Reklama

Zdarzenia zeszłego tygodnia mogłyby posłużyć jako scenariusz do filmu. 14 września z jednego z sopockich parkingów został ukradziony samochód audi Q7. Jego właścicielka dość szybko zgłosiła sprawę policji. Ale ta nie musiała za bardzo starać się, by odnaleźć auto. Kilka godzin później sam odstawił je pod komendę. Dlaczego? Znalezione w samochodzie dokumenty świadczyły o tym, że pojazd należy do Marty Kaczyńskiej.

Reklama

Policja o kradzieży samochodu Marty Kaczyńskiej

Sprawca nie został jeszcze zatrzymany, ale wciąż trwają prace mające pomóc w ustaleniu tożsamości złodzieja. „Na miejscu funkcjonariusze przeprowadzili szczegółowe oględziny i zabezpieczyli wiele śladów. Po zakończeniu czynności samochód zwrócono pokrzywdzonej. Czynności dotyczące kradzieży cały czas trwają, między innymi ustalamy świadków, zabezpieczamy monitoringi i analizujemy ich zapisy”, powiedział przedstawiciel policji w rozmowie z TVN24.

Funkcjonariusze doświadczeni w podobnych sprawach twierdzą, że szlachetny gest złodzieja ma tylko jedną, łatwą do określenia przyczynę. „Musiał się on szybko zorientować, że koledzy z Sopotu włożą niestandardowo wiele wysiłku w ustalenie sprawcy. Bo przełożeni będą ich cisnąć na rozwiązanie sprawy, by móc błysnąć wśród polityków, jak szybko wykryli sprawcę. Dlatego złodziej uznał, że lepiej dla niego będzie oddać auto i liczyć, że to zaspokoi policjantów”, wytłumaczył jeden z policjantów.

Reklama

Całą sytuację można nazwać szczęściem w nieszczęściu. Ważne, że auto wróciło do właścicielki i Marta Kaczyńska nie jest już narażona na stresy związane z całym zajściem. Trzeba przyznać, że w tej sytuacji to złodziej miał ogromnego pecha… A konsekwencje? Chyba i tak go nie ominą. Myślicie, że policja zdoła namierzyć dane osoby, która ukradła pojazd?

Reklama
Reklama
Reklama