Tomasz Sekielski szczerze o walce z otyłością. Dziennikarz ważył 185 kilogramów!
„Przejście dwustu metrów sprawiało, że miałem zadyszkę”
Kilka tygodni temu Tomasz Sekielski podjął ważną decyzję – postanowił zadbać o swoje zdrowie i podjąć walkę z otyłością. Dziennikarz odsuwał od siebie problem do czasu, aż na wadze zobaczył, że waży 185 kilogramów. To podziałało na niego alarmująco, pomyślał, że to być może ostatni moment, by zapanować nad swoją wagą. Od tamtej pory wprowadził do swojego życia duże zmiany. Osiągnął pierwszy sukces, chudnąc osiem kilogramów. W najnowszym wywiadzie opowiedział, jak wygląda trudna walka z kilogramami.
Tomasz Sekielski o otyłości
Dziennikarz przeszedł na zdrową dietę i dużo się rusza – chodzi na basen, spaceruje. Dzięki temu jego waga nieco już spadła, a on zobaczył światełko w tunelu. Przykłada teraz dużą wagę do tego, aby jeść małe porcje, ale regularnie. Nie może dopuścić do tego, aby poczuć głód. W wywiadzie dla Newsweeka zdradził, że właśnie kontrolowane zaspokajanie głodu doprowadziło go do znacznej otyłości. „W naszym zawodzie często nie masz czasu zjeść czegoś porządnego w ciągu dnia. Więc jak wpadałem do domu, to pustoszyłem lodówkę. Przeżyłem dzień na pięciu kawach i jednym batonie i byłem tak głodny, że traciłem kontrolę nad tym, co jem. Mój organizm był przyzwyczajony, że wieczorem dostaje wielką wyżerkę”, powiedział w rozmowie z Renatą Kim.
Długo ignorował problem swojej wagi. Czuł się dobrze, a dodatkowe kilogramy pojawiały się bardzo powoli i stopniowo. Łatwo było bagatelizować problem. Tomasz Sekielski przyznaje, że znajdował wiele wymówek, by nie zacząć się odchudzać. „Prowadzisz grę sam ze sobą, żeby znaleźć usprawiedliwienie dla tego, co robisz. Żeby te chwile rozkoszy, kiedy się obżerasz, przykrywały klęski, kiedy jednak nie możesz dopiąć spodni i dociera do ciebie, że jesteś grubasem. Przyznam szczerze, że zszokowała mnie ta liczba, która pokazała się na wyświetlaczu wagi”, wyznał.
Dopiero po pewnym czasie jego organizm zaczął się buntować. To także skłoniło go do wprowadzenia zmian. „Przejście dwustu metrów sprawiało, że miałem zadyszkę i tętno jak maratończyk. I właściwie potrzebowałbym punktu żywieniowego co 200 metrów, żeby móc ruszyć dalej. Stawy mnie bolały. Na szczęście mój organizm znosił przez lata ten niezdrowy tryb życia i nie miałem problemów typowych dla takiej otyłości”, powiedział dziennikarz w rozmowie z Newsweekiem.
Życzymy wytrwałości i dalszych sukcesów w walce z otyłością!