl w Polsce. W tym trudnym czasie społeczeństwo zdaje ogromny egzamin z człowieczeństwa, pomagając na różne sposoby. Niektórzy zapraszają osoby uchodźcze do swoich domów. Zygmunt Chajzer także udostępnił mieszkanie dwóm matkom i trójce dzieci. To rodzina pani Luby, która pracuje u jego syna Filipa. By dostać się do Polski synowe kobiety i ich pociechy przebyły dramatyczną drogę…

Prezenter opowiedział ich historię w rozmowie z Party. Rodzina uciekała z Iwano-Frankowska do Lwowa. Wiele godzin czekały na transport. W końcu udało im się wsiąść do jednego z pociągów. Niestety, maszyna nieoczekiwanie przerwała swoją jazdę. Wtedy mieszkańcy pobliskiej miejscowości zorganizowali ciepłe jedzenie i autobusy.

„Po półtorej godziny jazdy pociąg zatrzymał się w szczerym polu. Nie wiadomo dlaczego. Uchodźcy, głównie kobiety i dzieci, czekali wiele godzin w zimnie. Zaczęło brakować wody. Na szczęście niedaleko była wioska. Mieszkańcy przynieśli ciepłe jedzenie, a jej władze zorganizowały zastępczy autobus, do którego wsiadły tylko matki z dziećmi. Autobus zatrzymał się kilka kilometrów przed granicą. Dalej trzeba było iść pieszo”, relacjonował Zygmunt Chajzer.

Zobacz też: Joanna Przetakiewicz o pomocy Ukrainie: „Nie ma dzisiaj nic ważniejszego!”. Właśnie uruchamia specjalną platformę

Synowe pani Luby z dziećmi na rękach pokonywały kolejne kilometry. Na granicy czekał na nie Filip Chajzer ze swoją ukochaną. „Ale na granicy była osobna kolejka tylko dla matek z dziećmi i przesuwała się szybko. Po drugiej stronie czekali już Filip ze swoją partnerką Gosią, którzy przywieźli rodzinę do Warszawy. Pierwszą noc dziewczyny przespały w kawalerce pani Luby. Następnego dnia przeniosły się do mojej, którą mam niedaleko pracy. Tam wreszcie mogły odpocząć”, wyznał w Party prezenter.

Zygmunt Chajzer nie ukrywał, że najbardziej wstrząsnęło nim pytanie jednej z dziewczynek. „Wstrząsnęło mną to, co usłyszałem od jednej z mam. Najmłodsza dziewczynka, która zresztą w podróży zachorowała na zapalenie oskrzeli, zapytała ją rano: „Mamo, dlaczego nie ma syren?”. Głośne wycie alarmów przeciwbombowych tak utkwiło jej w pamięci...”, dodał.

Rodzina jest na szczęście bezpieczna i bardzo dobrze czuje się w Warszawie. Prezenter jest poruszony działaniami Polaków, ich solidarnością i tym, jak wielu z nich otworzyło swoje domy przed potrzebującymi. „My, Polacy, świetnie się sprawdzamy w sytuacjach wyjątkowych. Od razu jest zryw i jesteśmy gotowi do działania. Ale teraz trzeba już myśleć długofalowo. Uchodźcy przyjechali do Polski praktycznie bez niczego. Nie mają pieniędzy. Trzeba będzie zorganizować dzieciom naukę, młodszym opiekę, pomyśleć o zatrudnieniu do tego kobiet, które przyjechały. Czeka nas ogromny organizacyjny wysiłek”, dodał w Party.

Reklama

Czytaj też: Anna i Robert Lewandowscy angażują się w pomoc Ukrainie: „Wszyscy zakasaliśmy rękawy i zaczęliśmy działać”

Piętka Mieszko/AKPA
VIPHOTO/East News
Reklama
Reklama
Reklama