Zuzanna Łapicka o skomplikowanej relacji z ojcem: „Zawsze starałam się zrobić na nim wrażenie. Tylko na jego zdaniu mi zależało”
Przypominamy wywiad, którego córka Andrzeja Łapickiego udzieliła pięć lat po jego odejściu
Po czterdziestce rozwiodła się i kompletnie zmieniła życie. Po sześćdziesiątce została hedonistką. Tak Zuzanna Łapicka, córka Andrzeja Łapickiego i była żona Daniela Olbrychskiego, opowiadała o sobie w lipcu 2017 roku, rok przed swoim odejściem... Przypominamy wywiad z dziennikarką, który ukazał się na łamach magazynu "Uroda Życia".
Zuzanna Łapicka o poważnej chorobie, skomplikowanej relacji z ojcem i rozwodzie - archiwalny wywiad
To zdjęcie u góry, w ogrodzie, zrobiła Magda Umer.
Dokładnie rok temu. Przyjechałam do niej prosto ze szpitala, gdzie dowiedziałam się o niewesołej diagnozie, ale o tym nie będziemy gadać. Powiedziałam „Zrób mi zdjęcie, jest ładna pogoda – będziesz miała fajne wspomnienie”.
Kobiety są w twoim życiu ważniejsze od mężczyzn?
Zdecydowanie! Zaraz po naszym ślubie Daniel pojechał z synem, Rafałem, na wakacje za granicę, a ja z radością z Magdą do Chałup. Miałyśmy fantastyczny miodowy tydzień! Wtedy w Chałupach wynajmowało się jeszcze pokój z miednicą na wodę i toaletą na zewnątrz. Całe lata jeździłyśmy tam same małym fiatem.
Przyjaźń jest w życiu najważniejsza. Ale uważam też, że bez przyjaźni nie ma małżeństwa. Tego nauczyli mnie rodzice. Zawsze mieli sobie coś do powiedzenia, zawsze byli blisko.
Zuzanna Łapicka-Olbrychska o ojcu, Andrzeju Łapickim
Niedługo minie piąta rocznica śmierci Andrzeja Łapickiego, twojego taty.
Tak, 21 lipca. Mama umarła siedem lat wcześniej, 22 lipca. Moja córka powiedziała: „Dziadziuś, jak to gentleman, nie chciał się spóźnić na rocznicę śmierci Babci i odszedł dzień wcześniej”.
Twoi rodzice byli ze sobą ponad 60 lat.
Tak. Byli ze sobą bardzo blisko. Te lata po śmierci mamy to jest taki epilog, którego nie mam prawa ani oceniać, ani komentować, bo wydaje mi się, że nikt nie wie, jak to jest, kiedy ma się nagle 85 lat i zostaje się w życiu samemu. Po śmierci mamy spędzałam z tatą wszystkie weekendy i wakacje, ale mojej mamy nie miałam szans mu zastąpić. Poznali się, jak tata miał 22 lata, do jej śmierci codziennie rozmawiali ze sobą do nocy.
A dlaczego zdecydowałaś się na życie singielki?
Zmęczyłam się małżeństwem. Daniel miał takiego ulubionego czeskiego sportowca, Emila Zatopka, który trenował w stalowych ciężkich butach, a potem, jak je zdejmował, to wygrywał wszystkie wyścigi. I ja się czułam w tym małżeństwie jak Zatopek w stalowych butach.
Zobacz także: „Miałam tak ciekawe życie, jakbym miała dwa życia!”. Ostatni wywiad Zuzanny Łapickiej…
Zuzanna Łapicka-Olbrychska o małżeństwie z Danielem Olbrychskim
Daniel nie był łatwym partnerem.
Z domu wyniosłam wzorzec kobiety, żony wyrozumiałej. Mama tolerowała niewierności mojego ojca, wychodziła z założenia, że skoro wyszła za mąż za najprzystojniejszego aktora w Polsce, to jakieś koszty muszą być. Zwłaszcza że tata te romanse traktował raczej niepoważnie. Myślałam, że wychodząc za mąż za Kmicica, też temu podołam. Jak moja mama. Ale okazało się, że koszty są dla mnie za duże. Jako pierwsza od pokoleń w naszej rodzinie przerwałam sztafetę kobiet zbyt tolerancyjnych. Czułam, że rozwodzę się za siebie, za mamę, za babcię i za prababcię. I to dodało mi siły. Jak już raz zrzuciłam te stalowe buty, to wiedziałam, że więcej do nich nie wrócę.
Twoja mama była szczęśliwa w małżeństwie?
Myślę, że mimo wszystko bardzo. Wszystkie – ona, babcia i prababcia – miały przystojnych mężów, uważając, zresztą niesłusznie, że same nie są tak atrakcyjne. Żyły zgodnie z fredrowską zasadą, że „mężczyźnie wszystko dozwolone” – zupełnie jak w XIX wieku. Przerwałam tę tradycję. Rozwód dał mi siłę i wiedziałam, że nigdy więcej nie chcę już odczuć upokorzenia, nie chcę widzieć siebie w roli ofiary. Jako singielka w pełni kontroluję swoje życie.
Co tata sądził o twoim małżeństwie?
Przeżywał, tak jak ja, a może bardziej. Sam pewnie nie zdawał sobie wcześniej sprawy, jakim był trudnym mężem dla mojej mamy. I nagle zobaczył to w moim małżeństwie z Danielem. Takie lustro. To musiało być bolesne.
Co mama powiedziała na wieść o tym, że się rozwodzisz?
Była przerażona. Nie wyobrażała sobie, że można żyć bez mężczyzny. Bała się, jak sobie poradzę. Nigdy nie pracowała, bo tata mówił, że pracujące kobiety nie są dla niego kobiece. Mama całe życie siedziała w domu i na niego czekała. Ja rzuciłam ten kierat po czterdziestce, a moja córka, Weronika, jest już następnym pokoleniem kobiet wolnych. Jest kompletnie samodzielną singielką, mieszka w Nowym Jorku, zrobiła karierę, jest szefem produkcji w kultowej marce Proenza Schouler. Ma przebojowe geny po ojcu.
Może nie wszyscy mężczyźni są tacy trudni w życiu?
Ale mnie zawsze interesowali tylko trudni mężczyźni. A trudni wymagają skupienia na sobie całej uwagi. Nie wiem, czy potrafiłabym być z kimś, kto byłby skupiony na mnie. Chyba szybko bym się tym zmęczyła.
Szukałaś trudnych, ale też wybitnych. Takich, którymi można zaimponować ojcu?
Na pewno. Podświadomie, ale tak. Kiedy związałam się z Danielem, zaczynał międzynarodową karierę, zagrał właśnie w „Blaszanym bębenku” Schlöndorffa. Wiedziałam, że to jest ktoś, kto pozycją nie tylko dorównuje mojemu ojcu, ale być może nawet go przewyższa. I to była dla mnie pewna satysfakcja.
Ale nie musiałaś przecież imponować ojcu, zawsze byłaś jego ukochaną córeczką, oczkiem w głowie.
Ale miałam – może urojone – ambicje, że powinnam mieć równie interesującego mężczyznę u boku.
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć: to założenie było błędne. Postać ojca jest w moim życiu kluczowa, czym więcej o tym myślę, tym bardziej widzę, jak na nim zaważył. Większość rzeczy robiłam, aby mu sprawić radość albo cierpienie. Wiedziałam, że lubi zgrabne kobiety, to ja odwrotnie – objadałam się ciastkami i tyłam. Na złość, że nie będę spełniać jego kryteriów.
Dlaczego zaważył na twoim życiu?
Bo tata, nigdy nie wszedł w rolę ojca, który karze i nagradza, chodzi na wywiadówki i pilnuje odrabiania lekcji. Postawił się w pozycji partnera do rozmowy. Pierwszy raz pojechałam z nim, bez mamy, na wspólne wakacje do Jugosławii, mając 16 lat. Kiedy spytałam, dlaczego nie zabierał mnie wcześniej, odpowiedział bez cienia wstydu: „A wiesz, bo ja nie lubię dzieci”. Wymagał ode mnie poczucia humoru, błyskotliwości i inteligencji. A może to ja wymagałam tego od siebie? Zawsze starałam się zrobić na nim wrażenie. Tylko na jego zdaniu mi zależało.
Jak poszłaś do szkoły, to twój tata był już słynnym aktorem po roli w „Lekarstwie na miłość” u boku Kaliny Jędrusik.
Tak, to był jego szczyt popularności. Pokazywali mnie po tym filmie w szkole palcem. Zawsze jak pojawiał się jakiś nowy film ojca, w którym była tak zwana scena łóżkowa, albo się chociaż całował, leciałam do mamy z pytaniem, czy mogę nie iść do szkoły. I mama zawsze pisała w dzienniczku: „Zuzia przeziębiona…”.
Rozumiała ten mój wstyd. W szkole zawsze zresztą czułam, że muszę sobie zaskarbić sympatię otoczenia. Bo oni z góry zakładali, że jako córka znanego aktora muszę być zarozumiała. Byłam aż nadto wesoła, miła, trzy razy bardziej zabawna. To było dosyć męczące.
Czytaj również: „Ja nie mam żadnej depresji, ja po prostu mam tylko raka trzustki”. Magda Umer o Zuzannie Łapickiej
Zuzanna Łapicka-Olbrychska o książce i dzienniku Andrzeja Łapickiego
Kiedy ci to przeszło?
Całkiem niedawno, kiedy dowiedziałam się, że nie jestem nieśmiertelna. Kompletnie przestałam się starać, zabiegać o sympatię. I świetnie się z tym czuję. Jest taki dowcip, że przychodzi facet do lekarza i mówi: „Panie, jest mi smutno, mam depresję”. A lekarz na to, że przyjechał właśnie do miasta cyrk i jest w nim podobno strasznie zabawny klaun, który leczy wszystkich ze smutku. A pacjent na to: „To właśnie ja jestem tym klaunem”. I tak mniej więcej wyglądało do niedawna moje życie. Próbowałam w dowcip owinąć wszystkie dramaty. Cały czas żyłam wobec oczekiwań innych. Starałam się sprawiać ludziom radość. Teraz mam już wszystko w nosie. Sprawiam radość wyłącznie sobie. Zostałam hedonistką.
Masz poczucie, że jesteś już wyłącznie sobą – nie córką czy żoną?
Pamiętam, jak po studiach wprowadziłam się do mieszkania na osiedlu na Stawkach i w pralni, jak pytali
o nazwisko, podawałam Łapicka. Chwilę potem wyszłam za Daniela i w tej samej pralni podawałam nazwisko Olbrychska. Pracownicy mrugali do siebie porozumiewawczo: „Znowu ta wariatka, ciekawe, co wymyśli za dwa tygodnie”. To był jeszcze czas przed tabloidami. Nikt nie wiedział, jak wygląda żona Daniela. Spisałam niedawno wspomnienia z tamtych czasów, szykuję książkę, ale wystraszyłam się – szczególnie po śmierci taty, który w ostatnim etapie życia stał się bohaterem tabloidów. Boję się, że po premierze książki mnie mogłoby spotkać to samo. Wciąż odkładam to na jutro.
Przygotowujesz też wydanie wspomnień swojego taty.
Tata pisał dzienniki – od 1984 roku, kiedy wkroczył do polityki, bo uważał, że zawód aktora nie jest odpowiedni dla mężczyzny po pięćdziesiątce. W roku 1989 wygrał w wyborach z Urbanem, co go niesłychanie cieszyło, sfotografował się z Wałęsą i wszedł w nowy etap życia. Wtedy w jego zapiskach była euforia, potem przychodzi rozczarowanie – polityką i Polską. Pisał te dzienniki 21 lat, do śmierci mamy. W dniu jej śmierci, 22 lipca 2005 roku, napisał wielkimi literami: KONIEC. Obiecałam mu, że wydam te dzienniki po jego śmierci. Minęło pięć lat i nie mogę już czekać. Zwłaszcza że mój wrodzony optymizm każe mi wierzyć w życie pozagrobowe i boję się, że jak się tam spotkamy, to mi nawymyśla, że tego nie dopilnowałam.
Czytaj też: Ten romans rozbił małżeństwo Daniela Olbrychskiego. Jego owocem jest syn Viktor
Rozmawiała Magdalena Żakowska