Reklama

Z tej tragedii trudno otrząsnąć się nie tylko mieszkańcom Szczyrku. W środę 4 grudnia 8-osobowa rodzina zginęła pod gruzami własnego domu na skutek wybuchu gazu. Trwa śledztwo, mające na celu ustalić przyczyny dramatycznego zdarzenia. Według najnowszych informacji, winni wszystkiemu są dwaj pracownicy, którzy wykonywali przewiert i uszkodzili gazociąg, przebiegający niedaleko posiadłości. Pracowali nielegalnie. Nowa hipoteza sugeruje również, że mogli uciec z miejsca, gdy dotarło do nich, że będzie miała miejsce eksplozja. Według innej usterki mogli po prostu nie zauważyć.

Reklama

Wybuch gazu w Szczyrku: pracownicy mogli uciec z miejsca zdarzenia?

Póki co nie podano informacji, gdzie byli pracownicy w momencie eksplozji. Na miejscu znaleziono jedynie należący do nich sprzęt. Według ustaleń wiadomo też, że gazownię o tragicznym zdarzeniu poinformowali przedstawiciele straży pożarnej.

„O godz. 18.38 pogotowie gazowe otrzymało zawiadomienie, że doszło do wybuchu gazu. Nasi pracownicy dojechali na miejsce 22 minuty później. Domu już nie było”, opisuje w rozmowie z „Faktem” Artur Michniewicz, rzecznik Polskiej Spółki Gazownictwa. Wyjaśnił również, że nie istnieje możliwość zdalnego odcięcia dopływu gazu, zrobić to można jedynie w terenie, zajmują się tym pracownicy pogotowia gazowego.

Szczyrk: co wydarzyło się w dniu tragedii?

Jak relacjonuje dziennik, od środowego poranka przy ul. Leszczynowej trwały prace. Wykonywali je pracownicy firmy z bielska i jej podwykonawcy. Mieli zainstalować podziemną sieć energetyczną dla niedawno wybudowanego w okolicy osiedla apartamentowców.

„W lipcu dostali od nas zalecenia, że prace powinny być wykonywane pod naszym nadzorem, argumentowaliśmy to tym, że w miejscu, gdzie chcą wykonać przewiert, przebiega sieć gazowa. Nikt się potem z nami nie skontaktował”, potwierdził w rozmowie z „Faktem” Artur Michniewicz z PSG.

Głos w sprawie zabrał także burmistrz Szczyrku. Antoni Byrda podkreślił, że gmina „nie wydała zgody na zajęcie pasa drogowego, gdzie przeprowadzano przewierty”.

Od piątku na miejscu pracują przedstawiciele prokuratury i biegli, używają wyspecjalizowanego sprzętu.

„Biegli używają georadaru i kamery 3D, by zebrać jak najwięcej śladów, które pozwolą wyjaśnić przyczynę katastrofy”, wyjaśniła w rozmowie z tabloidem Agnieszka Michulec, rzeczniczka prokuratury okręgowej w Bielsku-Białej.

Ofiary tragedii w Szczyrku

Mieszkańcom miejscowości wciąż trudno uwierzyć w to, co się stało. W rozmowach w przedstawicielami mediów nie ukrywają, że ogrom tragedii jest dla nich niewyobrażalny i przytłaczający. Tym bardziej, że osoby, które zginęły: Józef K. (69 l.), Jolanta K. (68 l.), ich siostrzeniec Wojciech (39 l.) K. z żoną Anną (38 l.) i trójka dzieci: Michalinka (10 l.), Marcelinka (7 l.) i Staś (7 l.) oraz 10-letni Szymon, który był wnukiem Józefa K. i pani Jolanty, były doskonale znane i lubiane w okolicy. Do niedzieli w Szczyrku obowiązuje żałoba, odwołano m.in. imprezy mikołajkowe, burmistrz w specjalnym komunikacie poprosił o nie organizowanie innych wydarzeń towarzyskich tego typu. Przy głównej ulicy wywieszono na domach flagi państwowe z kirem.

Do tragedii w Szczyrku doszło w środę 4 grudnia około godziny 19.00:

Lukasz Kalinowski/East News
Reklama

W wybuchu zginął m.in. trener narciarstwa, 39-letni Wojciech Kaim oraz jego najbliżsi:

Facebook @KN Siepraw - Ski
Reklama
Reklama
Reklama