Śmierć na podłodze. Jak naprawdę wyglądała walka z koronawirusem w szpitalach w Wuhan?
Wstrząsające świadectwa chińskich lekarzy i pielęgniarek
Kilka dni temu "Krytyka polityczna" opublikowała tekst "To prawdziwe piekło. Świadectwa z Wuhan" napisany przez Tracy Wen Liu, amerykańską reporterkę z Austin, która od dłuższego czasu jest w kontakcie z lekarzami i pielęgniarkami z Wuhan. Zanim pandemia koronawirusa wybuchła w Stanach Zjednoczonych ona i wielu innych Amerykanów działali na rzecz pomocy szpitalom w Wuhan.
Przypadkowa przyjaźń
Przez przypadek autorka tekstu stała się powierniczką jednego z lekarzy, bo akurat siedziała przy komputerze. „Sama mieszkam w Teksasie, gdzie wraz ze znajomymi utworzyliśmy grupę na platformie WeChat w celu przekazywania masek i środków ochrony osobistej szpitalom w Wuhan i jego okolicach. Teraz, kiedy Covid-19 urosło do rangi ogólnoświatowej pandemii, coraz istotniejsze staje się to, żeby reszta świata zrozumiała, czego doświadczyli i nadal doświadczają lekarze i pielęgniarki w Wuhan – z których kilkoro stało się moimi przyjaciółmi”.
Wszyscy umrzemy
Na podstawie rozmów z ludźmi, których wtedy poznała opisała jak wygląda walka z koronawirusem w Chinach. I przez jakie piekło przechodzą. Jednym z najbardziej wstrząsających fragmentów jest ten, w którym lekarz ukrywający się pod pseudonimem Doktor Li opowiada jak zrozpaczeni bliscy zmarłego pacjenta ściągnęli z twarzy maseczkę innemu lekarzowi krzycząc: „Jeśli my mamy być chorzy, to wy też będziecie. Jeśli my mamy umrzeć, to umrzemy razem”. Panika i desperacja towarzyszyły pacjentom zgłaszającym się do szpitala. Nic dziwnego, niektórzy upadali stojąc w wielogodzinnych kolejkach. Doktor Li był świadkiem, jak jego koledzy lekarze są obrzucani przekleństwami, bici i wleczeni po szpitalnych korytarzach pełnych umierających ludzi. Wtedy zdał sobie sprawę z tego, że i on może stać się jednym z takich lekarzy.
Śmierć na podłodze
Opowiedział jej, też o ledwo oddychających pacjentach leżących na podłodze i codziennym koszmarze, każdego kto znalazł się w szpitalu. Na początku kwarantanny do szpitala zgłaszały się tysiące osób. Potwierdziły to władze Chin, które ostatnio przyznały się do zaniżania danych. W Wuhan zmarło 3869 osób, czyli 50 procent więcej osób niż podawano. Doktorowi Li wciąż śnią się ciała zmarłych zapakowane w worki i wywożone ciężarówką.
Praca w przychodni
Do amerykańskich przyjaciół dzwoniły również pielęgniarki. Najwyraźniej łatwiej było im opowiedzieć obcym osobom zza oceanu co dzieje się w Wuhan niż bliskim. Mówiły, że brakowało im nie tylko maseczek i kombinezonów, ale nawet jedzenia i wody. A 12 godzinny dyżur w takich warunkach to wielkie wyzwanie. Wiele z nich zasypiało na siedząco, na korytarzach, w kombinezonach, które udało im się zdobyć. Inne szlochały po kątach, ale gdy zadzwonił pacjent zrywały się i biegły na pomoc.
Jedna z nich zgłosiła władzom, że szefowie szpitala nie podawali prawdziwych danych na temat zakażonych pracowników. Sama też zachorowała. Zakazano jej przyznawać się, że choruje na Covid19. Teraz myśli o zmianie pracy, bo bardzo boi się o siebie i swoją rodzinę. Podobnie jak lekarka anastezjolożka, która została na szybko przeszkolona do opieki nad chorymi na Covid-19. Bała się, ale choć chciała uciec, gdy przywieziono jej pierwszego pacjenta, nie odeszła od łóżka, ale po skończonym dyżurze płakała jak nigdy wcześniej.
Ta opowieść opublikowana w "Krytyce politycznej" o walce często anonimowych lekarzy, pielęgniarek, pracowników służby zdrowia spisana przez Tracy Wen Liu jest jak film science fiction. I choć u nas koronawirus też zbiera śmiertelne żniwo wciąż wielu z nas myśli, że to nie dzieje się naprawdę. Ale dzieje się. Świat zatrzymał się, bo na jednym z chińskich targów nielegalnie sprzedawano dzikie zwierzęta, które jak odkryli naukowcy były źródłem wirusa. A chińskie władze ogłosiły: „W szczytowym okresie epidemii szpitale były przeciążone, a ich pracownicy poświęcali się leczeniu chorych, dlatego zdarzały się przypadki opóźnionego, niepełnego lub błędnego raportowania. Ponadto niewielka część placówek medycznych nie była w stanie na czas przekazywać danych do sieci epidemicznej”.