Wisła wysycha! Polsce grozi największa susza od lat. Eksperci biją na alarm
Czy zabraknie nam wody?
- Katarzyna Sielicka
Czy zabraknie nam wody w kranach? Dlaczego poziom polskich rzek jest coraz niższy? Czy możemy zrobić coś, aby zapobiec kataklizmowi? Na pytania Katarzyny Sielickiej odpowiada Sebastian Szklarek, adiunkt w Polskiej Akademii Nauk, autor bloga Świat Wody.
Media alarmują, że w Wiśle widać dno, dlaczego tak się stało? Czy to normalne, czy w tym roku sytuacja jest wyjątkowo zła?
Dno w Wiśle widać praktycznie cały czas od roku. To efekt trwającej trzeci rok z rzędu suszy. W porównaniu do zeszłych lat rzeczywiście mamy jeden z najniższych poziomów wody o tej porze roku. W tej chwili wodowskaz na Bulwarach pokazuje 64 cm, a na początku tego miesiąca było ponad 80 cm. Rok temu w pierwszej połowie kwietnia mieliśmy 90-100 cm. Ale to zjawisko nie dotyczy tylko Wisły, większość rzek w kraju ma bardzo niski stan wody, co o tej porze roku nie powinno się zdarzać, bo powinniśmy mieć roztopy, których oczywiście w tym roku nie było, bo praktycznie nie padał śnieg.
Wisła w Warszawie stała się pewnym symbolem, bo wszystkie największe media mogą łatwo i szybko zrobić tam zdjęcia i zobrazować, co się dzieje w całym kraju. Efekt wzmacnia dodatkowo uregulowanie Wisły na warszawskim odcinku. Uregulowane rzeki, w przeciwieństwie do naturalnych, meandrujących, przechodzą szybciej do stanów skrajnych - czyli zarówno powodzie, jak i susze są na nich bardziej widoczne.
Czy w związku z tym zabraknie nam wody w kranach? Służby uspokajają, że „w najbliższym czasie” tak się nie stanie. W ubiegłym roku w Skierniewicach jednak wody zabrakło.
Wody w kranach raczej nie zabraknie nam bezpośrednio z powodu suszy. Około 70% „kranówki” pochodzi z ujęć wód podziemnych, tych głębszych, które nie są narażone na suszę. W Skierniewicach wody zabrakło, bo zbiegły się w jednym czasie awaria pompy przy jednym z ujęć i zwiększony pobór wody do podlewania trawników i upraw. Więc susza przyczyniła się pośrednio, bo sucha gleba nie była w stanie sprostać wymaganiom rozwijających się roślin.
O ile nawadnianie upraw można zrozumieć, bo chodzi tu o produkcję żywności, to marnowanie uzdatnionej wody pitnej do podlewania trawnika to bardzo zła praktyka, od której powinniśmy odejść. Jeśli już nawadniamy tereny zielone, to zgromadzoną wcześniej deszczówką lub wodą szarą (pochodzącą z umywalek czy kąpieli). Albo po prostu wystarczy nie kosić trawników w okresie suszy lub zmienić rodzaj ogrodowych roślin.
Na co jeszcze wpływa niski poziom Wisły?
Niski poziom wody polskich rzek stanowi zagrożenie dla ekosystemów. Pomimo że przyroda ma naturalnie wykształcone mechanizmy przetrwania trudnych warunków, w tym suszy, to jednak suma oddziaływań człowieka powoduje, że jej odporność na niekorzystne zjawiska jest mniejsza. Niski stan wody w rzekach to także obniżający się poziom wody w zbiornikach, więc ograniczenie turystyki, co widzieliśmy w zeszłym roku między innymi na Zalewie Sulejowskim, a także większe stężenie zanieczyszczeń.
Dotyczy to zanieczyszczeń powstających z obecnej oraz z przeszłej działalności człowieka, bo uwalniają się zanieczyszczenia zgromadzone w osadach. Jeśli ta sytuacja utrzyma się do lata, kolejną konsekwencją będą liczne sinicowe zakwity wody. Na koniec – niski stan wody w rzekach przyczynia się do obniżania poziomu wód podziemnych, bo gdy nie ma zasilania opadami czy roztopami, wody podziemne są podstawowym źródłem wody w rzekach.
Czy ta sytuacja dotyczy tylko Wisły? Jak to wygląda w innych częściach Polski?
Sytuacja w całej Polsce nie nastraja optymizmem. Niskie stany wód notuje się na wielu rzekach. Ponadto niski stan wód podziemnych (pierwszy poziom wodonośny) jest notowany w niektórych regionach od sierpnia zeszłego roku. Wilgotność gleby jest na bardzo niskim poziomie, co powoduje, że rośliny na starcie mają mniejszą dostępność wody, szczególnie te o płytkim systemie korzeniowym. W konsekwencji obserwujemy zamiecie pyłowe, a w lasach całego kraju obowiązuje najwyższy poziom zagrożenia pożarowego.
Co trzeba zrobić, żeby temu przeciwdziałać?
Dwie rzeczy. Po pierwsze trzeba zmienić podejście do zasobów wody i sposobów gospodarowania nimi. Gdy już pada, powinniśmy jak najwięcej wody zatrzymywać (retencjonować) jak najbliżej miejsca, w którym dotyka ona powierzchni ziemi. W naturalnym krajobrazie ponad połowa opadów wsiąka w ziemię, budując wilgoć glebową i zasilając wody podziemne, co w konsekwencji stabilizuje poziom wody w rzekach. Po drugie musimy przeciwdziałać zmianom klimatu, bo one są przyczyną zmian temperatury powietrza, w wyniku czego zwiększa się parowanie wody.
Konsekwencją zmian klimatu w naszym regionie są coraz cieplejsze zimy, z mniejszą ilością śniegu i większą dominacją deszczu. A to właśnie leżący i topniejący powoli śnieg, a nie gwałtowne opady, najlepiej sprzyja odnawianiu się zasobów wodnych. Natomiast w pozostałej części roku należy się spodziewać długich okresów bezopadowych, przerywanych krótkimi nawalnymi opadami, z których woda spływa, zamiast wsiąkać w glebę.
Tak wyglądała Wisła w okolicach Warszawy 27 kwietnia 2020 roku: