Los nie szczędził jej dramatów. Tak wyglądało życie Sławy Przybylskiej
Artystka świętuje dziś 91. urodziny
Sława Przybylska ma 91 lat, na scenie jest od sześciu dekad i ani myśli o emeryturze! Wykonawczyni takich ponadczasowych hitów, jak „Pamiętasz, była jesień”, czy „Miłość w Portofino” w szczerym wywiadzie, którego udzieliła przed dwóch laty, opowiedziała o dramatycznych chwilach z czasów dzieciństwa, ukochanym mężu, z którym jest związana od ponad pół wieku i recepcie na miłość.
[Ostatnia aktualizacja na VUŻ 02.11.2024 r.]
Sława Przybylska: trudne wspomnienia z czasów wojny
Mimo że na scenie jest już od sześciu dekad, nie lubi, gdy nazywa się ją „damą polskiej piosenki”. Podkreśla, że nadal jest zakompleksioną dziewczyną z Międzyrzeca na Podlasiu. Choć na co dzień charakteryzuje ją promienny uśmiech i niegasnąca pogoda ducha, w życiu przeżyła naprawdę dramatyczne chwile. Gdy wybuchła II wojna światowa, miała zaledwie siedem lat. To, co zobaczyła w jej trakcie w rodzinnych stronach, długo wracało do niej w koszmarach.
Zobacz: Ciężka choroba, śmierć męża... Tak wyglądało życie Małgorzaty Lorentowicz
„Przede wszystkim przeżyłam zagładę Żydów. Międzyrzec, z którego pochodzę, od wieków był żydowskim miasteczkiem. Żydzi stanowili 80% mieszkańców. I to oni ufundowali tam ochronki dla biednych, salę koncertową czy szpital. W 1942 roku, kiedy rozpoczęto generalną likwidację getta, mama wysłała mnie do sklepu, żebym kupiła chleb. Nagle wciągnięto mnie do jakiegoś budynku i przez szybę widziałam rynek pełny klęczących Żydów. Trzymano mnie tam przez kilka godzin, nie mogłam wyjść. Na własne oczy widziałam, jak Żydów prowadzono na dworzec i wywożono do Treblinki”, wspomina w wywiadzie z Michałem Misiorkiem dla serwisu Plejada.
I dodaje, że ogrom tej tragedii widziała z bliska. „Przy okazji, strzelano do nich, zabierano im dzieci, zabijano ich. A ja na to wszystko patrzyłam. Dopiero gdy wszystkich wyprowadzono, mogłam wrócić do domu. Po drodze mijałam rozlaną krew, rozdarte pierze i połamane lalki”, opowiada przejęta 88-latka.
Koszmar ten powracał do niej w snach wiele razy... „To był wstrząsający widok! Przez jakiś czas później nie spałam, a gdy udało mi się zasnąć, to budziłam się z krzykiem w środku nocy. Co chwilę przypominało mi się, jak na moich oczach zastrzelono naszych sąsiadów. To było straszne!”, podkreśla.
Te dramatyczne doświadczenia odcisnęły piętno na jej psychice. Wiedziała, że chce zrobić coś więcej, by upamiętnić tych, którzy zostali w bestialski sposób zamordowani. Dlatego właśnie nauczyła się języka Żydów aszkenazyjskich i stała się swoistą ambasadorką kultury żydowskiej.
Przeczytaj także: Sława Przybylska zamierza śpiewać „aż po kres”. Nie stać jej na zakończenie kariery
„Wiedziałam, że biegu historii nie cofnę, antysemityzmu też nie wykorzenię, ale miałam w sobie głęboką potrzebę postawienia osobistego pomnika pamięci. Dlatego poszłam na kurs jidysz, nawiązałam współpracę z Teatrem Żydowskim, nagrałam pieśni żydowskie, pięciokrotnie byłam na koncertach w Izraelu, wystąpiłam na festiwalu żydowskim w Vancouver. Robiłam wszystko, co mogłam, by ludzie zwrócili uwagę na żydowską kulturę i tragiczne losy tego narodu”, dodała Sława Przybylska.
Sława Przybylska i Jan Krzyżanowski: historia miłości
W intymnej rozmowie z Michałem Misiorkiem, której udzieliła trzy lata temu, nie zabrakło tematu ukochanego Sławy Przybylskiej. Jan Krzyżanowski jest od niej młodszy o 7 lat. Poznali się po jednym z jej koncertów w 1963 roku. Rok później byli już małżeństwem. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Artystka, która popularność zdobyła za sprawą utworu „Pamiętasz, była jesień” z 1958 toku - motywu przewodniego filmu „Pożegnania” Wojciecha Hasa – miała już na koncie jeden rozwód oraz osobistą tragedię...
Pierwszego męża, Jerzego Kostarczyka, poznała w trakcie studiów w Szkole Głównej Służby Zagranicznej. Ślub wzięli jesienią 1953 roku. Wkrótce powitali na świecie córeczkę, której dali na imię Blanka (obecnie mieszka w Szwecji). Małżeństwo nie przetrwało jednak próby czasu... Rozstali się.
Po tym miłosnym zawodzie odtrącała kolejnych mężczyzn, którzy zabiegali o jej względy. W końcu – jak się wydawało – poznała tego jedynego. Zakochali się w sobie bez pamięci, mimo że Andrzej Munk miał żonę. Sława Przybylska zgodziła się jednak na rolę „tej trzeciej”. Nikt nie wie, jak ten romans mógłby się skończyć, gdyby nie tragedia, która wydarzyła się 20 września 1961 roku pod Łowiczem.
Ukochany Sławy Przybylskiej zginął w wypadku samochodowym. Dla niej był to ogromny cios. Zamknęła się w sobie, poświęciła się jedynie karierze. Długo nie dopuszczała do siebie myśli, że jeszcze kiedyś się zakocha. Aż do pewnego koncertu w 1963 roku... Nie była to jednak miłość od pierwszego wejrzenia a bardziej – od pierwszego usłyszenia. Przynajmniej ze strony Jana Krzyżanowskiego!
„Kiedyś Jan powiedział mi, że gdy był studentem, to na sylwestrowej imprezie, na którą poszedł, puszczane były różne nagrania. Gdy usłyszał moje „Tango Notturno”, zachwycił się i powiedział, że dla takiej kobiety warto poświęcić życie. Po latach się sprawdziło, ale to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. To uczucie rodziło się powoli. Poznaliśmy się na jednym z moich koncertów. Jan był wtedy dyrektorem Estrady Stołecznej i przyjeżdżał na wszystkie moje występy w okolicach Warszawy. I tak to się wszystko zaczęło”, wspomina w wywiadzie dla serwisu Plejada.
W tym roku świętowali 59. rocznicę związku i 58. małżeństwa. Jaka jest recepta na tak długą relację? „Jak byliśmy zdrowsi i trochę młodsi, to zawsze mieliśmy jakieś wspólne zainteresowania – Cervantes, hiszpański, portugalski. No i książki! Pamiętam, jaki kiedyś czytaliśmy wspólnie greckie mity. Jeden z nich opowiadał o Eos – różanopalcej bogini jutrzenki, która miała mnóstwo kochanków, z którymi się co chwilę rozstawała. Po jakichś dwóch tygodniach mąż zapytał mnie, jak się nazywał kochanek Eos. Odpowiedziałam mu, że ja się plotkami nie zajmuję. I od razu było weselej!”, opowiada Sława Przybylska.
Zobacz również: Był mężem Agnieszki Osieckiej, zginął w domu Romana Polańskiego. Tak wyglądało życie Wojciecha Frykowskiego
I dodaje, że uwielbiają wraz z ukochanym spędzać razem czas i... śmiać się. „Z kolei, gdy znajdziemy jakieś obce słowo, którego nie rozumiemy, to sięgamy po encyklopedię i wspólnie szukamy definicji. I tak zamiast pół godziny, nasze śniadanie trwa kilka godzin. A gdy Jan nie dokręci kranu w łazience, to nie proszę go, by wrócił i zakręcił porządnie, tylko wołam do niego: „W Afryce nie ma wody”. Cenię w mężu poczucie humoru i radość istnienia”, podkreśla artystka.
Taka miłość to skarb! Życzymy Pani Sławie oraz jej mężowi jeszcze wielu lat w zdrowiu i szczęściu!
Sława Przybylska w trakcie koncertu, listopad 2017:
Sława Przybylska na festiwalu w Opolu, czerwiec 2015 roku:
Sława Przybylska w Warszawie, 1982 rok: