Razem, choć osobno... Historia miłości Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza
„Byliśmy końmi, które cwałują obok siebie”
- Jan Kędziora, Magdalena Żakowska
Mało kto pamięta, że Wisława Szymborska miał za sobą małżeństwo. Wyszła za mąż w wieku zaledwie 25 lat. Jednak związek z Adamem Włodkiem rozpadł się po sześciu latach. Nigdy później poetka nie zdecydowała się już na sformalizowanie żadnej swojej relacji. Ale nie oznacza to, że w jej życiu brakowało miłości! Tym jedynym był Kornel Filipowicz. Mimo że nigdy ze sobą nie zamieszkali, łącząca ich więź była bardzo silna i głęboka. Oto ich dyskretna, piękna i pełna czułości historia...
[Ostatnia aktualizacja tekstu na VUŻ 28.02.2024 r.]
Historia miłości Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza
Poznali się już w latach czterdziestych. Wisława Szymborska miała wtedy około 23 lat. „Siwiejący blondyn, opalony, w niebieskich wypłowiałych spodniach, bluzie w takim cudownym żółtym rozbielonym kolorze. Pomyślałam: Boże, jaki piękny mężczyzna. Ale to nie miało wtedy żadnych konsekwencji. Przez całe lata patrzyliśmy na siebie z daleka", wspominała po latach. Niedługo później poślubiła Adama Włodka, polskiego poetę. Chociaż z początku wydawali się parą idealną, ich związek nie przetrwał próby czasu. Rozwiedli się w 1954 roku.
Kornel Filipowicz związany był wtedy z Marią Jeremą. Małżeństwo wychowywało wspólnie syna, Aleksandra. Niestety, polska malarka zmarła w 1958 roku. Niedługo później ponownie się ożenił. Wybranką jego serca była Maria Próchnicka. Wraz z historyczką sztuki Kornel Filipowicz począł drugiego syna, Marcina. Ich małżeństwo jednak nie przetrwało. To wtedy na stałe w jego sercu zagościła ta jedna i jedyna.
"Myślę, że dopóki byłam w partii, nic między nami nie było możliwe”, wspominała poetka. Szymborska wystąpiła z partii w 1966 roku, na co wpływ miała na pewno znajomość z Filipowiczem. Później wielokrotnie podpisywała listy w obronie opozycji, ale nigdy nie była tak zaangażowana społecznie i politycznie jak Filipowicz.
„Życie Wisełki było kameralne” – opowiadała jej przyjaciółka, poetka Ewa Lipska. – „Żyła tak, żeby mieć czas na pisanie wierszy. (…) Ważne było, że ma pojechać do siostry na obiad, zabrać słoiki”. W czwartki Nawoja, siostra Szymborskiej, wydawała wystawny obiad dla niej i jej najbliższych przyjaciół. To, co zostało, poetka zabierała ze sobą w słoikach do domu. Starczało na tydzień.
Filipowicz ciągle gdzieś pędził – ze spotkania na spotkanie. W czasie wojny był w konspiracji, po wojnie udzielał się w Związku Literatów Polskich, zakładał Towarzystwo Kursów Naukowych, w stanie wojennym zajmował się rozdzielaniem stypendiów i pieniędzy, które napływały z PEN Clubu i od Jerzego Giedroycia. Był socjalistą w starym, przedwojennym tego słowa znaczeniu. „Kiedy już bardzo zapadł na zdrowiu i jego dni były policzone, przyjechał do niego Jan Józef Lipski i wręczył mu legitymację PPS z niskim, jednocyfrowym numerem. To była jego ostatnia radość” – opowiadała Szymborska.
Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz związali się w październiku 1967 roku. Ona była słynną poetką i przyszłą noblistką, on – prozaikiem i nowelistą. Głębokie uczucie nieprzerwanie łączyło ich przez następne 23 lata, aż do śmierci Kornela Filipowicza w 1990 roku. Nie byli małżeństwem, nigdy ze sobą nie zamieszkali. Nigdy też nie obnosili się publicznie. Tak naprawdę wiedziało o nich tylko najbliższe grono przyjaciół. Wybitna polska poetka dopiero po śmierci swojego ukochanego uroniła rąbka tajemnicy. "Byliśmy ze sobą 23 lata. Cudowny człowiek, świetny pisarz. Nie mieszkaliśmy razem, nie przeszkadzaliśmy sobie. To byłoby śmieszne: jedno pisze na maszynie, drugie pisze na maszynie... Byliśmy końmi, które cwałują obok siebie", wyznała w wywiadzie. Żyli razem, choć osobno. Na własnych warunkach.
Czytaj również: Kalina Jędrusik i Daniel Olbrychski zagrali w najbardziej namiętnej scenie w PRL-u. Aktorka nie wspominała dobrze czułych scen z aktorem
Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz: korespodencja
W 2016 roku światło dzienne ujrzał zbiór listów, którymi Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz wymienili się na przestrzeni lat. Choć widywali się często, to jednak ze sobą nie mieszkali. Tę lukę komunikacyjną z zapałem wypełniali korespondencjami. Wertując zbiór zatytułowany "Najlepiej w życiu ma twój kot", wychodzi na jaw charakter ich relacji - choć często kąśliwy i ironiczny, to jednak żartobliwy, sentymentalny, lecz przede wszystkim czuły.
Ich listy miłosne wzruszają powściąganą czułością. Więcej w nich delikatnej ironii niż wyznań. Erotyki nie ma wcale. Kiedy Filipowicz zapowiada, że zamierza zgolić wąsy, Szymborska odpowiada: „Wiadomość ta uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba. Chciałam przecież wypchać nimi poduszkę na szpilki”, ale zaraz dodaje „Kocham Cię, ale się tym nie przejmuj ani nie licz się z tym specjalnie”. – „Dla mnie te listy są prawdziwym odkryciem. Nie spodziewałam się, że łączyła ich taka czułość”– mówi Teresa Walas. –
„Wzruszyłam się, kiedy je czytałam. Są sentymentalne, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Znając ich, spodziewałam się, że łączy ich jakiś rodzaj erotycznej przyjaźni, że to związek życiowo-intelektualny, cementowany też faktem, że obracają się w jednym środowisku. Tymczasem oni otaczali się wzajemnie opieką, byli dla siebie troskliwi, nieustannie pragnęli sprawiać sobie drobne przyjemności. Jest w tym jakaś niezwykła świeżość uczuć. A przecież gdy się ze sobą zeszli, byli dojrzałymi już ludźmi, każde ze swoim życiowym bagażem…”
"Kochana Wisławo! W dniu moich imienin życzę Ci, abyś niczego sobie nie wmawiając, w sposób wolny i nieprzymuszony, długo mnie jeszcze lubiła. Może 1/2 roku – a nawet rok?!! Byłoby lepiej, jakbyś mnie lubiła jeszcze 1 rok, bo mielibyśmy przed sobą wiosnę i lato", napisał w jednym z listów Kornel Filipowicz. Jeszcze tego samego dnia jego ukochana odpowiedziała: "Kornelu! Bardzo Cię kocham. Proszę nie nadużywać telefonu, podając to w wątpliwość! Przez telefon trudno mi cokolwiek udowodnić. Ale bardzo mnie martwi, że i w listach mi się to nie udaje". W jednym z listów napisała z kolei: "Najlepiej w życiu ma Twój kot, bo jest przy Tobie".
W listach pojawia się też często fikcyjna postać Gieni – uosobienie niezbyt bystrej, ale upartej rywalki, o którą Szymborska jest zazdrosna: „Dzisiaj jest piątek, imieniny Gieni” – pisała. – „Z pewnością bawisz się teraz wesoło, nastawiasz płyty z Ireną Santor, jesz tort biszkoptowy i pijesz wino porzeczkowe w towarzystwie gospodyni, pana Karola, pana Cześka i koleżanki Gieni – Dziuni. Właściwie pić wina Ci nie wolno, ale Ty wolisz się do tego nie przyznawać, bo zaraz nazajutrz miałbyś Gienię z walizką u siebie w domu. Nie myśl sobie, że ja tego wszystkiego nie widzę!”.
W ich korespondencjach na wierzch wychodzi także niezaprzeczalny talent dwójki zakochanych. Tego, że Wisława Szymborska była wybitną artystką, udowadniać nikomu nie trzeba. Jednak Kornel Filipowicz także władał doskonałym piórem. Chociaż nie zyskał sławy równej, chociażby swojej ukochanej, to był jednym z najwybitniejszych polskich pisarzy. Uważała tak zresztą sama Wisława Szymborska. ''Szkoda, że Kornel nie może tego zobaczyć. Dla mnie byłoby to coś więcej niż oficjalne splendory. To on powinien dostać jako prozaik wielką nagrodę'', powiedziała po otrzymaniu literackiej nagrody Nobla w 1996 roku krytykowi i dziennikarzowi Janowi Pieszczachowiczowi. "Zakochana kobieta gotowa byłaby ukochanemu nawet Nobla oddać", skomentował z kolei słowa poetki Jerzy Pilch.
Zobacz także: Gerard Wilk zachwycał się Polą Raksą. Plotkowano o romansie tancerza z aktorką
Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz: wspólne wyjazdy i ostateczna rozłąka
Mieli podobne poczucie humoru, lubili płatać innym figle. Często chodzili do sklepów z kuriozami. Kupowali tam sztuczne muchy, które kładli potem na maśle, kiedy przychodzili goście, raz sami uszyli ze skrawków futer szczura, którego podrzucili przyjaciółce w łazience. Kiedy Ewa Lipska wyjeżdżała do Niemiec, Filipowicz obarczył ją misją kupienia sztucznych kup. Przywiozła aż trzy, ale nie wie, komu zostały podłożone. – „Kiedy jechałam do Stanów, postanowiłam kupić im kaszlącą popielniczkę, oboje byli palaczami” – wspomina Teresa Walas. – „Wszystkim nam bliski był ten duch zabawy, często absurdalnej. Żyliśmy wtedy takimi idiotycznymi żartami. Był to sposób na odreagowanie szarej rzeczywistości, która nas otaczała”.
Oboje z wyboru nie mieli samochodów i nie potrafili prowadzić. Na wakacje z reguły więc kogoś zapraszali. Spędzali je pod namiotem albo na kwaterze. Kwatery w Wielkopolsce. Biwaki w Nowosądeckiem nad Dunajcem, Rabą, Skawą. „Wyjeżdżaliśmy zwykle z Krakowa koło siódmej rano” – opowiadała Ewa Lipska. – „Z przodu mój mąż, Władzio, który prowadził, i Kornel, a ja z Wisławą z tyłu, z dżdżownicami. Jak zajeżdżaliśmy na brzeg, Kornel, w kapeluszu z wpiętymi złotymi rybkami, w milczeniu rozkładał wszystkie swoje zabawki – haczyki, spławiki. My obie brałyśmy zawsze ze sobą »Sterny«, »Spiegle« i wyszukiwałyśmy artykuły sensacyjne, skandale, zbrodnie. Wisława przygotowywała jedzenie, zbierała grzyby, wiązanki kwiatów albo stała z podbierakiem. Mówiliśmy o niej »Pani Podbierakowa«. Kiedy ryba była za mała, Filipowicz zdejmował ją z haczyka i wypuszczał ze słowami »Amnestionuję cię«. Te większe sam zabijał i patroszył”.
Szymborska nie była typem biwakowiczki. Wrażliwości na przyrodę nauczył ją dopiero Filipowicz. Otwarcie mówiła o tym, że w młodości nużyły ją opisy przyrody i najczęściej je opuszczała. Zmieniło się to dopiero pod wpływem lektury opowiadań Filipowicza.
Lata 80. Kornel Filipowicz
Kiedy umarł w 1990 roku, nigdy więcej nie pojechała już do tych miejsc, gdzie bywali razem. „Przyjmuję do wiadomości, / że – tak jakbyś żył jeszcze – / brzeg pewnego jeziora pozostał piękny jak był. (…) / Na jedno się nie godzę. / Na swój powrót tam. / Przywilej obecności – / rezygnuję z niego (...)” – pisała w „Po-żegnaniu widoku”. I dopiero po śmierci Filipowicza po raz pierwszy publicznie (podczas rozmowy z niemiecką stacją telewizyjną) wyznała: „Byliśmy ze sobą 23 lata. Cudowny człowiek, świetny pisarz. Nie mieszkaliśmy razem, nie przeszkadzaliśmy sobie. Byliśmy końmi, które cwałują obok siebie”.
– „O śmierci Kornela nigdy nie rozmawiała” – mówi Teresa Walas. – „Kiedy to się stało, zniknęła na miesiąc. Nie szukała współczucia i nie chciała obarczać nikogo swoim cierpieniem. Taką miała naturę”.
Potem dwa razy do roku organizowała imprezy, na które zapraszała 20 gości: w rocznicę śmierci Włodka i w rocznicę śmierci Filipowicza. Wszyscy spotykali się najpierw na cmentarzu, a później byli zapraszani do niej na obiad. To podczas tych spotkań powstał pomysł wydania książki „Byliśmy u Kornela. Rzecz o Kornelu Filipowiczu”. Szymborska wybrała jego zapiski z dziennika i wiersze, zrobiła podpisy do zdjęć. Książka ukazała się w 20. rocznicę jego śmierci.
"Umrzeć – tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci"