Syn Beaty Tadli wyjawił bolesny sekret dziennikarki: „Rodząc mnie, prawie straciła życie”
Mama Janka przyjęła nawet ostatnie namaszczenie. Co się stało?
Tocząca się w Polsce dyskusja na temat aborcji i tego, w jakim momencie zaczyna się ludzkie życie, sprowokowała do publicznej wypowiedzi syna Beaty Tadli. Jan Kietliński już nie raz udowodnił, że losy Polek i Polaków nie są mu obojętne. 20-latek uczestniczył między innymi w Strajkach Kobiet, co relacjonował na swoim Instagramie. Teraz zabrał głos w kolejnej sprawie przy okazji nawiązując do przerażających chwil z życia swojej mamy.
Jan Kietliński o mamie i swoim porodzie
W ostatnich tygodniach polskie ulice zalała fala plakatów antyaborcyjnych. Widok grafik oraz hasła zamieszczone na billboardach wywołują spore kontrowersje. Przy okazji dyskusji z przedstawicielami ruchu pro-life swoją historią podzielił się w dzieci jedyny syn Beaty Tadli.
Jan Kietliński uważa swoją mamę za bohaterkę i ma ku temu wiele powodów. „Moja mama, rodząc mnie, prawie straciła życie. Bardzo długo chorowała i mogłoby jej z nami nie być. Miała cesarkę, zachorowała na sepsę, a po porodzie nie widziała mnie przez kilka miesięcy”, napisał w sieci 20-latek i dodał, że nie zgadza się z pewną grupą osób, która za coś złego uznaje cesarskie cięcie. „To, co jest dla mnie najbardziej niezrozumiałe, to to, że dla niektórych cesarka jest czymś chorym i nieboskim”, czytamy na Instagramie.
Syn prezenterki natrafił w ostatnim czasie na przykre słowa. Zaproponowano bowiem, by osoby urodzone dzięki cesarskiemu cięciu nie obchodziły… urodzin! „Niedawno usłyszałem, że dzieci z cesarki powinny obchodzić "dzień wydobycia" zamiast urodzin. Grubo? Płakać mi się chce. I to jest ta katolicka miłość do bliźniego?”, zastanawiał się głośno na Instagramie 20-latek.
Beata Tadla o dniu porodu syna i problemach ze zdrowiem
To nie pierwszy raz, kiedy w mediach pojawia się sprawa trudnego rozdziału w życiu ulubienicy widzów. W przeszłości dziennikarka sama opowiadała o tym, jak przez poród bliska była śmierci. „Dzień, w którym na świat przyszedł mój syn, miał być najpiękniejszym dniem mojego życia, ale bardzo szybko zamienił się w horror. Komplikacje po cesarskim cięciu okazały się na tyle poważne, że musiałam spędzić kilka tygodni w szpitalu. Myślę, że dla każdej matki te pierwsze momenty życia dziecka są kluczowe, najważniejsze. Wtedy możesz przytulić, nakarmić. Ja byłam ich pozbawiona przez chorobę, nie mogłam mieć go ze sobą w szpitalu”, mówiła w Tańcu z gwiazdami dziennikarka mając na myśli zakażenie gronkowcem i sepsę. „Na ręce wzięłam go po raz pierwszy, kiedy miał już kilka tygodni. Myślę, że od tamtej pory nadrabiam ten czas moją relacją z nim”, dodała poruszona Beata Tadla.
Dziennikarka dodała też w wywiadzie dla VIVY!, że w szpitalu przyjęła ostatnie namaszczenie. „Wiem, jak to jest być jedną nogą po tamtej stronie, wiem, kiedy ksiądz udziela ostatniego namaszczenia. Być może dlatego nie zdecydowałam się na kolejną ciążę. Ze strachu”, opowiadała naszemu magazynowi w 2014 roku a w programie Demakijaż wyjawiła jeszcze, że podczas wizyty duchownego była „raczej półświadoma".
Na szczęście dziś - 20 lat po ciężkim czasie - zarówno zdrowie, jak i dobre relacje z synem pani Beacie dopisują. Życzymy wszystkiego, co najlepsze.