Reklama

René Angélil, mąż Céline Dion, przegrał walkę z rakiem. Walczył, a żona razem z nim. Do końca wierzyła, że ukochany pokona chorobę, która trzy lata temu wróciła po raz drugi. Niestety nie udało mu się oszukać przeznaczenia.

Reklama

Gdy ponownie musiał zmierzyć się ze śmiertelną chorobą, Céline udzieliła wywiadu dziennikarce i przyjaciółce, Julie Snyder. Na początku sierpnia 2014 roku podczas tej rozmowy z optymizmem opowiadała o tym, jak – mimo choroby męża – wraca do pracy. Tak jak w 1999 roku, kiedy choroba zaatakowała po raz pierwszy. Wtedy padł cios, gdy wszystko w życiu artystki właśnie zaczęło się układać. Bo zanim w 1994 roku zwieńczyli swój długoletni związek ślubem w katedrze Notre Dame, przez wiele lat ukrywali miłość. Starszy o 26 lat René miał rodzinę i obawiał się opinii publicznej. Wkrótce po ślubie okazało się, że nie mogą mieć dzieci. Gwiazda rozpoczęła kurację hormonalną niemal w tym samym momencie, gdy u męża zdiagnozowano raka. Na szczęście pokonał nowotwór, a ona wkrótce, dzięki in vitro, urodziła syna.

Za drugim razem też spodziewała się dobrego zakończenia. Ale los chciał inaczej - René usłyszał straszną diagnozę: nawrót choroby. Dziesięć dni po opublikowaniu wywiadu w „Paris Match” w 2014 roku Céline wydała oświadczenie, że zawiesza karierę na czas nieokreślony, żeby poświęcić mężowi cały swój czas.

Przypomnijmy wzruszający wywiad z piosenkarką z tygodnika "Paris Match", który ukazał się w "Vivie!" we wrześniu 2014 roku.

"Viva!"

Celine Dion z mężem latem 2014, "Viva!" wrzesień 2014

– Na zdrowie, wesołych świąt Bożego Narodzenia! (stukamy się z Céline, trzymając w dłoniach – jedna kieliszek szampana, a druga zieloną herbatę).
Wesołych świąt!

– Céline, czytelnicy nie zrozumieją, dlaczego w środku lata życzymy sobie: „Wesołych świąt!”. A my po prostu kończymy nasze rozmowy, które prowadzimy z przerwami od stycznia. Mówimy tak z przymrużeniem oka, aby „oddramatyzować” to, co przydarzyło się Tobie i Twojemu mężowi i menedżerowi René Angélilowi. To właśnie w tym czasie wykryto u René drugi nowotwór. Boże Narodzenie – tak radosne święta – było dla Was w tym roku wyjątkowo trudne.

Byliśmy wtedy w Los Angeles… W dniu, w którym René dowiedział się o chorobie, ja miałam próby do programu „The Voice USA”. René rano poszedł do lekarza. Okazało się, że w jamie ustnej ma wrzód, który się nie goi. A było to tuż przed naszym wyjazdem do Europy…

– Mimo to zdecydowaliście się pojechać?
Nie od razu pomyśleliśmy o raku. Gdybyśmy żyli z tą myślą, co to byłoby za życie! Od czasu wykrycia pierwszego nowotworu u René, w 1999 roku, minęło przecież tyle lat. I szczęśliwie nic się nie działo. Ale nie będę ukrywać, że ludzie, którzy kiedyś chorowali na raka, a także ich najbliżsi, mają w głębi duszy strach.

– Zauważyłaś jakieś niepokojące objawy? René czuł się zmęczony, osłabiony?
Właśnie nie! Był czas, że się trochę niepokoił. Nawet w Paryżu poszedł do mojego lekarza. Doktor Abitbol zapisał mu antybiotyki i poradził, żeby po powrocie do Ameryki zrobił rezonans magnetyczny. Wrzód się w końcu zmniejszył i wszyscy bardzo się cieszyliśmy. Po powrocie do Stanów przekonałam René, aby poszedł do mojego laryngologa w Los Angeles. Przeprowadzono biopsję. Następnego dnia miałam kolejną próbę do „The Voice USA”, potem spotkałam Christinę Aguilerę. Porozmawiałyśmy kilka minut. Kiedy wróciłam do garderoby, zobaczyłam René i Roba Prinza, naszego amerykańskiego agenta. Bez słowa zamknęli drzwi. Zrozumiałam natychmiast, że dzieje się coś złego. René powiedział: „Byłem dzisiaj u lekarza, mam raka”. Nie wiedziałam, jak zareagować. Nie, nie rozpłakałam się. Byłam jak otępiała. Ale szybko pozbierałam się. Podjęliśmy strategiczne decyzje: zostajemy w Los Angeles, gdzie René przejdzie badania i pierwsze leczenie. Ja wywiążę się ze swoich zobowiązań i będę uczestniczyć w finale „The Voice USA”, jak gdyby nic się nie działo. Lekarze natychmiast zoperowali René, aby zorientować się, jak bardzo rak się rozprzestrzenił. Pobrano próbki tkanek z jamy ustnej i zbadano, czy znajdują się w nich komórki nowotworowe. Złe wieści: biopsje pierwsze i kolejne okazują się dodatnie. Lekarze pobierają kolejne próbki, dochodząc aż do żuchwy. Gdyby kość była zaatakowana, ekipa z innego bloku operacyjnego czekała, żeby przeprowadzić 12–13 godzinną operację. I nareszcie pierwsza dobra wiadomość: kość nie jest zaatakowana. Zaczynam normalnie oddychać.

"Viva!"

Céline Dion z synem Eddym, "Viva!" wrzesień 2014

– René w szpitalu, a dzieci czekają na bożonarodzeniową pierwszą gwiazdkę… Jak w ogóle spędziłaś święta w tych okolicznościach?
Nasz starszy syn, 13-letni René-Charles, był w Utah na nartach. Został dłużej, tu i tak nie mógł nic zrobić dla ojca. René musiał odzyskać siły, a obydwoje chcieliśmy oszczędzić synka. Woleliśmy, żeby dobrze się bawił! Natomiast bliźniaki były ze mną w hotelu. Musiałam jakoś radzić sobie z pytaniami: „Gdzie jest tata?”. Z uśmiechem odpowiadałam: „Tata jest w szpitalu. Bardzo boli go gardło. Pije jogurty. Bierze lekarstwa. Mama musi chodzić do szpitala i podawać tatusiowi witaminy. Czekajcie na mnie. Zaraz wrócę”.

– W końcu 24 grudnia, wieczór wigilijny. Spędzasz go z René?
Kupiłam choinki dla wszystkich. Jedną ustawiłam w pokoju hotelowym dla dzieci, drugą, dla René, postawiłam na stoliku szpitalnym. Kupiłam mu pantofle z kaszmiru. Takie małe drobiazgi, niewiele warte, ale pełne miłości. Próbowałam go pocieszyć, jak najlepiej umiałam.

– Troje dorosłych dzieci René też przyjechało do Was, do LA?
Moi pasierbowie – Patrick i Jean-Pierre oraz moja pasierbica Anne-Marie - byli z nami. Przychodziłam późnym popołudniem do szpitala i byłam aż do wieczora. W nocy Jean-Pierre spał w pokoju szpitalnym u ojca. Rano była kolej Patricka, później przychodziła Anne-Marie. Zmienialiśmy. Ja musiałam być też z naszymi maluchami i zrobić zakupy na święta. Do tego wszystkiego bliźniaki zachorowały. Nelson ciągle wymiotował. Moja siostra Linda, matka chrzestna naszych trojga dzieci, oraz Brigitte, moja siostrzenica, rzuciły wszystko i przyjechały mi pomóc. Postanowiłam, że zrobię wszystko, aby moje bliźniaki mimo wszystko przeżyły magię świąt. Przygotowałam ciasteczka. Zapakowałam prezenty. Udekorowałam choinkę. Siostrzenica powiedziała do mnie: „Nie mogę w to uwierzyć! Krążysz między szpitalem a domem, twój mąż walczy o życie, a dla maluchów przygotowałaś Boże Narodzenie…”. Zrobiłam zdjęcie zadowolonego René z choineczką. Każdemu z dzieci René kupiłam iPada, a po uruchomieniu go mieli zdjęcie ojca jako tło ekranu. Dzień po świętach dołączył do nas René-Charles. Potem musiałam wyjechać z Kalifornii z trójką dzieci i Patrickiem, moim pasierbem, który razem z nami pracuje przy spektaklu. Zmuszona byłam zostawić René, ponieważ pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem miałam zaplanowane występy w Las Vegas. Ten wyjazd był bolesny. René przyjechał do naszego domu w Las Vegas kilka dni później. W dniu jego powrotu napisałam pianką do golenia na oknie: „Witaj, tatusiu, kochamy Cię”. Byliśmy szczęśliwi, że wreszcie mogliśmy być razem.

"Viva!"

Celine Dion z mężem i trójką synów: René-Charles’em i bliźniakami Eddym i Nelsonem, "Viva!" wrzesień 2014

– I w tym momencie powiedziałaś sobie, że najgorsze za Wami?
Tak myślałam, ale, niestety, rozpoczęła się inna walka. René miał trudności ze spożywaniem posiłków. Był coraz słabszy. Kaszlał. Były chwile, gdy bałam się, że go stracę. Wróciliśmy więc do szpitala w Los Angeles i musieliśmy zgodzić się na żywienie przez rurkę podłączoną do brzucha. Było to dla René niewygodne, ale na szczęście doktor Steckler, lekarz z Teksasu, który go operował 15 lat temu przy okazji pierwszego nowotworu, dojechał do nas i zmienił rurkę na wygodniejszą. René mógł nabierać sił. Lekarze posiadają umiejętności i wiedzę, ale doktor Steckler miał dla René coś więcej. Darzył go szczerą przyjaźnią. Mówił: „Ja nie leczę raka. Ja leczę pacjenta!”. Lubię taką filozofię! Lubię wiedzieć, że w tak dramatycznych okolicznościach ręka, która będzie dotykać mojego męża, jest przyjacielska i życzliwa.

– I mimo tego każdego prawie wieczoru stawałaś na scenie w Las Vegas?
Zadziwiające, ale występy dobrze na mnie działały. Nigdy wcześniej nie odczuwałam tak wielkiej radości i nigdy tak bardzo się nie wyluzowałam. Sama siebie pytałam zdumiona: „Czy się nie oszukuję? Nie wydaje mi się” lub: „Czy to moja terapia?”. Nie miałam problemów z głosem. Improwizowałam. Mégo, mój dyrektor muzyczny, mówił: „Céline, kwitniesz. Śpiewasz lepiej niż kiedykolwiek. Wiem, co przeżywasz, i dlatego to niewiarygodne”.

– Na scenie byłaś królową…
I w domu! Silna i szczęśliwa! René czuł się lepiej. Zaczynaliśmy od nowa! Wiedziałam, że niebezpieczeństwo minęło. To doświadczenie jeszcze nas zbliżyło. Jesteśmy bardziej zakochani niż kiedykolwiek.

"Viva!"

Céline z pierworodnym synem, 13-letnim René-Charles’em, "Viva!" wrzesień 2014

– Kiedy zaczęliście myśleć, że René nie będzie mógł zajmować się Twoją karierą tak jak dotychczas? Kto powiedział to na głos pierwszy? On czy Ty?
Ani on, ani ja. Zrobił to jego przyjaciel, Pierre Lacroix. Był bardzo szczery, mówiąc: „Jesteś jak mój rodzony brat. Nikt inny ci tego nie powie. René, musisz się oszczędzać. Nie możesz dłużej zajmować się karierą Céline. Musisz zrezygnować”.

– Pewnie nie chcieliście o tym słyszeć?
To oczywiste. René jest najlepszym menedżerem na świecie. Pozostaje prezesem zarządu naszej firmy Productions Feeling, która kieruje moją karierą, i jest koproducentem występów Véronic DiCaire. Wiesz, on mi podrzuca najbardziej inspirujące pomysły. Mogę dzięki temu sama dalej wykonywać moją pracę.

– Masz więcej obowiązków?
Naturalnie. Czasami wychodzę z siebie. Mówię: „Hej, dosyć tego”.

– Chciałaś to wszystko zostawić?
Nigdy. To tak, jakbym miała zostawić własne życie. Ale może po prostu chciałabym, aby to wszystko było bardziej uproszczone…

– W życiu zawodowym?
I prywatnym. René i ja nie chcemy na przykład mieć już większej liczby domów. Do domu na Florydzie nie mamy nawet czasu pojechać. Dom w górach widziałam tylko dwa razy w życiu. Jest też wspaniały dom w Montrealu, ale chcę go sprzedać, żeby zbudować moją „chatkę w Quebecu”, nad brzegiem jeziora, na łonie przyrody, wśród zwierząt, i móc tam gościć całą naszą dużą rodzinę. Zatrzymam piękny dom w Las Vegas, który jest naszą bazą.

"Viva!"

Céline Dion z Romy, swoją chrześnicą córką swojej przyjaciółki i autorki wywiadu – Julie Snyder, "Viva!" wrzesień 2014

– Chcesz skorzystać z tych zmian, żeby powrócić do korzeni?
Na wszystkich frontach! Mniej domów, mniej ludzi, inne plany… Uprościć życie, by móc z niego korzystać.

– A nie korzystasz? Mam wrażenie, że mimo tych wydarzeń czerpiesz z życia więcej i więcej… Kiedy kręciłaś scenę na nartach wodnych dla programu telewizyjnego „L’été indien”, miałaś fantastyczny kostium kąpielowy. A gdy przyjechał René, poszłaś w tym stroju na parking, żeby się z nim przywitać, i do tego na wysokich obcasach! (śmiech)

Zastanawiałam się, czy mu się spodobam, czy powie: „No nie, nie możesz tego robić”. Przez całą moją karierę byłam bardzo grzeczna, a kiedy doszłam do wieku, gdy powinnam się ustatkować, zaczynam się rozbierać!

– Nie chciał, żebyś była za bardzo sexy?
Ja zresztą też. Ale jeśli już się to robi, to raczej w wieku 17 lub 24 lat, a nie 46!

– Ale on wręcz przeciwnie, był dumny.
O tak! Powiedział, że ten obraz pozostanie mu na zawsze w pamięci.

– Tak wyglądać po 19 latach małżeństwa! Fantastyczne.
Uwielbiam robić niespodzianki mężowi, uwodzić go. Świetnie się uzupełniamy. René wyraża swoją energię we wszystkim, co dotyczy mojej kariery. Ja raczej poświęcam się dzieciom, organizowaniu życia codziennego i rodzinnego, podróżom, otoczeniu. To jestem ja!

"Viva!"

Céline Dion ze swoją chrześnicą, "Viva!" wrzesień 2014

– Czy René może teraz poświęcać synom tyle czasu, ile by pragnął?
René spędza dużo czasu z René-Charles’em. Ogląda większość jego meczów piłki nożnej i hokeja… Ojciec z synem grają razem w baseball i w golfa! René lubi także bawić się z synem w snookera lub poola i oczywiście obydwaj uwielbiają grę w pokera!

– Jakby byli świetnymi kumplami… René-Charles ostatnio bardzo się zmienił.
Jestem z niego dumna. Jak w przypadku wszystkich matek, które mają synów nastolatków, występowały między nami tarcia i byłam zmuszona przykręcić mu nieco śrubę. Ale wszystko szybko wróciło do normy. Może to wydawać się egoistyczne z mojej strony, ale René-Charles daje mi poczucie bezpieczeństwa. Gdy byłam z nim w ciąży, oczekiwałam, że urodzi się dziewczynka. Ale kiedy dowiedzieliśmy się, że będzie chłopiec, René był bardzo szczęśliwy. Gdy go zapytałam, dlaczego się tak cieszy, powiedział: „Wiem, że później będzie się tobą wspaniale opiekował”. Teraz, gdy patrzę na syna, widzę, jak głębokiego sensu nabiera to, co mówił!

– A bliźniaki?
Nelson nie bardzo się orientuje w całej sytuacji. Czyta ojcu książkę, bo „tatę boli gardło, ale wkrótce wyzdrowieje”. Eddy bardziej przypomina René-Charles’a. Trzeba go pocieszać, boi się o tatę.

– Moja córka Romy, której rodzicami chrzestnymi jesteście, ma jedną wspólną cechę z Eddym, Nelsonem i René-Charles’em. To dziecko poczęte dzięki in vitro. Na świecie żyje sześć milionów dzieci tak urodzonych. Uważam, że lekarze są wspaniali, ponieważ ratują życie, a lekarze pomagający przy zapłodnieniu pozaustrojowym są bliżej Pana Boga, ponieważ pomagają je tworzyć!

To niesamowite! I wiesz co? Rzeczywiście był jeszcze ktoś, kto podał rękę naszym dzieciom, zanim wtuliły się w nasze ramiona.

Rozmawiała: Julie Snyder

Zdjęcia: Olivier Samson Arcand/OSA

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama