Reklama

Równo rok temu potwierdzono, że pierwszy Polak zakażony jest koronawirusem. Los padł na 67-letniego dziś pana Mieczysława Opałkę z województwa lubuskiego. Mężczyzna miał zarazić się w czasie pobytu w Niemczech, gdzie odwiedzał córki i brał udział w imprezie z okazji końca karnawału. Losy mieszkańca Cybinki, który trafił do szpitala w Zielonej Górze 365 dni obserwowała niemal cała Polska. Jak dziś czuje się tak zwany pacjent zero?

Reklama

Wywiad z pacjentem zero rok po wygraniu z COVID-19

Choć od skierowania pana Mieczysława do sanepidu, a następnie do szpitala minął już rok, 67-latek pamięta każdy szczegół z tamtego czasu. Chorobę, której przebieg i skutki były dla niego tajemnicze, traktował bardzo poważnie. Trzykrotny dodatni wynik testu załamał mężczyznę tak, że żegnał się już z życiem. „Planowałem swój pogrzeb i stypę. O pomoc w organizacji poprosiłem mojego brata Andrzeja”, powiedział w wywiadzie dla Super Expressu.

Walka z koronawirusem trwała w przypadku 67-latka aż 3 tygodnie. Dopiero po takim czasie mieszkaniec zachodniej Polski mógł opuścić klinikę. Ale i tak do dziś czuje skutki przebytej choroby. „Wszystkie osoby zmagające się z koronawirusem, w tym ja, mają problemy oddechowe i ruchowe. Dlatego pojechałem do Szpitala Specjalistycznego MSWiA w Głuchołazach na rehabilitację po przebytej chorobie”, czytamy w Super Expressie. Ojciec córek mieszkających w Niemczech dodał, że inni pacjenci, których spotkał podczas ćwiczeń również mieli kłopoty z koncentracją i szybko się męczyli.

Dziś pan Mieczysław Opałka cieszy się każdym dniem. O przyszłości mówi jednak ostrożnie. „Nie wiem, jak długo potrwa, ale nie chcę, żeby ostatnie dni mijały mi w smutku. […] Chciałbym, żeby koronawirusa w ogóle nie było. Szkoda, że to takie nierealne…”, przytacza słowa 67-latka Super Express.

Opublikowany przez Mieczysława Opałkę Sobota, 3 października 2020

Wspomnienia polskiego pacjenta zero ze szpitala

Przypomnijmy, jak Mirosław Opałka relacjonował swój pobyt w szpitalu równo rok temu. Diagnoza dosłownie zwaliła 67-latka z nóg. „Drżało mi serce. Bałem się, że mogę umrzeć. Bałem się o swoje córki w Niemczech. Gdy tylko mogłem zadzwoniłem do nich. Ulżyło mi, gdy dowiedziałem się, że z nimi wszystko w porządku. Nie mają żadnych objawów wirusa. One z kolei podtrzymują mnie na duchu”, mówił Pan Mieczysław O. w rozmowie z SE.pl w marcu 2020 roku.

Notowania pacjenta zero były dobre, a lekarze dbali o to, by wyniki nie spadły panu Mirosławowi nawet na chwilę. By tak mogło się stać, 67-latek spędzał całe dnie sam. „Siedzę odizolowany, dostaję wiele leków. Mam wszystko co potrzeba. Ciągle jednak dużo kaszlę i mam wydzielinę w płucach. Ale nie mam już gorączki. Czuję się nieco lepiej. Lekarze, gdy tu przychodzą wyglądają jak kosmici. W kombinezonach, z zakrytymi twarzami. […] Te stroje są jednorazowe. Po wyjściu z izolatki personel je ściąga i natychmiast idą do utylizacji”, relacjonował dziennikarzom rok temu Mirosław Opałka.

Życzymy najważniejszego – zdrowia!

Reklama

Opublikowany przez Mieczysława Opałkę Środa, 13 września 2017

Reklama
Reklama
Reklama