Reklama

Sara Boruc Mannei, żona Artura Boruca, kilka miesięcy temu została mamą. Chłopiec przyszedł na świat 5 maja 2019 roku. Para podzieliła się wówczas radosną wiadomością z fanami za pośrednictwem Instagrama. Od tamtej pory Sara Boruc stara się nie zostawiać synka na długo, często spędza z nim czas. Niedawno miała okazję polecieć z nim sama z Warszawy do Londynu. Niestety nie mogła liczyć na pomoc pasażerów. Swój żal do współpasażerów opisała na Instagramie.

Reklama

Sara Boruc z synem na lotnisku

Sara Boruc należy do tego grona mam, które nie boją się podróżować ze swoim malutkim dzieckiem. Przodowniczką w tym temacie z pewnością stała się Anna Skura, autorka bloga What Anna Wears, która zachęca młode kobiety do nie rezygnowania ze swoich marzeń tylko dlatego, że zostało się mamą: „Nie ma co ukrywać – taka podróż z malutkim szkrabem jest inna. Na pewno trudniejsza. Był lekki stres, ale potraktowaliśmy to jak wyzwanie, a nie przeszkodę na naszej drodze. Nigdy nie wiesz, czy podczas długiego lotu będzie potrzebna jedna pieluszka, czy dziesięć! Na szczęście okazało się, że te moje częste loty w ciąży zaowocowały tym, że Melody czuła się jak ryba w wodzie i ani razu nawet nie zapłakała. Idealny »materiał« na podróżnika”, mówiła w wywiadzie dla viva.pl.

Blogerka z podróżowania uczyniła swój zawód – na blogu i profilu na Instagramie relacjonuje swoje wycieczki. Nie wyobrażała sobie więc, żeby zrezygnować z tak ważnej części swojego życia i żeby nie przekazać zamiłowania do oglądania świata córce Melody Imaan: „Gdy dowiedziałam się o ciąży, nic nie zmieniłam w swoim życiu (poza takimi oczywistościami, jak na przykład wyeliminowanie alkoholu). Nawet nie przyszłoby mi do głowy, że nie mogłabym latać samolotem. Nie wiem, czy to kwestia nastawienia, wiedzy, czy mojego podejścia…”, zdradziła na swoim blogu.

Wygląda na to, że jej śladem podążyła też Sara Boruc Mannei, która wraz ze swoim synkiem Noah udała się kilka tygodni po jego narodzinach na rodzinne wakacje. Żona Artura Boruca nie boi się podróżować z dzieckiem, ale tym razem nie miała nikogo do pomocy przy bagażach.

Niestety po wylądowaniu nie mogła liczyć na niczyją pomoc, a mężczyźni lecący z nią samolotem nie kwapili się do tego, by podać jej pomocną dłoń: „Mamy torbę, dwie walizki, fotelik samochodowy. Oczywiście nikt mi nie pomógł zdjąć toreb z pasa, ale daliśmy radę, bo mamy to bohaterki z super mocami i to dużo większymi niż większość panów w Polsce. Z pozdrowieniami dla wszystkich, którzy lecieli lotem z Warszawy ze mną. Noah też pozdrawia i jest zdegustowany”, wyznała na swoim Instagramie. A Wy, co myślicie o takim zachowaniu mężczyzn na lotnisku - powinni byli jej pomóc?

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama