Reklama

Jacek Borkowski, aktor znany m.in. z serialu "Klan", poinformował w sobotę o śmierci swojej ukochanej żony, Magdaleny, która, jak podał "SuperExpress", chorowała na białaczkę. "Słońce moje zgasło" – aktor napisał na swoim profilu na Facebooku.

Reklama

Małżeństwem byli od 2009 roku. Poznali się 7 lat wcześniej. Wtedy, w 2003 roku, świeżo zakochani udzielili "Vivie!" wywiadu, w którym opowiedzieli Krystynie Pytlakowskiej o uczuciu, które przyszło jak lawina. Choć on miał wtedy żonę, przypadkowe spotkanie zupełnie zmieniło ich życie. Kiedy się spotkali, pani Magda była na służbowym wyjeździe. Gdyby, jak planowała, poszła przed obiadem do hotelowego pokoju, mogłaby nigdy nie spotkać miłości swojego życia... Wystarczyło 25 minut w restauracji, by nie chcieli się więcej rozstawać. Razem musieli zawalczyć o ten związek, lecz nie wyobrażali sobie innego rozwiązania – miłość musiała zwyciężyć. Pani Magdalena była wtedy w pierwszej ciąży. Para doczekała się dwójki dzieci - Magdy i Jacka.

Składamy wyrazy współczucia i szczere kondolencje panu Jackowi i całej rodzinie. I przypominamy wywiad, który jest dowodem jak wyjątkowa to była miłość...

– Jak to się wła­ści­wie sta­ło?

Ja­cek Bor­kow­ski: Nie wiem. Sta­ło się po pro­stu. To nie dzie­je się w jed­en dzień. Gro­ma­dzi się, gro­ma­dzi i nagle za­czy­na to­czyć się jak la­wi­na. Za­gar­nia wszyst­ko po dro­dze.

Mag­da Go­to­wiec­ka: Żad­ne z nas nie cze­ka­ło na tę la­wi­nę, nie pla­no­wa­ło cze­goś ta­kie­go. To był zda­wa­ło­by się nor­mal­ny dzień.

J.B.: Nor­mal­ny? Za­pa­mięta­my go na ca­łe ży­cie. On się tyl­ko za­czął nor­mal­nie. A po­tem stał się ab­so­lut­nie wy­jąt­ko­wy.

– Bo ktoś za nas wszyst­ko pla­nu­je?

J.B.: Mo­że tak. W każ­dym ra­zie od ra­zu, po kil­ku zda­niach, za­żar­to­wa­łem: "Będziesz mo­ją żo­ną".

M.G.: Je­stem dość nie­uf­na. A on przed­sta­wił mnie ja­ko swo­ją żo­nę oso­bie, któ­ra pro­si­ła o au­to­graf.

J.B.: Sie­dzie­li­śmy w re­stau­ra­cji. Po­de­szła ja­kaś pa­ni i pro­si, że­bym na­pi­sał jej au­to­graf w do­wo­dzie osobistym. Mó­wię, że na­pi­szę jej na ja­kiejś kart­ce. I wte­dy Mag­da spy­ta­ła, też żar­tu­jąc, dla­cze­go jej nie popro­si o autograf.

M.G.: Ona na to: "A kim pa­ni jest?" A Ja­cek: "Jak to kim? To mo­ja żo­na".

Krzysztof Opaliński

– Spo­tka­li­ście się w To­ru­niu?

M.G.: Tak. By­łam tam już od trzech dni, służ­bo­wo. Je­stem przed­sta­wi­ciel­ką han­dlo­wą pew­nej fir­my. Tamtego dnia w ogó­le nie mia­łam na nic ocho­ty. By­łam zmęczo­na. My­ślę: po­ja­dę, prze­bio­rę się, a po­tem mo­że pój­dę coś zjeść. Ale stwier­dzi­łam, że szko­da cza­su na prze­bie­ra­nie się. Że od ra­zu wej­dę do ja­kiejś re­stau­ra­cji.

J.B.: I jak tu nie wie­rzyć w prze­zna­cze­nie. Gdy­by przy­szła go­dzi­nę póź­niej, już by mnie tam nie by­ło. A tak… Kie­dy wsze­dłem do Sfink­sa, ona już tam sie­dzia­ła. Uśmiech­nęła się do mnie. Ma bar­dzo uj­mu­ją­cy uśmiech.

M.G.: Gdy wszedł, od ra­zu za­wi­ro­wa­ło. Za­pa­no­wa­ło za­mie­sza­nie, wia­do­mo – ak­tor, zna­na twarz. Uśmiechnęłam się. On twier­dzi, że do nie­go. A ja uśmie­cha­łam się dla­te­go, że mia­łam za so­bą cięż­ki dzień, pe­łen niepowodzeń. Do­pie­ro tam, przy obie­dzie, tro­chę ode­tchnęłam. By­łam bli­ska pła­czu, ale gdy zobaczyłam Jac­ka, po­my­śla­łam, że to je­dy­ny mi­ły ak­cent te­go dnia. I uśmiech­nęłam się. Wszy­scy się do nie­go uśmiecha­li.

J.B.: Do­strze­głem ją od ra­zu. Usia­dłem tak, by ją wi­dzieć.

M.G.: Też chcia­łam od cza­su do cza­su na nie­go po­pa­trzeć, ale wte­dy mu­sia­ła­bym wy­ko­nać ruch ca­łym ciałem, a sta­ra­łam się ro­bić to dys­kret­nie.

J.B.: Na­sze spoj­rze­nia spo­ty­ka­ły się. Mag­da spusz­cza­ła gło­wę.

M.G.: Po­czu­łam się ja­koś bar­dzo onie­śmie­lo­na. Z te­go wszyst­kie­go ob­la­łam się ca­ła wo­dą mi­ne­ral­ną. A on zaczął sło­dzić her­ba­tę i wy­sy­pał mu się ca­ły cu­kier.

J.B.: Roz­ba­wi­łem ją tym. Za­częła się śmiać.

M.G.: Po­de­rwał się i pod­szedł do mnie: "Cześć, jak masz na imię?"

J.B.: I na­tych­miast się oświad­czy­łem.

M.G.: Tak na­praw­dę do­pie­ro po trzech dniach. Tak ja­koś bar­dzo mło­dzień­czo. Przy­słał mi SMS, że mnie kocha. Czy­tam tę wia­do­mość. O Bo­że, on jest nie­nor­mal­ny – mó­wię. To nie mo­że być praw­da.

J.B.: Ale to by­ła praw­da. Ta­kie rze­czy się wie.

M.G.: Ja też to czu­łam. Że on jest szcze­ry.

– I nie by­ło żad­nych wąt­pli­wo­ści?

M.G.: By­ły. To ta­ka mie­szan­ka. Raz je mia­łam, raz nie.

J.B.: Ale umia­łem ją ja­koś prze­ko­nać, że to, co czu­ję, to prawda.

– Ale chodziło przecież o zmia­nę ca­łe­go ży­cia. I wte­dy też nie ma wąt­pli­wo­ści?

J.B.: Nie wiem. Gdzieś tam wie­le my­śli się o tym. Ale gdy przy­cho­dzi ta­ki mo­ment, gdy czło­wiek czu­je się udu­szo­ny, kie­dy nie ma si­ły żyć w cią­głej pu­st­ce, w tym co, by­ło.

M.G.: Ja na­wet na po­cząt­ku nie wie­dzia­łam, że Ja­cek ma ro­dzi­nę. Ży­łam tyl­ko swo­ją pra­cą, w zu­peł­nie innym śro­do­wi­sku. Nie in­te­re­so­wa­łam się plot­ka­mi. Nie spy­ta­łam więc Jac­ka: "A mo­że ty je­steś żo­na­ty?".

J.B.: O tym, że mam ro­dzi­nę, Mag­da do­wie­dzia­ła się do­pie­ro z in­ter­ne­tu.

M.G.: Usia­dłam przy kom­pu­te­rze, po­szu­ka­łam in­for­ma­cji o Jac­ku. I do­wie­dzia­łam się, że ma żo­nę.

Krzysztof Opaliński

– Szok?

M.G.: Nie. W koń­cu męż­czy­zna po­nad 40-let­ni po­wi­nien mieć ro­dzi­nę.

J.B.: Te­raz moż­na do­ra­biać ja­kąś ide­olo­gię. A to, że po­trze­bo­wa­łem od­mia­ny, ad­re­na­li­ny, że znu­dzi­łem się swo­im związ­kiem. Praw­da jed­nak jest in­na. Na mo­jej dro­dze sta­nęła ko­bie­ta, bez któ­rej już nie by­łem w stanie wyobra­zić so­bie przy­szło­ści. Ko­bie­ta z mo­ich ma­rzeń. Ule­głem i ty­le.

M.G.: I ja ule­głam. Są pew­ne spra­wy, z któ­ry­mi nie spo­sób wal­czyć.

– A jed­nak wcze­śniej też zda­rza­ły się w Pa­na ży­ciu róż­ne za­wi­ro­wa­nia. Od­cho­dził Pan od żo­ny, wracał… Mó­wi­ło się, że jest Pan bar­dzo ko­chli­wy.

J.B.: Nie, nie. Tyl­ko raz od­sze­dłem, ale po ty­go­dniu wró­ci­łem. Pa­ni my­li dwie spra­wy, któ­re trze­ba rozgraniczyć. Je­stem fa­ce­tem. Ko­bie­ty za­wsze mi się po­do­ba­ły. I ni­gdy nie uda­wa­łem, że jest ina­czej. Ale gdy uj­rza­łem Magdę, o sek­sie nie po­my­śla­łem.

M.G.: Po­win­nam się ob­ra­zić?

J.B.: Nie. Wi­dzia­łem cie­bie ja­ko ca­łość. Za­uro­czy­łaś mnie, oczy, wło­sy, spoj­rze­nie, uśmiech, du­sza. Wszystko. To ro­dzaj po­ra­że­nia i pew­no­ści, ja­ką zdo­by­wa się w cią­gu kil­ku mi­nut.

M.G.: Do­siadł się, a po 25 mi­nu­tach wy­szli­śmy ra­zem.

J.B.: I już się nie roz­sta­li­śmy. To by­ło tak na­tu­ral­ne, jak od­dy­cha­nie. Bez żad­nych tłu­ma­czeń.

– Kie­dy po­wie­dział Pan żo­nie?

J.B.: Mag­dę po­zna­łem 27 li­sto­pa­da. Ka­si po­wie­dzia­łem 13 grud­nia.

M.G.: Życz­li­wi i tak wcze­śniej jej do­nie­śli.

J.B.: Ta­kie rze­czy szyb­ko się roz­no­szą. Tym bar­dziej, że nie ukry­wa­łem swo­je­go szczęścia. Nie je­stem zakłama­ny. Mó­wię, co czu­ję. To by­ło wi­dać po mnie, na mo­jej twa­rzy. Chcia­łem ogło­sić to ca­łe­mu świa­tu. Że ko­cham. Że je­stem szczęśli­wy, bo zna­la­złem ko­bie­tę mo­je­go ży­cia.

– Trze­ba od­wa­gi, że­by wszyst­ko po­zmie­niać. Wie­lu fa­ce­tów po iluś tam la­tach mał­żeń­stwa za­kła­da cie­płe kap­cie i ze stra­chu mil­czy.

J.B.: Ale te cie­płe kap­cie pa­li­ły mnie od wie­lu lat. Mia­łem w so­bie tęsk­no­tę za czymś au­ten­tycz­nym, za pełnią. A ja ze swo­ją żo­ną już nie umie­li­śmy wca­le roz­ma­wiać. Ile moż­na tak żyć?

– Tyl­ko jak po­wie­dzieć to tym, któ­rzy zo­sta­ją?

J.B.: Po dro­dze zo­sta­wia się za­wsze ja­kieś oso­by. Sta­ram się o tym nie my­śleć. Gdy­bym się tym gryzł, od ra­zu po­wi­nie­nem za­ło­żyć ha­bit za­kon­ni­ka. Nie będę się bi­czo­wał. Po­sze­dłem za gło­sem ser­ca.

M.G.: I na­wet je­śli ja mia­łam opo­ry, Ja­cek szyb­ko je roz­wiał. On po pro­stu doj­rzał do zmian. Zmie­nił­by swoje ży­cie i tak. Ja nie by­łam te­go po­wo­dem, ale skut­kiem.

J.B.: Bo nie mam dzie­sięciu żyć, ale jed­no. Chcia­ła­by pa­ni, że­bym już do koń­ca wszyst­kie no­ce prze­spał samot­nie i że­bym był nie­szczęśli­wy? Te­go mi pa­ni ży­czy?

Krzysztof Opaliński

– Ależ skąd. Lu­bię, gdy lu­dzie są szczęśli­wi. Ale są sy­tu­acje, gdy na­sze szczęście czy­ni in­nych nieszczęśli­wy­mi.

J.B.: A ja­ką ja mia­łem pew­ność, wcho­dząc w zwią­zek 20 lat te­mu, że nie spo­tka mnie to sa­mo? Że ta kobieta nie po­wie mi: "Od­cho­dzę".

– I co by Pan od­po­wie­dział?

J.B.: Po­ca­ło­wał­bym ją w rękę i od­rzekł: "Żyj da­lej i bądź szczęśli­wa". Ale tak się zło­ży­ło, że to ja powiedziałem: "Od­cho­dzę". I ty­le. Nie chcę się nad tym roz­wo­dzić, ana­li­zo­wać te­go.

M.G.: 3 stycz­nia wy­pro­wa­dził się z do­mu. Przed­tem by­ła jesz­cze bar­dzo trud­na roz­mo­wa, ale ja sta­ra­łam się być od te­go z da­le­ka. Od­se­pa­ro­wał mnie. Po męsku za­ła­twiał swo­je po­przed­nie spra­wy.

J. B.: Z Mag­dą nie by­ło te­go pro­ble­mu. W mo­men­cie, kie­dy się spo­tka­li­śmy, by­ła już wol­na.

– Nie mia­ła Pa­ni w so­bie lęku, że to nie tak, że to dzie­je się za szyb­ko?

M.G.: Lęk za­wsze ist­nie­je. Ale Ja­cek wła­ści­wie nie zo­sta­wił mi miej­sca na strach.

J.B.: Jesz­cze za­nim Mag­da wyj­dzie z do­mu, już za nią tęsk­nię.

M.G.: Naj­trud­niej­sze roz­mo­wy by­ły z Ka­ro­li­ną…

J.B.: Ka­ro­li­na ma już 20 lat i nie da­je się. Jest twar­da. Co­dzien­nie ga­da­my, dzwo­ni­my do sie­bie. Ca­ły czas się z nią spo­ty­kam.

M.G.: Mnie się to po­do­ba. Męż­czy­zna mu­si być od­po­wie­dzial­ny za swo­je dziec­ko.

J.B.: Na­wet je­śli jest już do­ro­słe. Ka­ro­li­na oczy­wi­ście mia­ła mi za złe. By­ła wście­kła. Ale te­raz już się z tym pogo­dzi­ła, że nie będę z jej mat­ką.

– Po­lu­bi­ła Mag­dę?

M.G.: Nie po­zna­ły­śmy się oso­bi­ście.

J.B.: Nie chcia­łem wy­wie­rać pre­sji, po­na­glać do cze­goś.

M.G.: Dziś pro­si­ła, że­by mnie po­zdro­wić. Za wie­le emo­cji te­mu to­wa­rzy­szy­ło.

Krzysztof Opaliński

– Kie­dyś jed­nak będzie­cie go­to­we usiąść przy jed­nym sto­le?

J.B.: Chy­ba tak. Osta­tecz­nie będzie mia­ła bra­ta, któ­re­go mat­ką zo­sta­nie Mag­da.

M.G.: I on sta­nie się jej naj­bliż­szą ro­dzi­ną. Wpraw­dzie 20 lat młod­szy, ale będzie. I będzie ko­chał swo­ją starszą sio­strę bar­dziej niż kto­kol­wiek. Bo to są więzy krwi, nie uda się ich wy­kre­ślić.

J.B.: Na ra­zie na­zy­wa­my go Ju­nior. Ma­my tyl­ko 90 pro­cent pew­no­ści, że to będzie chło­piec. Ale Mag­da za pięk­nie wy­glą­da jak na dziew­czyn­kę.

M.G.: Ter­min po­ro­du jest na 13 paździer­ni­ka.

– I zno­wu wszyst­ko sta­ło się tak szyb­ko. Nie za szyb­ko?

M.G.: Wie pa­ni, ja mam 30 lat i już po­czu­cie mi­ja­ją­ce­go cza­su. Bar­dzo chcia­łam mieć dziec­ko, tyl­ko nie widzia­łam wo­kół sie­bie kan­dy­da­ta na je­go oj­ca.

J.B.: Za szyb­ko? Nie, skąd­że. Je­stem w eu­fo­rii. Dziec­ko trze­ba mieć z uko­cha­ną ko­bie­tą. Wszyst­ko ukła­da się u nas jak w pa­sjan­sie.

– Uro­dzi­cie ra­zem, oczy­wi­ście?

J.B.: Nie wiem, czy wy­trzy­mam psy­chicz­nie na­pięcie. Bo je­stem strasz­ny ner­wus. A ro­dzić wspól­nie będę pierw­szy raz.

– I oczy­wi­ście weź­mie­cie ślub?

J.B.: Naj­pierw roz­wód. Są z tym pew­ne trud­no­ści, ale nie chcę mó­wić źle o mo­jej żo­nie. Ro­zu­miem ją. Jestem pe­wien, że ja­koś się z tym wszyst­kim upo­ra. To mą­dra ko­bie­ta, z in­ną nie żył­bym 20 lat. W koń­cu po­go­dzi się z nie­uchron­no­ścią zda­rzeń.

Krzysztof Opaliński

– I nie­od­wra­cal­no­ścią?

J.B.: Tak. Ja po pro­stu nie wy­obra­żam so­bie ży­cia bez Mag­dy. Bu­dzę się co­dzien­nie szczęśli­wy, że jest obok. To pierw­sza ko­bie­ta, part­ner­ka, któ­ra ni­cze­go ode mnie nie żą­da. Tyl­ko że­bym był.

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama