Reklama

Dziś na warszawskich Powązkach odbył się pogrzeb Kory. Artystkę pożegnała najbliższa rodzina i przyjaciele, a także tysiące fanów. Podczas wzruszającej uroczystości głos zabrali przyjaciele Kory, a także jej ukochany mąż Kamil Sipowicz. Łamiący głosem wygłosił wzruszające przemówienie, w którym opowiedział o swoim związku z artystką.

Reklama

Przemowa Kamila Sipowicza na pogrzebie Kory

„W tym miejscu i w takiej sytuacji nie chciałby stanąć żaden człowiek”, rozpoczął. „Ponad 40 lat wspólnego życia i właściwie tworzyliśmy tak silny związek, ciał duszy, poglądów, że w pewnym momencie wydawało nam się, ze jesteśmy jedną istotą. Porozumiewaliśmy się właściwie bez słów. Żadne z nas nie przypuszczało, że zostanie samo. Z drugiej strony cały czas mam wrażenie, że ona tutaj jest. To brzmi jak banał”, powiedział.

„Docierają do mnie sygnały z internetowego świata, widzę jej zdjęcia, których nie znałem. Widzę piękną kobietę, widzę jej brak przez przedmioty, które zostawiła. Nasze życie było burzliwe, skandaliczne, pełne rozstań, powrotów i tęsknoty. Od 1989 roku stworzyliśmy stabilną rodzinę, przeprowadzaliśmy się co pewien czas, dbałem o jej interesy, miałem wpływ na jej działalność artystyczną, ale to nic w porównaniu z tym, co ona dała mi i daje mi cały czas”, mówił.

„Chcę powiedzieć, że Kora była osobą z krwi i kości. Nie była tylko osobą słodka, kochaną. Czasami była bardzo zaborcza, miała zdecydowane poglądy na różne rzeczy. Ta miłość nie była prosta. Bardzo trudno było z nią czasami rozmawiać. Kłóciliśmy się bardzo często. Czasami te kłótnie były niebezpieczne, kiedy kłóciliśmy się w drodze do szpitala. Pamiętam sytuację, jak jechaliśmy do Gliwic i pokłóciliśmy się. Kora wsiadła do samochodu, wyrzuciła mnie z niego, pojechała kilkanaście kilometrów, potem wróciła, pojechaliśmy do Gliwic. Najtrudniejsze momenty są, kiedy się dostaje wyniki”, przyznał.

Reklama

Powiedział też, że najtrudniejszym przeżyciem był ostatni miesiąc życia jego żony. „Od jej choroby byliśmy zawsze razem. Kora dała szkołę odchodzenia. Była godną przeciwniczką pani śmierci. Zmagały się te dwie kobiety. Jakbym miał ją porównać do bogini, to byłaby to bogini Kali. Oglądali tę walkę przyjaciele, rodzina. Kora przeszła piekło, ta choroba była czymś niszczącym. Ale jej wola życia była taka silna. Ona była kwintesencją życia. Ona robiła wszystko, by żyć. Do samego końca była bardzo aktywna, robiła wszystko, żeby pokazać, że jest – malowała madonny, kupowała krzaki. Kochała życie i nie bała się śmierci. W pewnym momencie powiedziała: Jestem gotowa. Prosiła, abyśmy się nie smucili. Żebyśmy byli kolorowo ubrani”, powiedział.

East News
Bartek Wieczorek/LAF AM
Reklama
Reklama
Reklama