„Jestem człowiekiem bez ambicji. Chcę chodzić do lasu i wieść spokojne życie”. Wajrak o miłości nie tylko do puszczy
Dlaczego właściwie Adam Wajrak został dziennikarzem? Co sądzi o politycznym zaangażowaniu? dlaczego kręci go las i czy mógłby żyć w mieście? Dziennikarz przyrodniczy, który zasłynął walką o polskie dzikie tereny – Puszczę Białowieską i Dolinę Rospudy, jest jednym z bohaterów kwietniowego numeru Urody Życia. W wywiadzie wyznał między innymi: „Z puszczą jest tak, jak z dobrym winem. Ono nie musi smakować każdemu”. O czym jeszcze opowiedział? O miłości do puszczy i do żony, życiu gdzie indziej, pracy dziennikarza i byciu bohaterem mimo woli - polecamy pełną smaczków rozmowę z Wajrakiem.
Adam Wajrak o Puszczy Białowieskiej
Adam Wajrak: Puszcza jest bardzo nietypowym lasem. Innym niż to, co większość z nas zna. Masa wywalonych drzew, poskręcanych, dziwacznych, wielkich. No i ciemno, w puszczy jest przecież ciemno. (...) Z puszczą jest tak, jak z dobrym winem. Ono nie musi smakować każdemu. Niektórzy lubią słodkie bełty z taniego sklepu, więc jak spróbują czegoś bardzo wytrawnego, to się krzywią, że kwaśne i niedobre. To jest smak, którego trzeba się nauczyć. Na szczęście coraz więcej ludzi się uczy.
Czy puszcza bywa przerażająca?
Adam Wajrak: Idziesz przez las i widzisz wielki dąb, który jeszcze przedwczoraj stał i był żywy, a w nocy przewrócił go wiatr. Albo widzisz rozszarpanego jelenia, albo żubra, który położył się i umarł. Patrzysz, a obok kępa świerków zabita przez korniki. Trzy miesiące temu były zielonymi drzewami, dzisiaj są suchymi kikutami, z których opadają igły. Widzisz śmierć wszędzie wkoło. Ale pod tymi świerkami są małe świerki. Na tym żubrze coś się pożywiło, na dębie wyrasta mech. Bo zarazem to jest miejsce pełne nadziei. Masz śmierć i tuż obok odżywanie.
Dla dziennikarza puszcza ma więc wymiar niemal egzystencjalny...
Adam Wajrak: Doświadczenie puszczy jest z pewnością doświadczeniem filozoficznym. W tym sensie największym wrogiem puszczy jest las gospodarczy.
Ludzie są przyzwyczajeni do tego, że las to jest uprawa drzew. Więc patrzą na puszczę z perspektywy warzywnego ogródka, że coś tu się marnuje i gnije. Chore drzewa, obumierające – jak to, przecież to marnotrawstwo! Z naszej kultury wyparliśmy śmierć, rozpad, starość i całą masę rzeczy, które przypominają o przemijaniu. A tutaj widzisz to na każdym kroku. Puszczę kształtuje walka o byt, jak choćby walka pomiędzy drzewami o światło.
Czyli zwykły las go już nie kręci?
Adam Wajrak: W zwykłym lesie czuję się coraz gorzej. Jak idę po lesie i nie widzę zbyt dużej liczby powalonych drzew, to coś mi nie pasuje, czuję jakiś fałsz. Kiedy chodzę po puszczy, widzę rozmaite, bardzo ciekawe stworzenia – od dzięcioła trójpalczastego i dzięcioła białogrzbietego po śluzowce i rozmaite grzyby, których istnienie jest bezpośrednio związane z obumieraniem drzew. To s prawia, że puszcza jest nieustannie inna, zmienia się. To fascynujące. (...) A taki zwykły las jest doskonale przewidywalny i nudny. Drzewa, drzewa, drzewa – i tyle. Prawdziwy las nie składa się tylko z drzew.
Adam Wajrak na spotkaniu promującym jego książkę "Wilki" 2015
Czy Adama Wajraka kiedykolwiek kręciło miasto?
Adam Wajrak: Tylko jako otoczenie towarzyskie, bo tam mam przyjaciół. Spotykamy się, gadamy, pijemy winko. Ale jak pisałem książkę o wilkach, to słabo mi szła praca tutaj, w Białowieży. Ciągnęło mnie do puszczy. A jak byłem w mieście, to nic mnie nie interesowało, mogłem siedzieć i pisać godzinami. Z przyjaciółmi umawiałem się na wieczór, cały dzień nic mnie nie rozpraszało. Tu, na miejscu, mam tysiące powodów, żeby nie pisać, nie pracować, tylko wyjść do lasu.
Adam Wajrak o dziennikarstwie
Dlaczego właściwie został dziennikarzem?
Adam Wajrak: Przez przypadek. W moim życiu wszystko dzieje się przez przypadek. Miałem
17 lat, szedłem sobie przez podwórko, spotkałem Jolę Wiszowatą, która pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Jola zapytała, co robię, powiedziałem, że nic. Zapytała, czy nie chciałbym pisać do gazety. Powiedziałem, że chętnie. I tyle.
To jednak zawód wymagający pewnego zaangażowania. Trzeba się poświęcić, ciągle się ma syndrom nieodrobionych lekcji, nie ma samowolki i bujania się.
Adam Wajrak: Ja miałem wtedy 17 lat i nie miałem żadnych obowiązków, tylko balangowałem, co akurat temu mojemu dziennikarstwu sprzyjało. Co prawda pierwszy tekst napisałem o orłach bielikach, ale potem kazali mi się zająć jakimiś subkulturami, takimi rzeczami. Jeździłem na zadymy ze skinheadami, pisałem teksty śledcze czy kryminalne. Nudziło mnie to potwornie. Potem Julek Rawicz powiedział: „Jak chcesz pisać o zwierzętach, to pisz o zwierzętach”. I to właściwie on te moje tematy w „Gazecie Wyborczej” przeforsował.
Adam Wajrak o wyprowadzce z Warszawy i żonie Nurii
Adam Wajrak: Ja od niczego nie uciekłem. To nie tak, że powiedziałem sobie: „Mam w nosie to miasto, jego konwenanse i układy, chcę być zapuszczonym puszczakiem”. Dalej jestem chłopakiem z Żoliborza, imprezowym, balangowym. Jak jestem w mieście, to prowadzę bardzo towarzyskie życie. To, że zamieszkałem w Puszczy Białowieskiej, też wydarzyło się przypadkiem. Poznałem Nurię, moją obecną żonę, w której zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Nuria jest naukowcem, biologiem, pracowała wtedy nad swoim doktoratem, prowadziła badania i wyszło na to, że wyprowadzka do puszczy to właściwie jedyny sposób, żeby być razem, jedyne miejsce, w którym nam to się uda. Siedziałem wtedy na dyżurach w „Gazecie”, w dziale politycznym, gdzie zajmowałem się rzeczami, które straszliwie mnie nudziły, i pomyślałem, że może faktycznie warto się przenieść, słać do „Gazety” tylko korespondencje. Poszedłem z tym pomysłem do Heleny Łuczywo, mówię, że muszę jechać, a ona mi na to, że absolutnie nie, miejsce dziennikarza jest w redakcji. Na co Julek Rawicz, który miał wyjątkowy talent perswazyjny, podniósł wzrok nad gazety i powiedział: „Helenko, czy myśmy w ubiegłym tygodniu nie puścili tekstu, o tym, że praca zdalna staje się modna, jest bardzo przyszłościowa i stwarza nowe możliwości rozwoju? Bardzo ci się podobał ten tekst”. „No tak” – odpowiedziała Helena. „No właśnie!” – powiedział Julek. „OK, jedź, ale musisz przyjeżdżać na dyżury”. I tak zostało.
Przyjeżdżałem na cztery dni w miesiącu do Warszawy, dalej robiłem polityków i było całkiem zabawnie, bo oni wybuchali śmiechem, gdy dzwonił do nich „ten pan od zwierzątek”. Zresztą parę lat temu, jak pojechałem do sejmu, to strażnicy mnie powitali: „O, pan Wajrak. Ale tu nie ma żadnych ciekawych zwierząt. Chociaż w nocy na dziedzińcu są kuny i jeże”.
Adam Wajrak o zaangażowaniu w politykę
Jego zaangażowanie w walkę o zachowanie doliny Rospudy przyniosło mu tytuł Bohatera Europy tygodnika „Time” w 2005 roku oraz miejsce w gronie 50 najbardziej wpływowych osobistości Europy belgijskiego dziennika „European Voice” w 2007 roku. Dziennikarz komentuje to ze skromnością:
Adam Wajrak: Ja tego nigdy nie chciałem. Jestem człowiekiem bez ambicji. Ja chcę chodzić do lasu, czasem pojechać w Arktykę, którą bardzo lubię, i wieść spokojne życie. Pisać felietony o zwierzętach, o tym, że ta sikorka to tak robi kupę, a tamta dziobie owak. Nie chciałem nigdy zostawać twarzą żadnego ruchu. To jest przecież olbrzymia odpowiedzialność. Musisz wiedzieć, co mówisz, ludzie ci ufają, liczą się z twoim zdaniem. Ja bym wolał, żeby puszczy nie cięli, Rospudy nie chcieli rozjechać, a do wilków nie strzelali.
Cała rozmowa z dziennikarzem w kwietniowym wydaniu magazynu Uroda Życia - od 10 marca w sprzedaży.