Magdalena Adamowicz: „Czuję, że jesteśmy z nim pożegnane”
Żona prezydenta Gdańska wspomina ich ostatni wspólny urlop...
Rodzina Pawła Adamowicza przeżywa teraz bardzo trudne chwile. Magdalena i Paweł Adamowiczowie byli małżeństwem przez niemal 20 lat. Razem wychowywali dwie córki 15-letnią Antoninę i 8-letnia Teresę. Prezydent Gdańska był bardzo zapracowanym człowiekiem, ale każdą wolną chwilę poświęcał rodzinie i zawsze był to czas wykorzystany w stu procentach. Dzięki temu rodzina ma wiele pięknych wspomnień o Pawle Adamowiczu. Jednym z nich są ostatnie niezapomniane wakacje.
Ostatnie wakacje Pawła Adamowicza z rodziną
Starsza córka Pawła Adamowicza uczy się w Stanach Zjednoczonych. Przez większość czasu jest z nią matka. „Warunkiem moim, zgodą, aby Paweł startował w wyborach po raz kolejny było to, aby nasza córka mogła wyjechać za granicę. Aby nie była przy tym hejcie, gdzie często media albo jego przeciwnicy polityczni prześcigali się w różnych absurdalnych oszczerstwach. Nasza córka starsza jest bardzo mądra, wrażliwa, dużo rozumie. Chciałam ją chronić. Widziałam, że jest dla niej najcięższe. Dlatego postanowiliśmy, żeby na jeden rok wyjechała. Żeby to wszystko przeszło. Ja po wyborach dołączyłam do niej”, opowiedziała wczoraj Magdalena Adamowicz powiedziała w programie Fakty po Faktach w rozmowie z Piotrem Jaconiem.
W dzień śmierci Pawła Adamowicza jego żona była w drodze z USA do Polski, dlatego mówiono, że małżonkowie nie zdążyli się pożegnać. Magdalena Adamowicz uważa jednak inaczej. Wspólny czas, który spędzili niedawno całą rodziną, był dla nie ważniejszy. To cenne wspomnienie, które zachowała w sercu. „Boję się o przyszłość moją i dzieci. Jestem silna dziś, chciałabym być jak najdłużej. Modlę się, żeby te siły nie osłabły, ale gdzieś mam taki lęk, jak sobie poradzimy. Wczoraj córka mówi: mamo, już nigdy nie będę mogła przytulić się do taty, do jego ramienia, do jego kochanej brody. One uwielbiały tak miziać po brodzie taty. Był bardzo ciepły. Jak byliśmy teraz na urlopie, to codziennie była rotacja, kto śpi z tatą: raz jedna córka, raz druga, raz ja. Niektórzy mówią, że nie zdążyliśmy się pożegnać, ale to był nasz wspaniały, wyjątkowy czas. Nigdy nie byliśmy dwa tygodnie razem, bez nikogo i w warunkach, że wszystko musimy robić. To nie były wczasy, tylko byliśmy sami. Spóźnił się Pawła samolot na wylot do Polski, mieliśmy dużo więcej czasu na lotnisku i tuliliśmy się, córki się żegnały. Zrobiliśmy ostatnie zdjęcie. Młodsza córka, tak jak nigdy, płakała: tatusiu, tatulku, nie odjeżdżaj. Ale on miał w lutym znów przyjechać na kilka dni. To było wyjątkowe pożegnanie i czuję, że jesteśmy z nim pożegnane”, wyznała w szczerej rozmowie.
To tylko jedno z wielu pięknych wspomnień, które zachowała w pamięci. Minie jednak jeszcze dużo czasu, zanim pogodzi się z tym, co spotkało całą rodzinę. „Mam dużo jasnych wspomnień, chociaż tak jak mówiłam, Paweł mało bywał w domu i czasami wydaje mi się, że to jest sen. Że ja się zaraz obudzę i on będzie, ale potem przychodzi to, że coś się zmieniło. Mamy dużo wspomnień. Dużo pracował też w domu. Przez ostatni rok miał kampanię, pisał książkę, ale jak robiliśmy coś wspólnie, to robiliśmy to na sto procent. Jak rozmawiał z córką, to koncentrował się na niej, słuchał jej, traktował ją jak równego sobie partnera, a nie tylko jak dziecko”, powiedziała Piotrowi Jaconiowi.