Bracia Sekielscy z nagrodą za film „Tylko nie mów nikomu”!
„Ludzie trzęsą się opowiadając o swoich przeżyciach, widziałem ich łzy…” , mówi Tomasz Sekielski
- Krystyna Pytlakowska
Tylko nie mów nikomu” - film dokumentalny braci Sekielskich wstrząsnął całą Polską. Ujawnia on problem pedofilii Kościele. Od premiery materiału minęło kilka miesięcy, a obejrzało go już ponad 20 milionów osób! Dziennikarz zapowiedział, że zamierza nakręcić kontynuację dokumentu. Teraz Tomasz i Marek Sekielscy otrzymali Nagrodę Radia ZET imienia Andrzeja Woyciechowskiego za film Tylko nie mów nikomu. Niedawno w rozmowie z Krystyną Pytlakowską dla viva.pl Tomasz Sekielski opowiedział o pracy nad materiałem i zdradził, jak do jego projektu podeszli najbliżsi?
Tomasz Sekielskil o filmie dokumentalnym Tylko nie mów nikomu
- Filmem „Tylko nie mów nikomu” wstrząsnął pan Polską. Przewidywał pan, że wywoła takie tornado?
Miałem nadzieję, że film wywoła dyskusję, ale zainteresowanie jest większe niż się spodziewałem. Bardzo się z tego cieszę, bo nie ma lepszej nagrody dla twórców filmu dokumentalnego, że wywoła taką dyskusję i być może przysłuży się do zmian. W każdym razie jestem zaskoczony, bo aż tak wielkiego zamieszania się nie spodziewałem.
- Wiadomo, temat dla wielu niewygodny, ale został już poruszony przez film „Kler”. Nie było więc aż takiego zadziwienia.
Oczywiście. Uważam, że nasz film trafił na swój czas po „Klerze”, który przeniósł dyskusję o tych sprawach na wyższy poziom społecznego zainteresowania. Pojawiły się też materiały dziennikarskie, które opisywały pedofilię w kościele. Oczekiwanie społeczne na poruszania tego problemu zostało rozbudzone. Powtarzam więc, że nasz film trafił na swój czas.
- Ale zaczął pan pracować na filmem grubo przed „Klerem”.
Tak, w dwa tysiące siedemnastym roku. Niesprawiedliwy jest więc zarzut, że obejrzałem „Kler” i postanowiłem na tej kanwie zrobić dokument. Ja zacząłem nad nim pracę, zanim usłyszałem , że w ogóle powstaje taki film jak „Kler”. Jedno z drugim nie ma więc nic wspólnego. Myślę jednak, że dzięki temu, iż emitujemy nasz film po „Klerze” odbiór jest tak masowy. „Kler” odegrał bardzo ważną rolę, jeśli chodzi o dyskusję na temat sytuacji w polskim kościele.
- Przygotował widza na to, co zobaczy i usłyszy.
Tak, to prawda.
- Pana film boli każdego, kto go obejrzał.
Cieszę się - to złe słowo. Liczyłem na to, że ten film nie będzie kolejnym dokumentem, który obejrzy się i już do niego nie powróci, że on zostanie w głowach i da mocno do myślenia.
- Ale nie sądził pan, że on przyniesie konkretne decyzje.
Zobaczymy, na razie są tylko deklaracje podjęcia tych decyzji.
- Ale fakt, że ksiądz Olejniczak wycofał się ze stanu kapłańskiego…
To była jego jedyna słuszna decyzja. Teraz czekam, kiedy prokuratura się zajmie złamaniem zakazu sądowego. Wciąż natomiast pozostają pytania o odpowiedzialność hierarchów i tak długo jak episkopat nie zacznie rozliczać także samych siebie i nie wyciąga konsekwencji, tak długo jak biskupi nie poczują się do winy za to, że udawali iż nic się nie dzieje i nie podadzą się do dymisji, pozostaniemy w miejscu. Padają ważne słowa ale brakuje czynów.
- Skąd się bierze pedofila w kościele? Przecież to zboczenie. Trafia do stanu kapłańskiego tylu zboczeńców.
Nie wiem, skąd się bierze. Trzeba byłoby przeprowadzić szeroko zakrojone badania socjologiczne i psychologiczne.
- A nie są prowadzone jak dotąd.
No nie są. Dopóki kościół nie zgodzi się na wgląd w jego archiwa. Dopóki nie zbada tego tematu niezależna komisja, będziemy poruszać się w sferze spekulacji i domniemań. Gdybać sobie możemy, ale konieczne jest rzetelne śledztwo w tej sprawie.
- Dlaczego pan wpadł na pomysł, by poruszyć ten temat. Dziennikarz zawsze musi mieć konkretny pretekst.
Lata temu spotkałem ofiarę duchownych i poznałem jej historię. Zobaczyłem jak dorośli ludzie trzęsą się opowiadając o swoich przeżyciach, widziałem ich łzy, słyszałem o tym, jak to ich zniszczyło. Jednocześnie jednak wiedziałem, że ten temat nie budzi zainteresowania mediów. Uważany był za marginalny? Pomyślałem wtedy, że trzeba by było coś z tym zrobić.
- Ale nie było wtedy jeszcze odpowiedniego klimatu.
Może nie było, ale miałem też inne zobowiązania zawodowe. Na zrobienie takiego filmu potrzeba czasu i uporu. Kiedy stałem się niezależnym producentem telewizyjnym i filmowym, nadeszła pora by do tego tematu powrócić. I wróciłem.
- Pracował pan z bratem Markiem. Często robi pan coś z bratem?
O tak, my na stałe razem pracujemy.
- To rodzony brat? Bardzo jesteście różni pod względem urody.
Rodzonym choć wiem, że niepodobny. Gdybym schudł i się ogolił, byłoby między nami większe podobieństwo.
- O właśnie, a jak panu idzie z odchudzaniem.
Powoli ale jest OK jak mówią lekarze i trener. Jestem trochę niecierpliwy, bo chciałbym szybszych rezultatów, ale się nie śpieszę, żeby nie było efektu jojo. Fachowcy dają mi dwa lata na zmniejszenie wagi.
- Czy rodzina wiedziała, że pan robi taki film?
Wiedziała, oczywiście.
- I jak do niego podeszła?
Na pewno było dużo emocji i niepokojów a nawet lęków, jak ten film zostanie przyjęty. I czy to nie będzie nam czymś zagrażać. Ale teraz wszyscy są zadowoleni i spokojni, bo odzew jest bardzo dobry.
- Czy pana dzieci rozumieją, czego ich ojciec się podjął?
Rozumieją. Córka mi powiedziała, że jest ze mnie dumna.
- Wsadził pan kij w mrowisko i już pan przeszedł do historii.
Dziękuję, ale wolałbym za szybko do historii nie przechodzić. Chciałbym jeszcze zrobić parę rzeczy.
- Może pan zrobić jeszcze tysiąc rzeczy i dzięki nim też przejść do historii, ale i tak na pierwszym miejscu będzie film „Tylko nie mów nikomu”.
Dobrze, taki kontekst przyjmuję.
- Ile trzeba było zebrać pieniędzy, żeby wyprodukować taki dokument?
Czterysta pięćdziesiąt tysięcy PLN. Pomogło nam to, że jestem rozpoznawalny i ludzie, którzy zdecydowali się uczestniczyć w zbiórce ,wiedzieli kim jestem i że ich nie naciągnę. Teraz zbieramy na film o aferze Skoków, idzie bardzo dobrze. Wiele osób przekonało się, że warto dołożyć do takich produkcji. Jestem więc optymistą, że uzbieramy potrzebna sumę.
- Ja też się dołożę i udostępnię zbiórkę na Facebooku, ale pan wsadza znowu kij w mrowisko. Odwaga dziennikarska, czy jeszcze coś takiego istnieje?
Istnieje, jak widać na moim przykładzie. (śmiech)