Reklama

Jest drobna, wrażliwa i delikatna. Ale to tylko jedna jej „wersja”. Jest też twarda, silna, ambitna i cholernie pracowita. Gra w filmach, ostatnio w „Planie B” i „Całym szczęściu”, założyła fundację, szkołę Studium AktoRstudio, W-arte! Open Art Space, wydała książkę „Całe szczęście, jestem kobietą”. Za chwilę rusza w Polskę z warsztatami „Jestem kobietą”. Ale przede wszystkim jest mamą siedmioletniego Klemensa i pięcioletniej Jadzi. Jak sama mówi: „Bardzo dbam o to, żeby moje dzieci miały mamę dla siebie. To jest mój priorytet. Głównie na tym się skupiam, bo bycie mamą sprawia mi ogromną przyjemność. Jest dla najważniejszym sensem życia”.

Reklama

Niedawno ze znaną artystką, mamą trójki dzieci rozmawiałam o tym wiecznym dylemacie każdej kobiety: zostać w domu z nowo narodzonym dzieckiem, czy wrócić do pracy, żeby „córka była ze mnie dumna” i usłyszałam zdanie: „Malutkie dzieci nie chcą być z mamy dumne. One chcą mieć mamę dla siebie".

Roma Gąsiorowska: Absolutnie się zgadzam z tym, że malutkie dzieci chcą mieć mamę dla siebie i uważam, że okres niemowlęcy dla dziecka i dla matki to bardzo przyjemny i ważny czas. Pamiętam jak oblała mnie fala miłości po urodzeniu pierwszego dziecka i mimo zmęczenia i trudu, który towarzyszy pierwszym miesiącom po porodzie czułam ogromne szczęście i niesamowitą siłę i czuję bezwarunkową miłość, której nie da się opowiedzieć słowami. I kiedy ma się trójkę dzieci w niewielkiej odległości od siebie to z pewnością ciężko jest te obowiązki pogodzić z intensywną pracą zawodową. Ale jak już dzieci troszkę podrosną, stają się bardziej samodzielne i kiedy są z innymi mądrymi dorosłymi, nie tylko z mamą, zdobywają swoje doświadczenie i umacniają się w poczuciu tego kim są. A mama zawsze będzie mamą i jeśli o to dbamy, to niezależnie od tego, czy pracujemy, czy nie, to nasza relacja z dziećmi może być silna i prawdziwa. Uważam, że nie ma jednego sposobu na rodzicielstwo.

- Też tak uważam.

Bycie rodzicem to ogromna odpowiedzialność i budowanie więzi, która powinna dawać dziecku absolutne poczucie bezpieczeństwa, ale to też pokazywanie wzorców zachowań i sposobu funkcjonowania w świecie. Ja jestem bardzo aktywna mamą, ale dzieci i rodzina są dla mnie absolutnym priorytetem. Ale nie chce zapomnieć o sobie. To trochę jak zasada, że maskę tlenową w samolocie nakładamy najpierw sobie a potem dziecku. Kobiety mają dziś dużo możliwości rozwoju. Takie mamy czasy. Ja to lubię i z tego korzystam. Taki typ kobiecości sobą reprezentuję i taki jest ze mną zgodny. Nigdy nie pomyślałam, że chcę, żeby córka była ze mnie dumna.

- Dlaczego?

Bo to, że się rozwijam i pracuję robię dla siebie, żeby czuć się spełniona i szczęśliwa. A córka zobaczy w tym to, co będzie chciała. Ja jej mogę tylko dać siebie autentyczną i pracować nad naszymi relacjami. Ale w tym wszystkim bardzo dbam o to, że moje dzieci mają mamę dla siebie. To jest mój priorytet. Głównie na tym się skupiam, bo bycie mamą sprawia mi ogromną przyjemność. Jest dla najważniejszym sensem życia. Dodatkowo miałam szczęście, że moja pozycja zawodowa była na tyle silna, że po urodzeniu pierwszego dziecka, mogłam wrócić do grania na swoich warunkach, miałam szansę zabierać dziecko ze sobą na plan, karmić w przerwach, mój czas pracy był ograniczony. Dbano o mnie. To bardzo cenne. Poza tym, kiedy byłam w ciąży zaczęłam zajmować się swoim biznesem, budując krok po kroku swoją niezależność. Teraz jestem w takim miejscu, w którym chciałam być. Pracuję bardzo dużo, ale mam szansę pogodzić to z życiem rodzinnym w taki sposób, że moje dzieci czują, że jestem z nimi i dla nich. Zmierzam do tego i wszystko planuję w taki sposób, żeby dysponować sensownie własnym czasem. Ja nie jestem zniewolona swoją pracą, kocham to, co robię, dużo pracuję, ale to mi daje siłę i spełnienie.

- To szczęście nie jest dane każdej z nas.

Życie aktorki jest dosyć chaotyczne, nie jesteśmy w stanie przewidzieć co, kiedy i gdzie się wydarzy. Czasami praca w filmie, teatrze czy innych projektach zajmuje kilkanaście godzin w ciągu doby i to jest najtrudniejszy czas dla dzieci. Czasem mamy przestoje pomiędzy projektami i jesteśmy zupełnie bez zajęć i całkowicie wolni. To zupełnie nie normowany czas pracy. Dzieci potrzebują stabilności, przewidywalności, musieliśmy wypracować wspólnie system naszego funkcjonowania w rodzinie i opieki nad nimi podczas kiedy nas nie ma, ale to się daje pogodzić przy wspólnych chęciach wszystkich stron.

Obydwoje z Michałem uprawiamy ten „antyrodzinny” zawód, ale na szczęście mamy świadomość jak te nasze dzieciaki bardzo nas potrzebują, dlatego staramy się świadomie wybierać projekty. Jeśli ja robię coś dużego, Michał stara się być wtedy więcej , z dziećmi i na odwrót. Wiemy ,że nie ma innej metody na wychowanie dzieci, jak właśnie czas, który z nimi spędzisz. Pewne braki są nie do odpracowania: jeśli coś pominiesz, zaniedbasz, nie dopilnujesz, - to w twoich dzieciach zostanie jakaś pustka. Dla mnie najstraszniejszym scenariuszem mojego macierzyństwa, byłoby bycie „mamą z bilbordów", której nie ma w najważniejszych momentach życia dziecka. To byłaby dla mnie największa porażka. Ja założyłam rodzine świadomie, bycie matką było moim największym marzeniem. Bardzo się w tym spełniam.

- Ale spełniasz się też w pracy: grasz w filmach, teatrze, jesteś producentką, menagerką kultury.... Wiem, że to też daje Ci ogromną satysfakcję.

Totalnie tak i nie wyobrażam sobie, że nie robię tego wszystkiego. Kocham moją pracę, kocham możliwości, które stawiam na swojej drodze i świadomie rozwijam. Uwielbiam się uczyć i zdobywać nowe doświadczenia. Kocham ludzi i uwielbiam być z nimi i współtworzyć. Ale jedno mi w drugim nie przeszkadza. Przeciwnie, dopełnia się. Ale jestem bardzo daleka od tego, żeby powiedzieć, że to jedyna słuszna droga dla kobiety. Nie każda tego chce i nie każda tego potrzebuje. Niektóre kobiety spełniają się w roli matki i to im wystarcza, inne nie mają dzieci i to też jest z nimi spójne, każda jest inna.

Ważne żeby żyć w zgodzie ze swoją naturą i robić wszystko, żeby życie przeżyć szczęśliwie. Nie ma ma prostej zasady czy reguły, jeśli chodzi o bycie mamą. Uważam, że są różne typy kobiet i każda z nas czegoś innego potrzebuje. Kiedy siedem lat temu urodził się Klemens, przez pierwsze miesiące nic innego mnie nie interesowało, tylko on. Byłam z nim tak blisko i mocno związana, że praktycznie nie wypuszczałam go z rąk, a jednak, mimo wszystko, czułam ogromną tęsknotę za tym, żeby nie porzucić w tym siebie: swoich ambicji, twórczości, radości z pracy.

Wróciłam po czterech miesiącach do teatru, wciąż karmiąc go piersią, potem były filmy i serial, pomału wracałam do formy wciąż z nim bardzo blisko, potem zaszłam w druga ciąże i znowu pracowałam do siódmego miesiąca ciąży i od czwartego po porodzie już z dwójka dzieci. Da się. Ja tego chciałam, taka jestem. Mam ogromną potrzebę rozwoju. Bycie matką jest jednym z aspektów kobiecości, ale kiedy staje się jedynym...

- ... zaczyna się problem.

Tak, bo w jakimś momencie to może być frustrujące, deprymujące, uciążliwe. Zaczynamy się stresować, bo stajemy się coraz bardziej zależne od partnera i psychicznie i ekonomicznie, a to zawsze pociąga za sobą masę problemów. Rozmawiam z ogromną ilością kobiet w różnym wieku, z różnych zawodów, światów i każda z nich na swój sposób układa swoje życie. Zauważyłam, że jak kobieta jest zmęczona swoim życiem, ma po dziurki w nosie nieciekawej pracy, nie ma planów, to chętnie „ucieka" w dzieci. Ta energia bezwarunkowej miłości, jaką obdarowują nas dzieci, nie chcąc niczego w zamian - to coś, czego nie doświadczysz w dorosłym życiu od nikogo innego. Nie ma innej relacji, że ktoś ci coś daje i już. Tylko dzieci tak mają. Oczywiście dają też negatywne emocje, lęki, strach, gorycz... ale to można przepracować.

- I jakie są konsekwencje takiej „ucieczki"?

Ludzie często żyją w długotrwałych relacjach, tkwią w układach, które ich zniewalają, ale po jakimś czasie- czasem po wielu latach- przychodzi moment przebudzenia i te osoby ponoszą tego straszne koszta. Kobiety, które spotykam bardzo często z tego nawyku oddawana siebie dzieciom, domowi, rodzinie zapominają kim są i potem czują się nieszczęśliwe. Przestajemy być czujne, albo nie potrafimy komunikować się w odpowiedni sposób. Ludzie przez brak komunikacji stają się dla siebie okrutni. Uważam, że szczególnie kobiety potrzebują, żeby je wspierać i dodawać wiary. Naprawdę nie musisz być do końca swoich dni uciemiężoną, nieszczęśliwą, śmiertelnie zmęczoną osobą, która niesie na barkach ciężar rodziny, domu i jeszcze...

- ... pracuje zawodowo.

Bierzemy na siebie bardzo dużo, bo mamy wielką siłę, ale wolno nam również robić to z przyjemnością. To nasz wybór czy harujemy czy odpuszczamy i leżymy do góry brzuchem, mówiąc: „Nie, ja dzisiaj nie mam siły". Mamy do tego prawo, jeśli przyznamy sobie to prawo. Najważniejsze, to wiedzieć co lubimy, a czego nie, czego chcemy dla siebie, co nam daje spokój i kiedy się relaksujemy i o to dbać. Nie zapominać o sobie. Czerpać z życia to, co cudne, a trudne tematy przepracowywać, nie poddawać się.

- Jeśli nie, zawsze zabrniemy w ślepy zaułek.

Jestem wyczulona na ludzi. Jestem typem zbieracza i obserwatora. Kiedy ktoś przychodzi do mnie i coś mi mówi, opowiada mi swoją historię, uważam, że z jakiegoś konkretnego powodu ta informacja do mnie dociera, że jest konkretnie dla mnie. Analizuję ją, zastanawiam się o co chodzi. Szukam wokół siebie budujących historii. Lubię obracać się wśród ludzi, którzy są silni, dają sobie radę i mają pozytywne nastawienie. Jest ich niewielu ale są. To daje poczucie, że można i warto. Uważam, że zawsze znajdzie się wokół nas ktoś, kto może być dla nas inspiracją i dodaje mam siłę.

- No tak, najłatwiej się poddać.

Tak uważam. Naprawdę można zmienić nawyki myśleniowe, trzeba odwalić ogromną prace, ale się da. Kiedyś na planie poznałam dziewczynę, która pracowała jako garderobiana, ogromnie się polubiłyśmy, ale nie na tyle, żeby to przeszło w jakąś trwałą przyjaźń. Spotkałam ją po dwóch- trzech latach przy innym projekcie: „O jak super wyglądasz, co u ciebie słychać?" - ucieszyłam się na jej widok. A ona na to: „Hm, super wyglądam, to miłe, co mówisz... Dzięki. U mnie wszystko w porządku, tylko miesiąc temu mąż mi umarł. Ale spokojnie, jakoś daję sobie radę". Zamarłam. Stała przede mną spokojna wewnętrznie, uśmiechnięta, piękna i cudowna dziewczyna, którą dotknęła tragedia. To było dla mnie niesamowite doświadczenie. Byłam z niej dumna, że jest tak silna. Opowiedziała mi swoją historię, jak praktycznie w ciągu tygodnia jej mąż zmarł na raka. Niemal z dnia na dzień została sama, z dzieckiem, bez najbliższego człowieka. Przeżyła dramat. Ale powiedziała: „Nie podałam się, wróciłam do pracy, nie płaczę, walczę o siebie, o dziecko, uczę się żyć". Wiem, że ludzie tak potrafią, można tak.

- Ty też zawsze byłaś silna, twarda. Nawiązując do Twojej książki „Całe szczęście jestem kobietą", żartobliwie zapytam czy chciałaś kiedyś, choć na chwilę, być mężczyzną?

Absolutnie nie chciałabym być mężczyzną, ale mam właśnie taki etap, że moja córka bardzo chce być chłopakiem (śmiech). Ma taki moment, że nakłada na siebie różne maski i sprawdza. Penetruje świat, jest wrażliwa i czujna. Podoba jej się, że czasem zamienia role, ubiera krótkie spodenki swojego brata, nakłada jego czapkę i bawi się, że teraz jest Antkiem czy Stasiem. Ostatnio mówi: „Mamo, ja bym chciała być chłopcem, bo wtedy mogłabym być…” i tu wymienia różne zawody przypisane mężczyznom. No to jej tłumaczę, że może być kim tylko chce: astronautą, budowniczym, żołnierzem... jeśli tyko naprawdę będzie tego chciała. A Jadzia: „Ale przecież to robią tylko chłopcy?!”.

Byłam zdziwiona, bo takie myślenie nie wyszło z naszego domu, tylko przyszło z zewnątrz. To było niesamowite, nagle uświadomiłam sobie, że nawet jeśli ty dajesz dziecku poczucie, że może wszystko, to środowisko zewnętrzne, koledzy, koleżanki, jakieś zasłyszane opinie rzucone mimochodem, ale powtórzone wiele razy sprawią, że ona w nie uwierzy. Więc mamy teraz etap czytania książeczki „Dziewczynki mogą wszystko”, są tam świetne rysunki i rymowanki, ona widzi, że dziewczynka może prowadzić wóz strażacki czy zostać premierem i w to wierzy (śmiech). A a propos książki „Całe szczęście, jestem kobietą” to ona nie jest dla kobiet i o kobietach...

- ... ale również o mężczyznach?

O próbie nawiązania relacji partnerskiej, która jest bardzo realna i możliwa.

Wciąż spotykam się z opiniami, że „Całe szczęście..." to książka feministyczna. Otóż ona nie jest feministyczna. U nas panuje taka pułapka myśleniowa, że jeśli kobieta mówi o tym, czego potrzebuje albo kim jest, to natychmiast chce się z czego wyzwolić, komuś coś udowodnić i pokonać jakieś swoje ograniczenia. Ja uważam, że mamy to już za sobą i powinnyśmy zrobić kolejny krok. Skoro kobiety mogą wszystko, mogą wybrać własną drogę i decydować o sobie, to pytanie brzmi: jak w tym wszystkim odnajdą się mężczyźni? Ponieważ w tej sytuacji to właśnie mężczyźni muszą na nowo zdefiniować swoją rolę. A kobieca rola polega również na tym, żebyśmy im w tym pomogły i stawiali pierwsze wspólne kroki w tym partnerstwie. O tym jest ta książka. Ja jestem osobą, która do swojego życia podchodzi jak do wiecznego, codziennego eksperymentu jeśli chodzi o komunikację z ludźmi, o relacje. Bardzo dbam o to, żeby zostać zrozumianą we właściwy sposób i chciałabym podzielić się tym, co mi daje siłę, czyli konfrontacją z różnymi sposobami myślenia.

Reklama

- Za chwilę Sylwią Stano, współautorką książki „ruszacie w trasę" ze swoim projektem „Jestem kobietą".

Właśnie przygotowałyśmy warsztaty dla kobiet. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, od sierpnia jesteśmy w całej Polsce z tymi warsztatami, które - mam nadzieję- dadzą kobietom do ręki konkretne narzędzia jak odkrywać siebie na nowo i zmienić swoje życie. Stawiamy na rozwój osobisty ale też na sektor kreatywny. Chodzi nie tylko o to, jak sobie radzić w relacjach z mężem, z dzieckiem, z bliskimi, ale też z naszymi wyobrażeniami na swój temat. Liczy się kreatywność, którą każda z nas w sobie ma, pytanie jak ją obudzić, gdzie odnaleźć pasję, jak ustawić swoje priorytety i ładować baterie? Jak, tak naprawdę, chciałybyśmy żyć?

Zuza Krajewska/LAF AM
Zuza Krajewska/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama