Reklama

O pojawieniu się Roberta Gonery na konferencji ramówkowej stacji TVN w styczniu tego roku mówili wszyscy. 50-latek, który dołączył do obsady serialu Na wspólnej, zamiast usiąść razem z innymi aktorami na wyznaczonym miejscu, w pewnym momencie przycupnął na podłodze i zaczął wygłaszać niewybredne komentarze na temat innych gwiazd stacji. Sytuacja odbiła się w mediach szerokim echem i nikt nie miał wątpliwości, że w życiu Roberta Gonery nastał bardzo trudny czas... Okazuje się, że na tyle zły, że aktor udał się do psychoterapeuty z prośbą o pomoc.

Reklama

Robert Gonera zapisał się na terapię

Osobliwe zachowanie gwiazdora na konferencji TVN-u było zwiastunem poważnych problemów. Tego dnia do Doroty Wellman, która potknęła się, wypalił „Uważaj, babciu!”, zaś Magdę Gessler nazwał „bufetową”. Nie dziwi zatem, że Robert Gonera zdecydował się skorzystać z pomocy specjalisty, by uporać się z tą sytuacją.

„Ci, którzy go znają, wiedzą, że jest po prostu szczery, mówi to, co myśli. Choć akurat prawdą jest, że Robert ostatnio znowu ma problemy. Dlatego zgłosił się po pomoc do psychoterapeuty”, zdradził znajomy aktora w rozmowie z tygodnikiem Na żywo.

Okazuje się, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest utrata roli biskupa Jana Gronta w serialu Korona królów (w toku fabuły bohater zmarł), emitowanym w TVP, która była dla Roberta Gonery źródłem stałego dochodu, dzięki któremu mógł pozwolić sobie na godne życie.

„Przez ostatnie dwa lata Robert zarabiał 20 tys. zł miesięcznie. Spłacił długi i alimenty na synów. A teraz stracił główne źródło dochodu. Robert dobrze zna swoją konstrukcję psychczną, wie, jak jest wrażliwy, Dlatego zawczasu postanowił zadziałać i zgłosił się po pomoc”, twierdzi informator gazety.

Problemy Roberta Gonera: bezdomność, brak ról

12 lat temu, w 2007 roku, głośno było o problemach aktora. Na tyle poważnych, że Robert Gonera w 2007 roku trafił do szpitala psychiatrycznego. Mówiło się, że chodziło o załamanie związane z brakiem ról a nawet... bezdomność! Zbiegło się to w czasie z rozpadem jego drugiego małżeństwa z Karoliną Wolską.

„Po rozwodzie i podziale majątku zostawiłem mieszkanie matce dzieci. Byłem przekonany, że po doświadczeniach filmowych i teatralnych to kwestia czasu, kiedy zacznie dzwonić telefon, pojawią się propozycje. Myliłem się...”, zwierzył się w jednym z wywiadów.

Problemy zaczęły nawarstwiać się do tego stopnia, że aktor był zmuszony nocować w samochodzie. „Był to rodzaj bezdomności”, wyjawił.

W pewnym momencie było to na tyle poważne, że aktor trafił do szpitala psychiatrycznego.

„Byłem przekonany, że ktoś zajmie się moim zmęczeniem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy złapało mnie dwóch osiłków pielęgniarzy i na siłę wstrzyknęli mi jakiś lek. Podejrzewam, że było to relanium. Zastrzyk spowodował palpitacje i myślałem, że umrę”, ujawnił.

Do tego dochodziły zobowiązania alimentacyjne względem dwóch niepełnoletnich synów: 15-letniego dziś Teodora oraz 11-letniego Leonarda.

Reklama

„Był moment, kiedy krążyły plotki o różnych moich problemach, nie w pełni zgodne z prawdą. Musiałem się wspierać terapeutą, lekarzem i to mi dało siłę”, deklarował w rozmowie z Krystyną Pytlakowską dla VIVY! w 2012 roku

Mariusz Trzciński/MUNFOTO
Mariusz Trzciński/MunFoto
Reklama
Reklama
Reklama