Reklama

Czy w życiu prywatnym, tak jak na scenie sypie żartami jak z rękawa? Jaki jest prywatnie? Robert Górski wraz z żoną, Moniką Sobień-Górską pojawili się we wspólnym wywiadzie VIVY!. Jakie sekrety zdradzili Krystynie Pytlakowskiej?

Reklama

Zazwyczaj w domu satyrycy są smutasami.

Robert Górski: Tak słyszałem.
Monika: Ten jest jakiś nietypowy. Bo codziennie ma pierdylion powodów do żartów.
Robert: Wesoły niekoniecznie musi być szczęśliwy. To dwie różne sprawy. U mnie udało się je połączyć.

(...)

Monika, czy to prawda, że z satyrykiem żyje się inaczej niż z „normalnym” facetem?

Monika: Robert każdą stresującą sytuację potrafi rozładować żartem, do tego zwykle inteligentnym. Ale ma też refleksyjną stronę.

Przesiąkł prezesem? Robi ten zawijas językiem pod policzkiem?

Monika: Tylko gdy udaje Kaczyńskiego. Ale na co dzień nikogo nie udaje.
Robert: Ale też nie wszystkie dowcipy mam udane. Zdarza się, że Monika mówi: „Naprawdę jesteś jednym z najlepszych satyryków w kraju? I po tym dowcipie nadal uważasz, że ten tytuł ci się należy?”. Przydaje się kubeł zimnej wody, bo czasem zapominam, że nie jestem w pracy, i ciągle ćwiczę na jakimś poligonie.
Monika: Ja to rozumiem, bo wasz kabaret istnieje od 20 lat.
Robert: A płomień satyry nie ma w nas zamiaru wygasnąć.

Ważne tylko, abyś się nie powtarzał, bo to nudne.

Robert: Historie się kończą mniej więcej po roku. Powinno się więc co rok zmieniać partnera. Ale ja czuję się na siłach ciągle wymyślać nowe. Może pokonam ten zaklęty krąg?

Najważniejsza jest wiara w siebie i w tym jesteście też chyba podobni. Zakochałeś się w kobiecie bardzo ambitnej.

Robert: I bardzo zdolnej przede wszystkim. Kiedy ją poznałem i zapytałem, czym się w życiu zajmuje oprócz tego, że ma portal
WeMen.pl, ona mi zaczęła wyliczać: książka, scenariusz filmu, do którego zdjęcia ruszą prawdopodobnie w przyszłym roku. Sto razy ją prosiłem, żeby mi go dała przeczytać, ale nie chciała. Dostałem go chyba po pół roku trucia.
Monika: Bałam się, że nie porwie go historia kobiety chorej na raka, ale o dziwo bardzo mu się spodobało. Chociaż myślę, że gdybym wysłała mu wtedy fragment przepisu na ciasto dyniowe, też by był zachwycony. Bo takie prawo zakochania. Natomiast rzeczywiście obawiałam się, że uzna mnie za kobietę, która będzie go dołować psychologią odchodzenia.
Robert: Byłem zaskoczony, że Monika, choć taka młoda, ma takie poważne pomysły i wiedzę o relacjach międzyludzkich. Wrażenie na mnie zrobił też fakt, że jest po szkole Wajdy. Myślę, że będziemy ze sobą współpracować, bo nasze umiejętności się uzupełniają.

No właśnie, zakochaliście się, urodziliście dziecko i od razu wzięliście się do wspólnego pisania.

Monika: Ja w ogóle chciałam napisać jakąś książkę z Robertem. A kulisy „Ucha Prezesa” są świetnym pretekstem do tego, by napisać książkę zabawną, inteligentną, opisującą też pewien fenomen społeczno-polityczny. Pisaliśmy ją zaraz po urodzeniu Malinki. To mi bardzo pomogło, bo nie siedziałam i nie zastanawiałam się nad tym, co mnie boli po porodzie, tylko musiałam się szybko ogarnąć.
Robert: Gdy Malinka zasypiała, Monika włączała dyktafon, a ja odpowiadałem na jej pytania.
Monika: A potem schodziłam do kawiarni Tandem na Żoliborzu i pisałam, a Robert co dwie godziny odwiedzał mnie z Maliną na karmienie. Bardzo mi się to podobało.
Robert: A potem podobnie spędziliśmy wakacje. Na plaży w Między-
zdrojach też pisaliśmy tę książkę.

Dowiedziałam się z niej, że jesteś nieśmiały wobec kobiet.

Robert: Nie jestem nieśmiały, tylko nie zawsze jestem pijany (śmiech).

I że rodzice Roberta obawiali się sąsiadów z działki oglądających też „Ucho Prezesa”.

Robert: Mieli już przedsmak po książce „Jak zostałem premierem”.

No to teraz pora, abyś zrobił serial o miłości.

Robert: O miłości jeszcze nie. Ale może o szeregowych obywatelach, którzy próbują spłacić kredyt we frankach.

Wy nie macie kredytu?

Monika: Nie. Do pieniędzy mamy podobny stosunek. Nie zaciągamy pożyczek.
Robert: Nie znam się na tym wszystkim, co mówią w banku. Już po drugim zdaniu mam szum w głowie.
Monika: To ja się na tym znam lepiej od Roberta. I dlatego nie będziemy brać na siebie finansowych zobowiązań. Zresztą, póki co, mamy wszystko, co jest nam potrzebne.
Robert: Nawet pierogi z farszem ziemniaczanym, które przywiozłem dzisiaj od mamy. Zanim poznałem Monikę, bałem się, że to kolejna wojująca feministka z Warszawy, lewaczka, która krzyczy, że jej macica należy do niej, je jarmuż i pewnie ma kota ze schroniska.
Monika: A tymczasem to ty masz kota ze schroniska, a ja jem tatara.
Robert: I potrafisz zjeść zapiekankę z przyczepy. Zapiekanka ma w naszym życiu rangę symbolu, bo jedząc ją, dowiedziałem się, że będę ojcem.
Monika: Powiedziałam mu przy takiej budzie koło domu, gdy chciał iść po dwa piwa i po dwie zapiekanki, że wolę wodę. Najpierw nie skojarzył.
Robert: Ale potem przemknęło mi przez głowę, że coś jest nie tak, i mówię: „Tylko nie opowiadaj, że jesteś w ciąży”.
Monika: A ja, że właśnie to mu mówię i co on na to.
Robert: A potem, żeby to przemyśleć, poszliśmy do zoo.
Monika: W każdym razie się nie udławiłeś.
Robert: Jadłem wpatrzony w okoliczne drzewa, zastanawiając się, ile osób o tym szczęśliwym fakcie będę musiał powiadomić. I jak powiedzieć o tym Antkowi.
Monika: To były obawy na wyrost, bo naprawdę wszystko jest dobrze. Odpukać.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama