„Pamiętam, że łóżko mocno skrzypiało, jak przepraszałem”
Anna i Tomasz Sekielscy po raz pierwszy opowiedzieli o tym, jak się poznali
- Krystyna Pytlakowska
Kiedy poznali się w radiu, on był gwiazdą, ona stażystką. On ją nazywał „Tygryskiem”, ona mówiła do niego „Puchatku”, choć był szczupły. On zawiózł ją do ślubu czerwonym kabrioletem z lat 30. Ona urodziła mu dwójkę dzieci i… wybudowała dom. Są razem 23 lata i nie wyobrażają sobie życia bez siebie. O miłości z zabawnymi detalami opowiedzieli Krystynie Pytlakowskiej.
Anna i Tomasz Sekielscy w wywiadzie VIVY! o miłości i zaufaniu
Zawsze myślałam o Tobie, że nie możesz być z „normalną” kobietą.
Tomasz: To prawda. Jestem z cudownie nienormalną, szaloną kobietą, pozwalającą mi na moje wariactwa, i jestem jej za to bardzo wdzięczny. A także opatrzności, która pozwoliła nam się odnaleźć w ludzkim gąszczu. Miałem dużo szczęścia.
Anna: Ja też. Oboje jesteśmy nieźle zakręceni.
To opowiedzcie, jak to było w tym gąszczu.
Tomasz: Natknąłem się na Anię na schodach, w radiu przy Myśliwieckiej.
Anna: Konkretnie w Radiu dla Ciebie. Pracowaliśmy tam oboje. I to były takie czasy, że można jeszcze było palić w miejscu pracy. Teraz wszyscy wychodzą na papierosa na zewnątrz. A ileś lat temu wchodziło się do radia i stał stolik, a na nim popielniczka i tam się paliło.
Tomasz: To było jesienią 1996.
Anna: 1997, kiedy ruszała TVN.
Tomasz: Zobaczyłem Anię i od razu wiedziałem, że to będzie kobieta, z którą spędzę resztę swojego życia. Ale ona mnie wtedy nie zauważała.
Anna: Tomek twierdzi, że zakochał się w moich oczach, a szczerze mówiąc, patrzył na biust.
Tomasz: Zaraz, zaraz…
Anna: Mów prawdę!
Tomasz: Mówię prawdę. Po prostu jak zobaczyłem Anię…
I jej biust…
Tomasz: Też oczywiście, bo trudno było nie zauważyć takiej kształtnej kobiecej sylwetki. Dziewczyny oczekują, iż faceci będą patrzeć im tylko w oczy, ale z drugiej strony trudno nie zauważyć całej postaci.
Anna: A ja pamiętam nawet, jak byłeś ubrany i jak ja byłam ubrana. Miałam na sobie czarny golf i czarne spodnie, a ty dżinsy, koszulę i marynarkę. Bo robiłeś wtedy poranne wywiady z politykami.
Tomasz: To czemu na początku udawałaś, że mnie nie zauważasz?
Anna: Bo byłeś gwiazdą, a ja stażystką.
Tomasz: To są złośliwości mojej żony. Spotykaliśmy się na śniadaniach w radiowej stołówce. Mimo wrodzonej nieśmiałości za którymś razem odważyłem się zaproponować, aby Ania usiadła ze mną, ale ona udawała, że mnie nie zna.
Anna: Nie. Po prostu udawałam kobietę niedostępną.
Tomasz: Udawałaś?
Anna: Tak, udawałam. Bo taki gwiazdor to sobie wyobraża, że kiwnie palcem na stażystkę i ona od razu poleci jak pies do miski. A potem poszedłeś do TVN i od wakacji zaczęło się między nami coś dziać. Zaprosiłeś mnie nawet do pubu i wcale nie byłeś nieśmiały.
Nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że Tomek to rewolucjonista na barykadach?
Anna: Wiedziałam, że jest zadziorny. Edward Szuba, doświadczony dziennikarz, zawsze powtarzał: „Ten Sekielski wali w polityków jak w bęben. Z niego będą jeszcze ludzie”. Już wtedy wywiady Tomka były cytowane. Czułam, że to facet, który czegoś dokona. Podziwiałam go też za ryzykowne decyzje. Na przykład przejście z radia do telewizji, gdzie zaczynał od zera.
Ale szybko się wybił.
Anna: To był strasznie trudny czas w naszym życiu. Prawie się nie widywaliśmy, bo ciągle siedział w pracy.
Tomasz: Cieszyłem się, gdy dostałem z kolegami zgodę na trzy dni wolnego i pojechaliśmy do Zakopanego. Dla naszego związku z Anią był to moment przełomowy.
Anna: Ogoliliście wtedy głowy na łyso.
Tomasz: To całkiem inna historia. I nie na łyso, tylko ostrzygłem włosy bardzo króciutko.
Anna: Ale na jeżyka.
Tomasz: Na łyso nie mogłem, bo Tomek Lis by mnie z pracy wywalił. Pamiętam, jak się wściekał, gdy się ostrzygłem, ale następnego dnia na kolegium mówi: „Kinga powiedziała, że jej się taki ostrzyżony podobasz”. I już było OK. A co do wyjazdu, to Ania się złościła, że zamiast spędzić ten czas z nią, postanowiłem ruszyć z kolegami. Lecz już po półtora dnia zadzwoniłem do niej z pytaniem, czy nie przyjechałaby. A potem czekałem jak zbity pies na dworcu PKS, bo z Krakowa jechała autobusem. Wysiadła, rzuciła mi plecak, a sama przywitała się z moim kolegą. Tak jakby przyjechała do niego. Taka była zła. Ale na szczęście złość jej minęła, gdy dotarliśmy na kwaterę. To był taki moment, że gdybym nie zadzwonił, pewnie już byśmy się nie zobaczyli. I wcale się jej nie dziwię.
Anna: Gdybyś nie zadzwonił, pewnie nie odbierałabym już od ciebie potem telefonów.
Tomasz: To Zakopane wszystko przesądziło. Z tego wyjazdu głównie pamiętam, że łóżko mocno skrzypiało, jak ciebie przepraszałem.
Anna: A potem to już na stałe zaczęliśmy się prowadzać.
Tomasz: Choć udawaliśmy przed twoimi rodzicami, że wcale nie mieszkamy w twojej kawalerce na 22 metrach. Twój tata był bardzo zasadniczy i uważał, że przed ślubem to nie można. Ale kiedyś zaskoczyli nas w niedzielę.
Anna: Wiedzieliśmy, że rodzice przyjadą, ale mieli być około południa, a o dziewiątej rano mama zadzwoniła, że są już w Jankach. Jechali z Radomia, gdzie mieszkali.
Tomasz: Zaczęła się więc akcja usuwania moich śladów: maszynki do golenia, szczoteczki do zębów…
Anna: A potem było: „O, Tomek, już jesteś?”. „Tak, wpadłem przed pracą na kawę”.
Co takiego było w Annie poza oczami i…?
Tomasz: Wyzwanie. Była dla mnie wyzwaniem na każdej płaszczyźnie: intelektualnej, życiowej. Ta jej niezależność. Nazywałem ją Zosią Samosią, bo na początku nie pozwalała mi nawet wbić gwoździa. Robiła to sama. Z jednej strony mi się to podobało, a z drugiej wkurzało. Musiała pokazać, że sobie radzi i żebym przypadkiem nie pomyślał, że jestem nie do zastąpienia. A poza tym podobało mi się, że czytała Marqueza, Bułhakowa oraz Tokarczuk, nim stało się to modne. Oboje uwielbiamy realizm magiczny w sztuce i literaturze. Poza tym była skora do zabaw i rozmaitych psot. Nazywałem ją „Tygryskiem” na początku.
Anna: A ja wtedy mówiłam do ciebie „Puchatku”.
Cały wywiad w nowej VIVIE! od 23 stycznia w kioskach!