Mama Iwony Wieczorek: „Tylko interesuje mnie teraz jej ciało. Tak by było lepiej”
Mija dziewięć lat od zaginięcia nastolatki...
Zaginięcie Iwony Wieczorek to jedna z najgłośniejszych spraw ostatnich lat. Do dziś nie wiadomo, co spotkało dziewiętnastolatkę, która 17 lipca 2010 roku wyszła nad ranem z klubu w Sopocie i… zapadła się pod ziemię. Co rusz w sprawie pojawiają się nowe wątki, zaskakujące zwroty akcji. Niespodziewanie pojawiają się kolejne postaci, z których każda ma swoją wersję wydarzeń. Mimo to od dziewięciu lat wciąż nie wiadomo, co stało się z Iwoną WIeczorek. Dziś mija 9 lat od jej tajemniczego zaginięcia, ale jej mama wciąż nie traci nadziei na to, że dowie się, co stało się z jej córką.
Tajemnicze zaginięcie Iwony Wieczorek
„Nie mam żadnej, żadnej nowej informacji. Kompletnie nic. Czasami coś się działo, pojawiały się nowe ekscytujące informacje, a teraz nic. Głucho. Policjanci są ze mną w kontakcie, od czasu do czasu przychodzą, pokazują jakieś zdjęcia, ale konkretnych informacji niestety nie ma”, wyjawia mama Iwony Wieczorek w rozmowie z Faktem. Na pytanie dlaczego Iwona Wieczorek zaginęła i co się z nią dzieje, śledczy wciąż nie znaleźli odpowiedzi. Ostatni raz zaginioną Iwonę Wieczorek widziano 17 lipca 2010 roku. Wówczas dziewiętnastolatka wracała z dyskoteki w Sopocie, na której była w towarzystwie znajomych. Między 3 a 4 rano rozmawiała jeszcze z koleżanką przez telefon.
Monitoring miejski zarejestrował, jak nastolatka idzie deptakiem, od domu dzieliło ją 20 minut. Nagranie w ubiegłym roku dotarło do mediów, a nadzieja na odnalezienie Iwony powróciła. Na krótkim wideo widać mężczyznę z przewieszonym przez ramię białym ręcznikiem, który podąża za nastolatką. To jedyna osoba, traktowana jako świadek, który być może jako ostatni widział Iwonę. Dziewczyna do domu nie dotarła, a mężczyzna nigdy nie został odnaleziony.
Wieczorek-Kinda wciąż nie przestała szukać córki. Twierdzi, że poznała już sześć teorii na temat zaginięcia córki, ale jak mówi: „Mnie interesuje jedno, czy Iwona tak naprawdę żyje”. Dla mamy nastolatki najważniejsze jest jednak jedno. Jak mówiła jakiś czas temu w wywiadzie dla gazety.pl: „Chciałabym, żeby osoba, która przyczyniła się do zaginięcia Iwony, przestała milczeć. Żeby powiedziała prawdę. Tak jak mówiłam - to jak po tylu latach znajdę tę moją Iwonę, jest mi obojętne. Tylko chciałabym wiedzieć. Oczywiście radość będzie przeogromna, gdy się okaże, że ona żyje. Ale gdy się znajdzie martwa, to z ciężkim sercem powiem te straszne słowa: "No to trudno". Ale przynajmniej będę wiedziała, że koszmar się dla mnie skończył”.
Teraz w wywiadzie dla Faktu przyznaje, że w jej głowie coraz częściej pojawia się myśl, że Iwona Wieczorek nie żyje: „Przecież jakby żyła gdziekolwiek, to by się do mnie odezwała. Czy sama, czy przez kogoś. Powiedziałaby: mamo nie chcę cię widzieć, koniec kropka, nie szukaj mnie. Ale nie ma nic. Tylko interesuje mnie teraz jej ciało. Tak, tak by było lepiej. Wiedziałabym, że ma swoje miejsce, że w każdej chwili w taki dzień jak ten, gdy jest rocznica jej zaginięcia albo są święta, czy jej urodziny mogłabym pójść porozmawiać z nią, popłakać, zapalić świeczkę. Takiego miejsca, jeśli Iwona nie żyje, bardzo mi brakuje. Nie mogę jej pożegnać tak, jakbym chciała”, mówi.
Mama Iwony Wieczorek zdaje sobie sprawę, że po 10 latach będzie można uznać Iwonę Wieczorek za zmarłą: „I wtedy co, przestaną już w ogóle jej szukać? Czasem odnoszę wrażenie, że śledczy już tylko na to czekają... Myślę, że oni kiedy już do mnie przychodzą albo dzwonią, to robią to tak niechętnie. Odnoszę wrażenie, że dla nich samych jest to krępujące, że są tacy bezradni”.
Janusz Szostak - Co się stało z Iwoną Wieczorek
Janusz Szostak we wstępie książki Co się stało z Iwoną Wieczorek pisze: „Mówi się, że sprawca zwykle pojawia się w pierwszym tomie akt. W przypadku tej książki – jest w pierwszym jej rozdziale”. Publikujemy rozdział trzeci książki, która ujawnia, jak wyglądały ostatnie godziny Iwony Wieczorek tuż przed zaginięciem.
Piotr Kinda, ojczym Iwony, zeznał, że obudził się około 4.00 i usłyszał przez otwarte okno głos Adrii. Pomyślał, że rozmawia ona z Iwoną i razem wracają do jej domu, gdzie miały nocować. Tak to wspomina Iwona Kinda w rozmowie ze mną: – Było wtedy bardzo ciepło. Mieliśmy w sypialni otwarte okno. Około godziny 3.00-4.00 słychać było jakieś głosy. Piotr zawsze wstawał w tym czasie. Usłyszał głos Adrii: „Iwona, Iwona, Iwona…”. Pomyślał, że znowu się kłócą. Ja wtedy mocno spałam, bo miałam ciężki dzień i musiałam rano iść do pracy. Więc tak na wpół śpiąca, w letargu, przytaknęłam mu, że pewnie się kłócą i Iwona zaraz przyjdzie do domu. Odwróciłam się na drugi bok i spałam dalej. Rano patrzę – Iwony nie ma.
Zaginięcie Iwony Wieczorek - Adria
Zauważyłam też, że nie ma moich nowych butów. Zabrała mi buty, takie nowe szpilki. Wkurzyłam się wtedy na nią, od razu wzięłam telefoni zadzwoniłam, bo zezłościłam się o te buty. Wie pan, jak to jest, to normalne. Ale wówczas Iwona miała już wyłączony telefon. Słysząc rozmowę dziewczyn pod blokiem, myśleliśmy, że one są na osiedlu we dwie. Później okazało się, że była to rozmowa telefoniczna Adrii z Iwoną.
Rozmawiając o godzinie 3.36, dziewczyny ustaliły, że Adria wystawi rzeczy Iwony na balkon, żeby swobodnie mogła je stamtąd zabrać. Adria mieszkała na parterze. Dziewczyny kłóciły się jeszcze chwilę, gdy Adria była już pod klatką schodową swojego bloku. W czasie tej rozmowy Iwona zarzucała jej, że zostawiła ją samą w Sopocie. Z analiz billingów dziewczyn wynika, że ostatnia rozmowa oraz ostatnie esemesy, jakie wymieniły, miały miejsce o 3.42-3.43. O 4.00 Adria wysłała jeszcze koleżance esemesa z potwierdzeniem, że rzeczy są na balkonie. Ale ten komunikat nie dotarł już do Iwony. Ponieważ jednak uprzedzała, że rozładowuje jej się telefon, koleżanka nie była zdziwiona, że kontakt się urwał.
Zapewne właśnie tę rozmowę telefoniczną słyszał Piotr Kinda. Ale czy Iwona nie mogła dotrzeć pod swój dom? W aktach sprawy znajdują się zeznania Mai Ż., która twierdzi, że jej znajoma z pracy opowiadała, iż brat jej męża rzekomo widział, jak tej nocy ktoś siłą wciągał Iwonę Wieczorek do czarnego samochodu: „W nocy, kiedy zaginęła Iwona Wieczorek, jej szwagra, który mieszka na tym samym osiedlu, miał obudzić pisk opon samochodu, (…) miał wstać z łóżka i widzieć z balkonu, czy też z tarasu mieszkania, jak Iwona Wieczorek jest siłą wciągana do samochodu koloru czarnego, marki nie podał. (...) Zapytałam ją, czyzgłosił to policji. A ona odburknęła »Policja jest od tego, by szukać « i dodała, że Iwona Wieczorek sobie na to zasłużyła, gdyż jej szwagier często ją widział, jak siedziała na chodniku w krótkiej sukience i piła z chłopakami alkohol.
- On mieszka na tym samym osiedlu, co Iwona Wieczorek – zeznała Maja Ż., dodając: – Z tego, co mi powiedziała znajoma, jej szwagier miał już być przesłuchany w tej sprawie. Ale on nic nie powiedział, ponieważ Iwona nie szanowała się, ubierając tak, że jej prawie było tyłek widać. Ona takich słów użyła, mówiąc o tym”. Policja rzeczywiście przesłuchała mężczyznę, który rzekomo miał widzieć uprowadzenie nastolatki. Zeznał, że mieszka w tym samym bloku, co Adria S., a Iwona mieszkała w bloku obok: „Często je razem widywałem. Pamiętam nawet ten dzień, jak wychodziły na imprezę razem, ładnie ubrane, szły pod rękę chodnikiem w stronę Biedronki. Nie pamiętam dokładnie godziny, ale tej nocy Iwona zaginęła. O tym jednak dowiedziałem się dopiero kilka dni później z plakatów na osiedlu i z mediów. Ja o tej sprawie jednak nic więcej nie wiem. Widziałem tylko, jak Iwona z Adrią często imprezowały między blokami. Nie widziałem, aby ktoś ją wciągał do samochodu. Gdybym widział, jak ktoś porywa Iwonę Wieczorek, to powiadomiłbym natychmiast policję. Pamiętam tylko, jak Adria stała pod blokiem i płakała, to było wtedy, jak już wszyscy szukali tej Iwony. Wokół niej było kilka osób.
Iwona była spokojną dziewczyną, całe to towarzystwo było pod wpływem Adrii – stwierdził, odżegnując się od opowieści znajomej swojej szwagierki: – Nic nie wiadomo mi o tym, jak Iwona zaginęła. Nic nie widziałem, by wsiadała do jakiegoś ciemnego auta czy też została do niego wciągnięta. Nie mam pojęcia, jak zaginęła – zastrzegał sąsiad nastolatki. – Wykluczone, bym widział, jak ktoś ją porywa. Na pewno powiedziałbym o tym i zgłosił się na policję. To tak, jakby mi dziecko porwali. Z całą pewnością zgłosiłbym się na policję”. Czy mężczyzna mówi prawdę, czy też – w obawie o swoje bezpieczeństwo – nie chciał powiedzieć policji, co widział nad ranem 17 lipca 2010 roku?
Pytań i wątpliwości przybywa wraz z lekturą akt, poznawaniem materiału dowodowego i opowieściami następnych rozmówców. Kolejnym świadkiem, który twierdził, że widział Iwonę Wieczorek, jest sąsiad mieszkania, gdzie w niedzielę 18 lipca 2010 roku – zatem dzień po zaginięciu – miała się odbywać impreza. Jest to lokal często wynajmowany studentom: – Początkowo było spokojnie. Po godzinie 22 na balkon wyszła grupka osób. Zachowywali się bardzo głośno, sąsiadka zaczęła ich uspokajać. Wyjrzałem i zobaczyłem na balkonie młodą kobietę oraz dwóch mężczyzn. Gdy w telewizji zobaczyłem jej zdjęcia, od razu byłem pewny, że wtedy na balkonie widziałem właśnie Iwonę Wieczorek. Jestem pewny, że na balkonie padło imię Iwona. Miała chyba jakąś sukienkę, a na szyi łańcuszek albo korale – relacjonuje świadek.
Słyszał też rozmowę młodych ludzi. – Jedziemy do Berlina – miała powiedzieć kobieta. – A co na to mama? – zapytał jeden z mężczyzn. – Mam wyrozumiałą mamę – odpowiedziała rzekomo dziewczyna. Świadek poszedł wtedy zgłosić to dzielnicowemu, ale go nie zastał.Potem sprawa przycichła i pomyślał, że dziewczyna odnalazła się. Dopiero później w telewizji znowu usłyszał o poszukiwaniach i ponownie udał się na policję. Ludzie, których wtedy widział, mieszkali tam około pięciu, sześciu dni. Później już ich nie spotkał.
Z kolei jeden z policjantów zajmujących się tą sprawą wspomina zdarzenie ze stycznia 2012 roku: – Kolega zapytał mnie: „A ty nie myślałeś, że ona wróciła do domu?”. To było zaraz po sprawie matki Madzi z Sosnowca, która opowiadała, że rzekomo dziecko jej ukradli, a sama je zabiła. – I co, jeśli wróciła? – staram się rozwinąć temat. – Coś tam się mogło stać? Czy ponownie wyszła z domu? O to, czy Iwona mogła tego ranka wrócić do domu i ponownie stamtąd wyjść, pytam Iwonę Kindę. – Nie ma możliwości, żeby ona wtedy po cichu weszła do domu. Zamek w mieszkaniu był taki, że słyszelibyśmy hałas. – Ponadto mieliście psa. Szczekałby zapewne? – Nadal go mamy, to jest york. Nazywa się Kika i ma już 13 lat.
Bardzo tęskniła za Iwoną, ona z nią spała, bardzo to przeżyła. – Policja sprawdzała także panią i pani rodzinę. – W tej sprawie byłam jedną z głównych podejrzanych, zresztą cała moja rodzina została przesłuchana. Ludzie gadali takie rzeczy, że niby ją trzymam w piwnicy i temu podobne. Wówczas moim mężem był Piotr Kinda, żyliśmy razem ponad 20 lat. Ale, niestety, ta sytuacja go przerosła. – Po raz kolejny wyszła pani za mąż i zmieniła nazwisko. Jednak w mediach i w tej książce używa pani nazwiska byłego męża. Dlaczego?– Pod tym nazwiskiem występowałam w sprawie zaginięcia Iwony i nie chcę teraz mieszać ludziom w głowach. Poza tym chcę chronić moich bliskich od szumu medialnego związanego z tą sprawą.
– Zapytam wprost: czy pani były mąż mógł cokolwiek zrobić Iwonie? – On nie mógł jej nic zrobić, bał się nawet myszy czy pająka. Jeśli czytał pan akta, to wie doskonale, że bardzo prosiłam, by sprawdzono każdego członka mojej rodziny, w tym Piotra. Chciałam, żeby sprawa była jasna. Chciałam wiedzieć, czy mógł się do tego przyczynić. – Nie wiemy naprawdę, czy Iwona wróciła do domu, czy choćby tylko pod dom. I co ewentualnie tam się stało. Pytań jest zbyt dużo, a poszczególne wersje nie są eliminowane – stwierdza tajemniczo mój policyjny rozmówca.