Od lat nie mieli ze sobą kontaktu. Po śmierci mamy Anna Rusowicz została sama. Ojciec zerwał z nią kontakt, a siedmioletnia dziewczynka wychowywała się u wujostwa. Przez długi czas relacje Wojciecha Kordy i Ani Rusowicz nie istniały. Jak podawały media, jakiś czas temu w tej kwestii nastąpił przełom. Pragnął pojednać się z córką... 21 października minionego roku muzyk przegrał walkę o życie.
Relacje Ani Rusowicz i Wojciecha Kordy
Ania Rusowicz odziedziczyła muzyczny talent po rodzicach – wokalistce Adzie Rusowicz i kompozytorze i gitarzyście, Wojciechu Kordzie. Niestety, młoda artystka nie miała łatwego dzieciństwa... Miała zaledwie siedem lat, kiedy w wypadku samochodowym pod Poznaniem straciła mamę. Do tragicznego zdarzenia doszło 1 stycznia 1991 roku. Wtedy życie rodziny wywróciło się do góry nogami. Ada Rusowicz i Wojciech Korda wracali z jednego z koncertów. Jechali z osobami, których wcześniej nie znali. Jedynym, który przeżył wypadek, był Wojciech Korda.
Po śmierci Ady Rusowicz, muzyk zamieszkał z synem, a mała Ania trafiła na wychowanie do przybranych rodziców – siostry matki i jej męża. Artystka ma za sobą wiele trudnych doświadczeń. Ale dzięki wsparciu wujostwa gnała za marzeniami i budowała szczęśliwą przyszłość. Nie była w stanie wybaczyć ojcu, że ją porzucił. Przez lata nie utrzymywali żadnego kontaktu.
„Rodzice biologiczni kochają swoje dziecko niejako naturalnie, z automatu. A w naszym przypadku było inaczej. Wiem, że to, co od nich dostałam, jest niezwykle wartościowe. Zostałam obdarzona ich uczuciem w sposób niewymuszony. Dali mi szansę na nowe życie. Dlatego myślę, że dziś sama mogę dać innym więcej. Potrafię się dzielić”, zwierzała się w PANI.
Sprawdź też: Żona Michała Wiśniewskiego praktycznie nie znała swojej mamy. „Niewiele mnie z nią łączyło”
Ania Rusowicz, 2012 rok
Ania Rusowicz z synkiem
Marzeniem Ani Rusowicz była ciepła i kochająca się rodzina. Chciała stworzyć dom, którego sama nie miała. Szczęście znalazła u boku muzyka, Huberta Gasiula, z którym wspólnie doczekała się synka. Wokalistka spełnia się jako mama i chce zapewnić swojemu dziecku wszystko, co najlepsze. „Byłam małą dziewczynką, miałam siedem lat, kiedy straciłam bardzo ważną osobę – mamę – i ten syndrom opuszczenia będę nosić w sobie już chyba zawsze. To było bardzo konkretne. Mamy rzeczywiście zabrakło, ale zdaję sobie sprawę, że dziecko może poczuć się samotne, kiedy płacze i nikt nie podchodzi do jego łóżeczka. Więc dbam o to, by mój syn tego nie doznawał. Bo wiem, że to odbije się na jego przyszłości. A moja samotność już musi ze mną zostać... […] Moje macierzyństwo jest cudowne. I wcale nie chodzi o to, że mam idealnego synka, wszystko się świetnie układa”, mówiła w 2018 roku w rozmowie z Urodą Życia.
Media podawały, że kiedy Wojciech Korda dowiedział się, że jego córka spodziewa się dziecka, wyznał, że chciałby zobaczyć swojego wnuka i pojednać się z Anną. Przez lata nie mieli kontaktu i porozumiewali się jedynie za pośrednictwem mediów.
„Prawda jest taka, że przez całe moje dzieciństwo i młodość miałam ojca. Był nim mój wujek, do którego mówiłam "Tato" [...] Z moim biologicznym ojcem do dzisiaj nie mam kontaktu i tym bardziej bulwersuje mnie fakt, że komunikuje się ze mną poprzez media dopiero teraz, kiedy coś mi się w życiu udało i stałam się osobą publiczną”, zwierzała się Ania Rusowicz w 2012 roku.
Wojciech Korda
W relacjach Wojciecha Kordy i Ani Rusowicz nastąpił przełom?
Jak podawała prasa, Wojciech Korda i Anna Rusowicz mieli spotkać się na przełomie 2020 i 2021 roku. To była okazja, by wyjaśnić sobie zaszłości i przebaczyć. Jednak wokalistka nie potwierdziła tych informacji.
„Na łóżku zobaczyła człowieka, który od dłuższego już czasu toczy walkę o życie. Sześć udarów mózgu wywołało ogromne i nieodwracalne spustoszenie w jego organizmie. [...] Dla Ani był to bardzo przykry widok. Był czas, że czuła do ojca wiele żalu, ale teraz myślała jedynie o rzeczach, których nie zdążyli sobie powiedzieć”, pisano w 2021 roku na łamach Dobrego Tygodnia.
Od kilku lat muzyk zmagał się z poważnymi problemami. Przeszedł co najmniej sześć udarów, miał częściowy niedowład ciała, korzystał z rehabilitacji i był pod stałą obserwacją specjalistów. Codziennie czuwała przy nim żona Aldona.
„Artystę Wojciecha Kordę wszyscy kojarzymy i znamy, pamiętamy, że pierwszy udar niedokrwienny przeszedł w kwietniu 2015 roku… Nie wszyscy może wiedzą, ale od tamtego czasu jest przy nim codziennie jego żona Aldona, która dla nas jest niezwykłą osobą, prawdziwą bohaterką walki o codziennie życie Wojtka. Pewnie nie wiecie, ale przez kilka lat Wojciech przeszedł co najmniej 6 udarów, co spowodowało upośledzenie wnętrza organizmu. Dlatego w wyniku tracheostomii oddycha przez respirator, odżywia się przez PEG do żołądka i kolejną rurką bezpośrednio jelitowo – nad tym wszystkim, co dzień panuje pani Aldona, bo jeden błąd i płyny lub gazy się mieszają, lub kumulują – można się zadławić i udusić – taki kryzys mieli latem zeszłego roku”, pisała Polska Fundacja Medyczna.
Wojciech Korda miał parkinsonizm poudarowy. „Wymaga codziennej rehabilitacji, bo mimo pozycji leżącej musi się co dzień obracać, by pobudzać krążenie w całym organizmie. O cewniku, pampersach, podkładach, maściach pisał już nie będę, ale Wojtek dzięki codziennemu wysiłkowi żony nie ma ani jednej odleżyny. NFZ do pampersów niewiele dopłaca miesięcznie, tylko one wraz z maściami to koszt kilkuset złotych miesięcznie. Pani Aldona nie pracuje, ma maleńką emeryturę, nie ma czasu, jest całodobowym serwisem medycznym i pogotowiem ratunkowym – jest cichą bohaterką codziennej walki o zdrowie i życie", dodano.
Artysta odszedł 21 października 2023 roku. Anna Rusowicz mimo trudnego kontaktu z ojcem, pięknie go pożegnała. „Wybaczam Ci, uwalniam Cię, pozwalam Ci odejść”, napisała córka artysty na Instagramie.
Ania Rusowicz, 2022 rok