Reklama

Reklama

Walczyli o niego ze wszystkich sił. Starali się, by Charliego poddać eksperymentalnej terapii w Stanach Zjednoczonych. Mieli za sobą papieża Franciszka i prezydenta USA Donalda Trumpa, a przeciwko sobie sąd Wielkiej Brytanii, Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu i… czas.

Nie widzi, nie słyszy, nie oddycha samodzielnie

Gdy Charlie Gard przyszedł na świat jego rodzice Connie Yates i Chris Gard byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Niestety wkrótce po narodzinach okazało się, że chłopiec jest chory na tzw. syndrom wyczerpania mitochondrialnego DNA, w wyniku którego uszkodzeniu ulegają mięśnie i mózg. Podobno Charlie nie widzi, nie słyszy, nie może sam oddychać. Lekarze ze szpitala, w którym był podtrzymywany przy życiu postanowili odłączyć go od aparatury ratującej życie. Rodzice się nie zgodzili i sprawa najpierw trafiła do sądu, a później do Trybunału w Strasburgu. We wszystkich instancjach rodzice chłopca przegrali, jednak uparcie prowadzili zbiórkę pieniędzy na jego leczenie w USA.

Rezygnacja z leczenia

Wczoraj ich prawnik ogłosił, że rodzice rezygnują z batalii o możliwość leczenia Charliego.

Mama chłopca mówiła:

„Zawsze będziemy pamiętać, że zrobiliśmy dla niego wszystko, co było możliwe. To wojownik, który podczas swoich 11 miesięcy życia nauczył ludzi więcej niż wielu ludzi przez całe swoje życie. Mam nadzieję, że jest dumny z tego, że walczyliśmy po jego stronie”.

I zakończyli mówiąc:

„Słodkich snów, maleństwo. Śpij mocno, nasz piękny, mały chłopcze. Charlie Matthew William Gard. Nasz bohater”.

Pieniądze, 6 milionów złotych, które rodzice uzbierali zostanie przekazane na leczenie innych chorych dzieci.

Charlie zostanie odłączony od aparatury podtrzymującej życie. W świetle prawa nie będzie to eutanazja, ale zaprzestanie uporczywego leczenia.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama