Reklama

Roma Gąsiorowska, jako nieliczna z polskich aktorek, wybrała drogę trudną, żmudną, ale za to pełną wyzwań. Absolwentka PWST w Krakowie postanowiła bowiem nie tylko grać, ale i uczyć innych, jak robić to dobrze. Odtwórczyni ponad 30 filmowych ról założyła własną szkołę AktoRstudio, w ramach której już od 27 do 29 sierpnia w Skarżysku-Kamiennej przeprowadzi kolejne warsztaty. I to nie tylko dla aktorów… Jak trudne jest prowadzenie własnego biznesu? I czego Romę to nauczyło? O to zapytaliśmy ją podczas ostatniego spotkania.

Reklama

Roma Gąsiorowska o szkole aktorskiej, warsztatach i byciu mamą

Roma, czy Ty w ogóle sypiasz?

(śmiech) Podobno naukowcy przeprowadzili badania w kosmosie i doszli do wniosku, że jeśli mielibyśmy zasiedlać obce planety, to mężczyźni nie tyle nie byliby potrzebni, co kobiety poradziłyby sobie zdecydowanie lepiej od mężczyzn, bo są wytrwałe i mają zdolność myślenia perspektywicznego. Ponadto przeżywają trudne warunki psychiczne i fizyczne z mniejszym uszczerbkiem na zdrowiu. Sytuacje krytyczne po prostu je uzbrajają, a do tego potrafią wierzyć w długoterminowy abstrakcyjny cel. Nasza planeta jest w takim stanie, że widocznie moje ciało i mój umysł od kilku ładnych lat przygotowuje się do takiej eskapady. (śmiech)

Pytałem pół żartem o regularny sen, bo gdy podglądam Cię w sieci, to ciągle jesteś w biegu. Nie realizujesz się już tylko jako aktorka, ale i jako nauczyciel, mentor. Kiedy i jak to się zaczęło?

Pędzę, to prawda, moja doba jest z gumy. W tym momencie przygotowuję się do kilkutygodniowego resetu z dzieciakami. Wszystko po to, aby nowy sezon otworzyć warsztatami w Skarżysku-Kamiennej. Są one organizowane przez AktoRstudio i poprowadzę je wraz z Przemkiem Bluszczem. A zaraz potem otworzę nowy rok akademicki, poszerzając grupy o młodzież i dzieci oraz język angielski w naszej szkole.

Z kolei we wrześniu zaczynam film z Iwoną Siekierzyńską. To bardzo ambitny i wymagający ode mnie projekt, dlatego zbieram siły. Co jeszcze? Czeka mnie kolejny rok intensywnej pracy nad nowym projektem W-arte o nazwie Całe szczęście jestem kobietą. Będzie to seria warsztatów połączonych z wieloma działaniami wspierającymi kobiety.

Trudno mi powiedzieć kiedy to wszystko się zaczęło... Ta droga, którą chciałam iść jako dorosły człowiek kiełkowała we mnie już kiedy miałam 15 lat. W jakimś sensie już wtedy marzyłam o tym wszystkim, co teraz robię. Dochodziłam do tego wiele lat, nabierając odpowiedniego doświadczenia, podejmując kolejne wyzwania, ryzyka, ponosząc konsekwencje i ucząc się. Wciąż się zresztą uczę. Zawsze fascynował mnie model artysty interdyscyplinarnego i tak o sobie myślałam, kiedy byłam nastolatką. Nie chciałam się zamykać i wiedziałam, że chcę pracować z artystami na całym świecie. Krok po kroczku do tego zmierzam. To długa i żmudna droga, bo projekt jest ogromny, ale ja w niego wierzę. No i co najważniejsze, potrafię przekonać innych, żeby też uwierzyli.

Wielu Twoich kolegów i koleżanek z branży realizuje się tylko na polu odtwórców ról, ty postanowiłaś inaczej. Twoja szkoła AktoRstudio ma już 6 lat, przestrzeń artystyczna W-arte! dwa. Co jest najtrudniejsze, by to wszystko działało?

Mnie aktorstwo nigdy nie wystarczało, ja jestem wielozadaniowa i wizyjna. Zawsze kochałam układać najtrudniejsze obrazki z puzzli o 1000 elementów czy uspakajałam się przy trudnych zadaniach z matematyki. Taka jestem. Lubię samotność i mam naturę lidera. To właśnie taka mieszanka wybuchowa zaprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem. To właśnie ta sama mieszanka pozwala mi realizować plan na kolejnych, coraz trudniejszych i coraz bardziej ekscytujących poziomach.

Jeśli jednak pytasz o trudności to nie wystarczyłoby nam miejsca w wywiadzie, gdybym miała opowiedzieć o wszystkich, które temu towarzyszą. Tu nie ma miękkiej gry. To wszystko jest bardzo trudne, ale ja to lubię. Uczę się jak te klocki mojej wizji poskładać, by dojść do miejsca, które sobie wyznaczyłam. Nie odpuszczam. Na pewno trudne jest przekonywanie innych do czegoś, czego się boją, czy nie rozumieją. Tego nie robię. To nie ma sensu. Wszystko inne, nawet jeśli trudne, ale daje konkretne efekty, jest do pokonania. To tylko kwestia czasu. Trzeba mieć bardzo dużo samozaparcia, wytrwałości, determinacji, nie bać się zaryzykować, mieć plan, być konsekwentnym, ale też otwartym i elastycznym. To nie jest proste. Trzeba wierzyć w siebie i ufać sobie i swojej intuicji, Umieć podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność. Trzeba być dojrzałym, dyplomatycznym i wyrozumiałym, ale też bardzo konsekwentnym i asertywnym. Wymieniać dalej? (śmiech)

Zuza Krajewska/LAF AM

A pieniądze? Żyjemy w czasach, gdy np. to pracownicy telewizji zwracają się do reklamodawców, a nie marki biją się o miejsce reklamowe na antenie. Ciebie nauczył czegoś własny biznes, jeśli chodzi o kwestie finansowe?

Mnie bardzo wiele nauczył mój własny biznes. Przede wszystkim musiałam na początku bardzo dużo sama zainwestować, nie mając żadnej gwarancji, że się powiedzie. Mam za sobą kilka lat doświadczeń, które nauczyły mnie tyle, że żaden uniwersytet nie dałby mi tego, bo to jest wiedza praktyczna. Jestem dumna z siebie, bo właśnie od mniej więcej roku zaczęłam nie tylko płynnie operować językiem ludzi biznesu, ale stałam się dla nich równorzędnym partnerem, przedsiębiorcą. Już nie start-uperem, już nie aktorką z komedii romantycznej z wizją na swój biznes, ale kobietą, która ma za sobą konkretne doświadczenia.

To czego się nauczyłam, to moje know-how, nie będę tego zdradzać. Wykorzystuję to w kolejnych swoich projektach. Ale na pewno coś, co mogę ogólnie powiedzieć, to to, że czasy są wymagające, rynek jest dość mocno nasycony, świadomość odbiorców sztuki czy kultury w Polsce często pozostawia wiele do życzenia. Elitarne stają się wartości i autentyczność. To jest przykre, ale tak jest. Jak to mówią w biznesie „pieniądze są, jest ich nawet więcej niż potrzeba, tylko trudno się do nich dostać”. Ja mam bardzo uprzywilejowaną sytuację, bo w wielu projektach biorę udział w zupełnie innej funkcji i mam wgląd od kuchni w zachowania, przyzwyczajenia, oczekiwania zarówno klienta, jak i artysty. To bardzo pomocne i cenne obserwacje. Myślę, że najważniejsze to być w tym wszystkim rozsądnym, roztropnym, niezależnym na tyle, na ile to możliwe, i przede wszystkim autentycznym. Mieć odwagę lwa a nie kamikadze.

Droga do spełniania marzeń zawsze ma jakieś wyboje, ale najważniejsze, że kolejny projekt na horyzoncie. To sierpniowe warsztaty filmowe, które w dniach 27-29 organizujesz w Skarżysku-Kamiennej. Jaki jest ich cel?

To pierwsze duże wspólne warsztaty AktoRstudio z Gdyńską Szkołą Filmową, z którą kilka lat temu nawiązałam współpracę, wykładając metody pracy z aktorem na wydziale reżyserii. Ponieważ AktoRstudio się rozrasta, planujemy organizować regularnie raz w roku warsztaty wyjazdowe plenerowe, które mają być okazją do spotkania i stworzenia wspólnie krótkich form filmowych pod okiem profesjonalistów. W tym roku zaproponowałam, aby do tej współpracy dołączyło Story Lab. Na przełomie lipca i sierpnia ogłaszamy wspólnie konkurs na scenariusz, a nagrodą będzie możliwość dopracowania go i zrealizowanie podczas tego warsztatu.

Uczyć się od Ciebie i Twoich kolegów może każdy? Co trzeba zrobić, by wziąć udział w sierpniowych warsztatach?

Wszystkie informacje zwarte są w naszym wydarzeniu na Facebooku i na stronie www. Aby wziąć udział w warsztatach jako aktor, wystarczy się zgłosić, nie mamy rekrutacji. Ilość miejsc jest ograniczona, ale poza wiekiem (powyżej 16. Roku życia), nie mamy wymagań w stosunku do naszych uczestników. Pracujemy w grupach, realizujemy trzy scenariusze filmowe. Za warsztat aktorski odpowiadam ja i Przemek Bluszcz, a Jerzy Rodos sprawuje opiekę reżyserską. Sławomir Pultym z kolei jest operatorem i montuje materiał podczas ostatniego dnia warsztatów. Uczestnicy mogą przyjrzeć się pracy reżysera, mogą przyjrzeć się pracy operatora. Już mogę obiecać, że poczują na własnej skórze, jak powstaje profesjonalny scenariusz. To warsztaty filmowe, nie tylko aktorskie. To krok dalej jeśli chodzi o AktoRstudio.

Na wiosnę planujemy już pod szyldem W-arte! kolejne warsztaty rozbudowane o inne dziedziny sztuki. Ale póki co skupiamy się na Skarżysku.

Podczas zajęć w Skarżysku-Kamiennej powstanie materiał wideo, który może być dla uczestników wizytówką podczas kolejnych castingów. Ty śledzisz poczynania osób, które spotkałaś na swojej drodze jako nauczyciel?

Cieszę się z sukcesów moich podopiecznych i bardzo mocno im kibicuję. Eliza Rycembel dostała za moją rekomendacją rolę w filmie Ani Kazejak-Dawid, zanim dostała się do szkoły teatralnej. To ogromny sukces. Kilkoro moich absolwentów zagrało epizody w filmach. Łukasz Gawroński, który jest w tym momencie studentem w AST w Krakowie, dostał epizod w Ostatniej rodzinie. Kilka osób gra też na stałe w serialach.

Teraz zaczęliśmy też coraz więcej pracować z modelkami i modelami na indywidualnych art-coachingowych sesjach. Mamy warsztaty dla młodzieży, dla dzieci. Przez moją szkołę przewinęło się już kilka osób, które są rozpoznawalne, a nawet można powiedzieć stali się celebrytami: Sylwia Nowak, która spełnia się prowadząc bloga, Ludwik Borkowski, który pojechał z moim mężem do Azji i wygrał razem z nim program Azja Express, bo się bardzo zaprzyjaźnili podczas kursu, a teraz Ludwik właśnie rozpoczął kurs aktorski w Londynie…

Kilkoro moich absolwentów regularnie bierze udział w castingach zagranicznych, kilkoro dostało nagrody za krótkie metraże, w których zagrali. Jedna osoba jest w Nowym Jorku i gra na Broadwayu. Serio, to nie są żarty. Ta szkoła jest prawdziwą kolebką osobowości. My wspieramy i wydobywamy piękne sedno i prawdę z ludzi, którymi się opiekujemy. Do tego metody, którymi pracujemy otwierają głowy i nie tyle kładą do głowy wszystko jest możliwe, bo tak nie jest, ale dają narzędzia, aby samemu postanowić, co jest moją motywacją i jaka droga jest moją autentyczną drogą. To daje spełnienie i sukces, a za tym idą projekty.

Ja jestem w nieustającym procesie otwierania ścieżek dla moich absolwentów. Wczoraj posłałam czterech chłopaków na casting do nowego filmu. Rynek szuka nowych twarzy, mają do mnie zaufanie z racji mojego doświadczenia w zawodzie, ale też dzięki temu, że renoma mojej szkoły jest podparta prawdą.

Zuza Krajewska/LAF AM

A w czasach, gdy tak wielu twórców nie ukończyło żadnej artystycznej szkoły, widzisz różnice między aktorami profesjonalnymi i niezawodowymi?

Zawsze będzie różnica, ale one są do „zatarcia” w odpowiednich okolicznościach i przy odpowiednim nastawieniu i metodzie pracy. Moja szkoła jest typowo filmowa, tu nie uczymy aktorstwa teatralnego, a jednak szkoły państwowe przede wszystkim tym się zajmują. Film jest bardziej pojemny i łatwiej o pracę dla naturszczyka, czy półprofesjonalisty. Film jest specyficzny, to trzeba czuć i kochać inaczej niż teatr. Tu nawiązujemy relację ze sobą samym i z kamerą, potrzebujemy dużej umiejętności skupienia i swoisty rodzaj obnażania emocji.

Mam taki plan, żeby moja szkoła za kilka lat była znana na całym świecie i żeby aktorzy po naszych kursach dostawali pracę za granicami. Tam jest o wiele prościej wbrew pozorom. Pracuję nad tym.

Ty skończyłaś PWST w Krakowie, Twój mąż Akademię Teatralną w Warszawie. Czy z tego lub innych względów posługujecie się w pracy zupełnie innymi technikami?

To są kompletnie inne szkoły, to fakt. Każda szkoła ma swoją specyfikę i zazwyczaj ludzie z branży są w stanie rozpoznać po sposobie pracy kto z jakiej jest szkoły. To się weryfikuje przez doświadczenie. W tym samym czasie, kiedy ja trafiłam do TR Warszawa i przerwałam swój tok studiów, aby doświadczyć zupełnie innego rodzaju edukacji poprzez praktykę, która dała mi tyle, co pewnie kilka lat w zawodzie w przeciągu jednego roku, mój mąż pracował z Redbadem Klynstrą. Byli już po wielkim sukcesie spektaklu Made in China, który w tamtych czasach, a było to już jakieś 15 lat temu, uznawany był za jeden z bardziej świeżych, odkrywczych i rewolucyjnych. Obydwoje mieliśmy takie szczęście, że zawód postawił nam na drodze osoby, które wiele zmieniały w myśleniu na tamte czasy, wyznaczały nowe ścieżki. Nie tylko stawały się naszymi mistrzami, ale dawały nam szansę realizować siebie i doświadczać czegoś, czego szkoła nie daje. Dlatego otworzyłam swoją szkołę, bo moja droga była zupełnie inna, niż klasycznego aktora.

Ja chodziłam do szkoły dwa lata i już zrobiłam film a potem przerwałam studia, wzięłam urlop dziekański, żeby doświadczyć trybu przyśpieszonego, ekstremalnego, który dał mi to wszystko, z czego potem przez lata korzystałam. Film mnie pokochał, zrobiłam bardzo dużo w krótkim czasie, nabrałam doświadczenia i chcę się nim podzielić. Namówiłam swoich kolegów po fachu, których cenię i uważam za wyjątkowych, i zaprosiłam do współtworzenia tej szkoły.

Na prawie sam koniec chcę zapytać Cię o najbliższe plany. Poza prowadzeniem szkoły i grą, wiem, że chcesz zrobić coś swojego i może nawet pokazać to za granicą…

Najbliższe plany to wakacje i reset. Potrzebne, aby nabrać siły na nowe wyzwania. Cały miesiąc mnie nie ma, pracuję zdalnie. A co do moich projektów zagranicznych, to nie mogę jeszcze mówić za wiele póki co...

A teraz wracasz do kolejnych maili i spotkań, czy pójdziesz wstawić pranie? Wiem, że lubisz to robić! (śmiech) Tak jak i opiekować się domem i być bardzo zaangażowaną i obecną mamą. Wciąż nie wiem, jak na to wszystko znajdujesz czas…

Pranie robię odruchowo, tak jak większość czynności domowych. W przypadku dwójki małych dzieci pralka jest właściwie non stop włączona, odkurzacz podobnie. To jest nieustająca i syzyfowa praca, której nie cierpiałam jako nastolatka. Dużo musiałam pracować nad tym, aby nie myśleć na ten temat, a po prostu robić to, skoro i tak trzeba to zrobić. Dzieci powodują ogólnie nieustający bałagan. Ja jestem wzrokowcem, nie czuję się dobrze w chaosie, więc staram się ogarniać na bieżąco, ale nie jestem pedantką i nie jest to dla mnie priorytet. Lubię kontrolowany chaos.

Reklama

Bycie mamą daje mi niezwykłą radość, a spędzanie czasu z dziećmi to dla mnie największa przyjemność. I choć często jestem zmęczona po pracy, rzadko pozwalam sobie poleniuchować, raczej daję się namówić na dziecięce pomysły wspólnej zabawy. Na wakacje jedziemy zawsze wielką brygadą z kilkanaściorgiem dzieci. Tak będzie też tym razem. U mnie się zawsze dużo dzieje. Ja staram się być w nieustającym procesie uważności i regularnie, czy też wręcz systematycznie, zajmować się pewnymi tematami, które dotyczą domu. To daje pewnego rodzaju stabilność psychiczną i równowagę. Ale to już na inną rozmowę. (śmiech)

Zuza Krajewska/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama