Witold i Rita Gombrowicz: „Sędziwy polski hrabia wziął ślub z sekretarką”, pisały gazety na całym świecie
Mówiono, że zarzuciła sidła na słynnego pisarza
- Anna Zaleska
Gdy po raz pierwszy się spotykają, Gombrowicz uchodzi za gwiazdę literackiej awangardy. Mimo to jest w fatalnej formie fizycznej i psychicznej. Po dwumiesięcznym pobycie w szpitalu z powodu męczącej go od dzieciństwa astmy nie wie, co ze sobą zrobić. Tuła się po Francji, chory, słaby i osamotniony. Nie chce wracać do Argentyny, skąd przyjechał. W maju 1964 roku trafia do opactwa Royaumont pod Paryżem, w którym pomieszkują artyści w trudnej sytuacji finansowej. Rita Labrosse, 29-letnia doktorantka z Kanady pod studiach na Sorbonie, dorabia tu jako telefonistka i pisze doktorat o Collette. Na przystojnego, opalonego obcokrajowca w jasnym eleganckim ubraniu zwraca uwagę już wtedy, gdy po raz pierwszy zostaje przedstawiony towarzystwu.
Dziś mijają 54 lata od śmierci uznanego powieściopisarza. Z tej okazji przypominamy historię miłości z Ritą Gombrowicz.
Witold i Rita Gombrowicz: jak się poznali?
Gombrowicz liczył na to, że w opactwie ukoi rozstrojone nerwy, ale czuje się wiecznie rozdrażniony. Męczy współbiesiadników absurdalnymi pytaniami, prowokuje i atakuje. Goście opactwa zaczynają go uważać za okropnego osobnika, tymczasem Ricie podoba się coraz bardziej. Ona też nie lubi Francuzów. Drażnią ją swoim nadęciem i pretensjonalnością. Rozprawianiem o ideałach marksizmu, podczas gdy sami mieszkają w zamkach, noszą drogie garnitury i jeżdżą porsche. Ma z nimi na pieńku – na nią jako na przybysza z Kanady patrzą z góry, pokpiwają z jej akcentu.
Zaczyna szukać towarzystwa Gombrowicza. Przysiada się do niego na ławce. Wypatruje w parku. Po opactwie zaczynają krążyć plotki, że to karierowiczka, która zarzuca sidła na sławnego pisarza, starszego od niej o trzydzieści lat. W końcu kiedyś przy stole, w obecności innych ludzi, Gombrowicz pyta ją głośno, czy nie dotrzymałaby mu towarzystwa podczas pobytu na południu Francji, gdzie ze względu na stan zdrowia zamierza spędzić trochę czasu. Wcześniej proponował to kilku kobietom, ale odmówiły. Ona się zgadza.
Pozornie nie ma w tym nic z romantycznego wypadu ludzi, między którymi rodzi się uczucie. Gombrowicz potrzebuje asystentki. Pyta, czy jest punktualna, porządna i zorganizowana. Ona odpowiada – zgodnie z prawdą – że tak. Ale też liczy, że przeżyje coś niezwykłego. Po latach przyzna: „Zgodziłam się (…) Miałam ogromną ochotę rzucić się z nim w przygodę”. Jeszcze zanim dotrą na miejsce, wyzna mu, że go kocha.
Vence to miasteczko położone malowniczo między morzem a górami, nieopodal Nicei. Rita przyjeżdża tam pierwsza w październiku 1964 roku, by z dużą energią i zmysłem praktycznym zabrać się do zorganizowania im życia. Znajduje czteropokojowe mieszkanie z pięknym widokiem na cztery strony świata. Na powitanie Gombrowicza dekoruje wnętrza bukietami jesiennych liści zebranych podczas spacerów. Zaczynają wspólne życie pod jednym dachem.
Mieszkańcom miasteczka – by uniknąć skandalu – przedstawiają się jako pisarz i sekretarka. Ale w listach do przyjaciół nie kryją, że łączy ich coraz bliższa relacja. Gombrowicz chwali Ritę, że „znakomicie się sprawia, jest zabawna, sprawna, zaradna, uczciwa, itd. (…) Kocha mnie czule (odkąd zdziadziałem, mam wściekłe powodzenie u kobiet). To był zdaje się dobry pomysł, gdyż jej obecność zmienia mi samopoczucie”. Ona zwierza się z kolei: „Chciałam, żeby coś pasjonującego, wielkiego wydarzyło się w moim życiu. Przy nim moje przeznaczenie się wypełniło.”
Zobacz też: „Napisz doktorat o mnie”. Tak Gombrowicz poznał Ritę. Wywiad z wdową pisarza
Witold i Rita Gombrowicz: klasztorne życie
Łóżka mają osobne, ale relacja między nimi szybko staje się również erotyczna. On ją „podszczypuje”. Ona już drugiej nocy puka do jego pokoju. W prywatnym dzienniku pisarz będzie skrupulatnie notował: „Odkąd z Ritą jestem, więcej niż 14 razy, 4-y orgazmy”. A w liście do przyjaciela przyzna: „robię to raz rano, raz po południu i w nocy”.
Jego towarzyszka bardzo mu się podoba. Jest przystojna, wysportowana, trochę w typie indiańskim. Dobrze mu się z nią rozmawia. Dużo podróżowała, przyjaźni się z Salvadorem Dali i świetnie się ubiera. Ale pisząc o jej uczuciach do siebie, słowa „kocha” bierze w cudzysłów, zaznaczając, że nie wie, jak długo to potrwa. Zarazem – po raz pierwszy w życiu – zaczyna pozytywnie wyrażać się o małżeństwie: „Teraz ze śródziemnomorską jasnością widzę, że życie małżeńskie pomaga osobom mającym problemy z nerwami (…) W każdym razie trzeba żyć z kobietami. Po to są.” Stwierdza to człowiek, który zanim spotkał Ritę, przez ponad dwadzieścia lat wiązał się wyłącznie z mężczyznami.
Wiodą życie raczej klasztorne, bez atrakcji, a pieniądze pozwalają im tylko na podstawowe wydatki. Próby Rity, by celebrować święta czy jej trzydzieste urodziny, Gombrowicz bezwzględnie tępi. O świętach mówi: „Szalenie mnie to nudzi, rok w rok to samo”. O składaniu życzeń: „Cóż to za idiotyczna mania, co komu z tego?”. Gdy z okazji swoich 30. urodzin Rita organizuje romantyczną kolację przy świecach, świece każe zgasić i daje jej wykład o szczęściu. Mówi, że „szukanie szczęścia i duchowego komfortu to życiowa tandeta”. Tłumaczy: „Każdy jest samotny. Wszystkie zwierzęta są samotne. Widziałaś kiedy, żeby psy spacerowały pod rękę?”.
Często zachowuje się tak, jakby nie chciał, by czuła się szczęśliwa. „Gdy tylko zaczynałam mruczeć z zadowolenia, burzył harmonię. Gdy szczęście rozpierało i unosiło niczym balon, wyjmował scyzoryk i przekuwał go”. Lubi wciągać ją w rozmowy o samobójstwie. W rozważania, która metoda odebrania sobie życia jest najlepsza. Tabletki? Można wziąć zbyt mało. Rzucenie się pod pociąg? Zbyt drastyczne. Kiedyś każe jej iść na policję i zapytać o pozwolenie na broń.
Zobacz też: Marek Hłasko kochał Agnieszkę Osiecką, ale ślub wziął z inną. Kim była jedyna żona pisarza?
Konwencjonalne życie pogromcy konwenansów
A jednak z czasem zaczyna się bać, że odejdzie. Że on, który tylko „kwęka i stęka”, nie będzie w stanie zatrzymać przy sobie tej nowoczesnej, atrakcyjnej kobiety, która „przyzwyczajona jest do wyrzucania pieniędzy, gra w tenis, jeździ konno, na motocyklu”. Ale Rita Labrosse nigdzie się nie wybiera. Odpowiada jej to ich niemal klasztorne, ascetyczne życie. Kiedyś Gombrowicz każe jej przeczytać swoje wszystkie powieści. Zaczyna od „Ferdydurke” i podoba jej się tak bardzo, że nie może uwierzyć, że żyje z autorem tak genialnego dzieła.
Ich życie staje się coraz bardziej konwencjonalne i mieszczańskie. Pojawia się telewizor, samochód, pies i znaleziony na drodze kot. O psa – wabiącego się Psina – Rita czasem bywa zazdrosna. Gombrowicz do nikogo nie mówi z taką czułością. Ona nigdy nie usłyszała „kocham cię” czy choćby „mon amour”. Żartuje: „Witold, wszystko, co mówisz do psa, biorę do siebie”.
Żyją według stałego rytmu. O dziewiątej śniadanie, przez nią przygotowane, do którego on zawsze zasiada w marynarce, bo nigdy nie chodzi po domu w szlafroku i w kapciach. Potem on pisze do południa, ona sprząta i idzie do miasteczka na targ. Kupuje ryby, owoce morza, świeże mięso z polowań w okolicznych górach, jego ulubione figi i miód lawendowy. Gotuje obiad. Punktualnie o dwunastej wychodzą na spacer. Czasem jadą samochodem na wycieczkę, zwiedzają Lazurowe Wybrzeże. Po obiedzie Gombrowicz udaje się na sjestę, przeglądając kupione przez Ritę gazety. O siedemnastej obowiązkowo musi być podana herbata i ciastko. Potem czas na muzykę. Słucha sam. Rita czasem widzi go, jak płacze przy Beethovenie. Dużo czytają, on podsuwa jej książki, o których potem godzinami dyskutują. Wieczorami, z Psiną przy nogach, oglądają telewizję. Ulubionym serialem pisarza jest amerykański przebój tamtych lat „Nietykalni” – o policjantach, którzy walczą z mafią i Alem Capone w czasach prohibicji.
Polecamy: Ewa Telega-Domalik miała 23 lata, gdy pochowała męża. Nie myślała, że spotka jeszcze miłość życia
Witold i Rita Gombrowicz: ślub
Gombrowicz miewa ataki złego humoru, ale na co dzień zwykle jest wesoły, zgodny i zrównoważony. Po jednym z nieporozumień Rita znajduje pod drzwiami kartkę: „Moja droga, przepraszam, powiedziałem rzeczy trochę ostre, nie wierz w ani jedno słowo, to nerwy mnie tak niosą. Wiesz dobrze, że zajmujesz bardzo ważne miejsce w moim życiu. Dlatego nie można pozwolić, by błahe sprawy wzięły nad tym górę (…) Jeśli się zgadzasz, przyjdź do mnie, by zawrzeć pokój”.
O ślubie zaczynają rozmawiać, gdy stan zdrowia pisarza coraz bardziej się pogarsza, przechodzi zawał, nie może już chodzić. Małżeństwo to ma być sposób na zabezpieczenie praw do jego dzieł na wypadek śmierci. Z powodu choroby Gombrowicza para otrzymuje specjalną zgodę od prezydenta Francji na to, by ceremonia odbyła się w domu. 28 grudnia 1968 roku o godzinie jedenastej do ich drzwi puka przedstawiciel mera miasta Vence. Pisarz siedzi na wózku, z kocem na kolanach, ubrany w tweedową marynarkę. Rita ma na sobie turkusowy żakiet, białą koszulę i spódnicę. Gdy padają słowa o tym, że żona powinna być mężowi posłuszna, pisarz odwraca się do niej: „Od tej chwili ja będę miał zawsze rację”. Przyjęcia nie przewidziano, jest tylko toast winem z nielicznymi gośćmi. Wszystko przebiega w wesołej atmosferze.
Wieść o tym, że wielki pisarz, sędziwy polski hrabia wziął ślub ze swoją młodą sekretarką, roznosi się po całym świecie. Gombrowiczowie śmieją się z tych nagłówków i z tego, że trafili na czołówki gazet. Mieszkańcy miasteczka zaczynają zwracać się do Rity „madame la contesse”. Ale po ślubie nie jest już tak wesoło. Postępująca choroba, powtarzające się ataki astmy i ból trudny do zniesienia sprawiają, że miesiąc miodowy upływa im głównie na rozmowach o samobójstwie i śmierci. W marcu przeprowadzają się do innego mieszkania, gdzie można wjeżdżać wózkiem inwalidzkim.
Kiedyś podczas przejażdżki samochodem prosi żonę, by się zatrzymała. Mówi: „Niedługo umrę. Wiem, że umrę”. Oboje płaczą. Ona szepcze: „Nie chcę, żebyś umierał. To niemożliwe!”. On mówi jeszcze, że dziękuje jej za wszystko, co dla niego zrobiła. Te słowa brzmią jak pożegnanie.
Przeżyją razem już tylko kilka tygodni. W lipcu, gdy upały bardzo dają się we znaki, Gombrowicz ma wyjątkowo poważny atak, który nie mija. Lekarze są bezradni. Ból staje się nie do zniesienia. Chory jest tak słaby, że nie jest w stanie zapalić papierosa. Próbuje coś mówić, nie może. 24 lipca tuż przed północą przestaje oddychać. Rita przybiega zaalarmowana przez służącą. Patrzy na męża z miłością. Potem napisze, że wyglądał pięknie. „Tak jakby – nie wiem, jak to wytłumaczyć – ujawniła się jego dusza”.
Gdy Witold Gombrowicz umarł, Rita miała 34 lata. Pytano ją, co będzie teraz robić. Dla niej było oczywiste, że zajmie się spuścizną po mężu. Poświęciła życie, by popularyzować dzieło Gombrowicza i administrować jego twórczością. Dzięki niej książki autora „Ferdydurke” zostały przetłumaczone na czterdzieści języków, a jego sztuki grane są po dziś dzień na całym świecie. Ona doprowadziła do tego, że po roku 1989 ukazały się w Polsce nieocenzurowane „Dzienniki” pisarza. W 2013 roku wydała zaś „Kronosa" – przez kilkadziesiąt lat trzymany w tajemnicy intymny dziennik, dzięki któremu czytelnicy poznali go na nowo. W Vence, w willi Alexandrine, w której mieszkali, otworzyła w 2017 roku muzeum poświęcone Witoldowi Gombrowiczowi – Espace Gombrowicz. Nigdy nie wyszła powtórnie za mąż.
Polecamy: Jan Suzin i Alicja Pawlicka byli świetnym małżeństwem, ona wyleczyła się przy nim z traumy