Reklama

To on razem z innymi ratownikami WOPR pospieszył na pomoc porwanemu przez wzburzone fale rodzeństwu. Niestety, było już za późno, by uratować 14-letniego Kacpra, jego 13-letniego brata Kamila i ich siostrę 11-letnią Zuzię. Andrzej Stępowski, szef ratowników powiatowego WOPR, przyznaje, że tragedia odcisnęła trwałe piętno na jego życiu. „Wspomnienie twarzy tej dziewczynki nie daje mi spać”, mówi ze smutkiem.

Reklama

Szef ratowników WOPR o tragedii w Darłówku

To on po 4 dniach wydobył z wody ciało Zuzi. Jak podkreśla, akcja ratunkowa, z uwagi na wzburzone morze, była znacznie utrudniona. Dlatego niesienie pomocy trójce rodzeństwa K., dzieciom Anny i Damian z Sulmierzyc w woj. wielkopolskim, wymagało od ratowników nadludzkiego wysiłku.

„Fala wywracała nam skutery i pontony. Nurkowie musieli trzymać się betonowych bloków, by prąd nie wciągnął ich w morze”, wspomina Andrzej Stępowski w rozmowie z Faktem. Akcja miała miejsce tuż przy falochronie. Miejsca było oznaczone jako Czarny Punkt, w którym obowiązuje całkowity zakaz kąpieli. Fale sięgały nawet półtora metra! Choć z wody udało się wyciągnąć Kacpra, chłopiec zmarł po kilku godzinach pobytu w szpitalu.

W środę, dzień po tragedii, która rozegrała się 14 sierpnia, sztorm ustał i ratownicy wznowili poszukiwanie Kamila i Zuzi.

„To była najdłuższa i najcięższa akcja, w jakiej brałem udział. Przez kilkanaście godzin dziennie ja i kilkudziesięciu moich kolegów przeszukiwaliśmy każdy zakamarek wybrzeża na odcinku 20 km”, opowiada szef ratowników powiatowego WOPR.

Szef ratowników WOPR o odnalezieniu ciał pozostałych dzieci

Ciało dziewczynki około 1200 metrów od wejścia do portu w Darłowie dostrzeli w piątek pasażerowie statku wycieczkowego.

„Gdy podpłynęliśmy skuterem, unosiła się na wodzie plecami do góry. Wyciągnąłem ją. Woda bardzo zmieniła jej twarz. Ten straszny obraz teraz nawiedza mnie po nocy. Żeby go odpędzić, odszukałem w internecie jej zdjęcie za życia. Trochę pomogło, ale nie do końca”, mówi zdruzgotany Andrzej Stępowski.

Ostatnie ciało, Kamila, ratownicy odnaleźli w sobotę po wschodniej stronie portu. Zniósł go je tam prąd morski.

Reklama

„Pracuję jako ratownik 36-lat. Widziałem wielu ludzi, którym woda odebrała życie. Jednak inaczej patrzy się na dorosłego a inaczej na śmierć dzieci, a później na rozpacz ich rodziców. Do tego nie można się przyzwyczaić”, kończy ratownik

Fot. Marcin Bruniecki/REPORTER
East News
Reklama
Reklama
Reklama