Weronika Rosati: „Ta historia mogłaby być scenariuszem taniej telenoweli”
Aktorka po raz pierwszy o miłości i życiu rodzinnym
- Beata Nowicka
Weronika Rosati mówi o sobie, że jest samotnikiem – lubi być sama i przyzwyczaiła się do takiego życia. Jednak kilka miesięcy temu pojawiła się z nim córka, z którą od teraz na zawsze będzie nierozerwalnie związana. Z małą Elizabeth są niemal nierozłączne. W opiece nad nią pomaga aktorce także jej mama, dlatego Weronika Rosati mogła wrócić już do pracy. Jak teraz wygląda ich codzienność powiedziała VIVIE! w rozmowie z Beatą Nowicką.
– Masz poczucie, że Twoje życie zostało zepchnięte na margines, że istnieje tylko Twoje życie z nią?
Ale nie odczuwam tego negatywnie, bo moje życie z nią jest super. Kiedyś mój typowy dzień trwał kilkanaście godzin, ja w tym czasie robiłam milion rzeczy: praca, spotkania, treningi, wyjścia z przyjaciółmi, castingi, kino, teatr, koncert, tu wyjeżdżam, tam wracam, byłam wszędzie. Miałam zresztą takie poczucie, że MUSZĘ być wszędzie naraz, a jak mnie gdzieś nie ma, to koniec świata. Chciałam być jednocześnie na festiwalu filmowym w Cannes, na planie filmowym w Warszawie na castingu w Los Angeles, na kolacji z przyjaciółmi, na plaży nad oceanem… Prześladowała mnie myśl, że gdzieś mnie nie ma. Teraz już nie odczuwam tego aż tak intensywnie. Mam córkę. Ona jest tylko i wyłącznie czymś, co zyskałam.
– „Jest plusem dodatnim”, jak mawiał pewien charyzmatyczny polityk.
(śmiech). Zyskałam osobę, która do końca życia, na swój sposób, będzie ze mną. To jest niesamowite
uczucie. Ja jestem samotnikiem z natury. Jak wiesz, bo znamy się od lat, żyłam bardzo dużo sama. Nie z rodzicami, nie z mężczyzną, tylko sama. Bardzo lubię być sama. Artyści to rozumieją, że można mieć rodzinę, bliskich i być samotnikiem. Ale kiedy ma się dziecko i jest się kobietą, to się kończy.
– Wybiegasz myślami w przyszłość czy córka stała się taką kotwicą, która zanurza Cię w codzienności?
Intensywnie myślę o przyszłości, mam marzenie dotyczące przyszłości. Na pewno już wiem, jak nie chciałabym, żeby moje życie wyglądało. Wiem z doświadczenia, że rzeczywistość i tak wszystko skoryguje. Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale jeżeli spojrzysz obiektywnie, z dystansu na to, w jaki sposób Ela znalazła się na świecie, to ta historia mogłaby być scenariuszem taniej telenoweli, ckliwego dramatu albo thrillera psychologicznego. Właściwie każdego z gatunków filmowych, z naciskiem na meksykańską telenowelę. Moje życie jest nieprzewidywalne, więc nastawianie się na cokolwiek czy nawet marzenie o czymkolwiek wydaje się… iluzoryczne.
– Życie wywróciło Ci się do góry nogami?
Odnoszę wrażenie, że jest o wiele ciekawsze, odkąd ona jest na świecie. Do tego szalonego obrazu z podróży musisz jeszcze dodać mojego psa Franka Sinatrę w torbie (śmiech). Ma półtora roku, jest wrażliwy i dużo mniejszy od niej. Mojemu psu wydaje się chyba, że jest starszym bratem Eli. Przynosi jej zabawkę, wciska pod nos i szczeka na nią, że ma mu ją rzucać. A ona oczy wytrzeszcza i patrzy na mnie pytająco. Niezrażony porażką przynosi jej kolejną zabawkę, bo przywłaszczył ich sobie mnóstwo, a szczególnie te, które piszczą. Rozbraja mnie kompletnie, kiedy tak się bawią. I rozczula. Prawdziwy dom: stworzenia zależne od ciebie, fajny harmider, wszędzie pełno życia i… rzeczy. Wszystkie rzeczy Eli są porozrzucane po całym mieszkaniu, bo każda musi być pod ręką.
Cały wywiad z Weroniką Rosati w nowej VIVIE od 28 czerwca w kioskach.