Michał Czernecki o przeszłości i nadrabianiu straconego czasu...
„To nie było pragnienie śmierci, tylko krzyk o pomoc”
- KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
Dziś jest jednym z najpopularniejszych polskich aktorów. Michał Czernecki niedawno skończył 40 lat, a jego kariera kwitnie – otrzymuje wiele filmowych propozycji i sam wybiera, w których weźmie udział. Jednak w jego życiu nie zawsze było tak dobrze jak teraz. Aktor przyznał się nieradzenia sobie w przeszłości z emocjami i prób samobójczych. Wszystko opisał szczerze w książce Wybrałem życie. Michał Czernecki w przejmującej rozmowie o przyszłości i nadrabianiu zaległości opowiedział Krystynie Pytlakowskiej.
– Naprawdę wtedy, gdy połknąłeś tabletki, chciałeś, aby to wszystko, co wokół Ciebie, się skończyło?
Wtedy byłem bardzo zmęczony, już nie miałem sił. Ani na zadawanie sobie pytań, ani na odpowiadanie na nie. Kiedy ocknąłem się w szpitalu, byłem przestraszony, że z mojego kroku muszę się jakoś wytłumaczyć. Dziś wiem, że to nie było pragnienie śmierci, tylko krzyk o pomoc. I wtedy uświadomiłem sobie, że tej pomocy od nikogo nie otrzymam.
– Boisz się tej książki? Że ludzie ją źle odbiorą i wykorzystają przeciwko Tobie?
Boję się, czy ona kogoś nie zrani. A jak ją odbiorą? To jest ich sprawa. Ja wiem, że jest w niej cała prawda widziana moimi oczami. Mogą nie zgadzać się czasem fakty i daty, ale jest to najszczerszy zapis moich emocji i przemyśleń. Jeśli ktoś będzie chciał tę rozmowę wykorzystać do swoich celów i na siłę zrobić z niej tanią sensację, i tak to zrobi. Nie mam na to wpływu. Ale mam nadzieję, podsycaną przez refleksje pierwszych czytelników, że w tej naszej rozmowie jest coś uniwersalnie ludzkiego i że można się w niej przejrzeć jak w zwierciadle. To stanowi w moim odczuciu o jej sile.
– Nie myślisz już o śmierci?
Myślę. W zasadzie codziennie. Ale myślenie o przemijaniu czy o tym, aby się zabić, to dwie różne sprawy. Śmierć nas otacza, chociaż przez naszą kulturę jest usilnie wyrzucana na margines. A tak naprawdę jest wszechobecna. I czeka nas wszystkich bez wyjątku. Miłość i śmierć są najważniejsze w życiu. Ostatnio częściej uczestniczę w rozmaitych ramówkach albo innych showbiznesowych eventach, na których najważniejsze wydają się być nierozstrzygalne kwestie: kto ma najlepsze buty, kto ma większe cycki, kto ma droższy zegarek… Mnie przed tym szaleństwem ratuje wtedy myśl, że wszyscy na tej sali i tak kiedyś umrzemy. Czuję wtedy ulgę i strasznie chce mi się śmiać.
– Najważniejsze, aby życie było fajne?
Teraz nadrabiam. Robię rzeczy, jakich nie robiłem jako chłopiec. Bo zajmowałem się dylematami, którymi dzieci nie powinny się zajmować. A teraz jadę z synami – Piotrkiem na gokarty, z Frankiem na film o avengersach. Przeżywam z nimi to, czego kiedyś mi brakowało. Już jako 16-latek żyłem jak „dorosły”. Piłem, paliłem, i to tak raczej na poważnie.
– Picie rzuciłeś?
Flirtuję z nim. Ale palenie rzuciłem. Byłem bardzo silnie uzależniony. Jak nie było co palić, zbierałem pety na klatce albo na ulicy.
– Niczego nie żałujesz?
Przykro mi, że ojciec umarł, zanim zdążyliśmy zbudować prawdziwą relację. I że nigdy nie miałem okazji świadomie i wprost się z nim skonfrontować. Myślę, że młody mężczyzna bardzo tego potrzebuje, żeby zakończyć proces dojrzewania.
– Co byś sobie teraz powiedział: „Brawo ja?”.
Powiedziałbym: „Brawo Michał!”. Bo poradziłem sobie najlepiej, jak umiałem. Nie widzę już przed sobą czarnych, zimnych ścian, a dawniej były wszędzie, gdzie tylko zwróciłem głowę. Staram się na co dzień. I robię, co mogę.
Cały wywiad do przeczytania w najnowszej VIVIE!, w kioskach.