Reklama

Choć Agnieszce Kotulance największą popularność zapewniło wcielanie się w postać Krystyny Lubicz w Klanie, mało kto pamięta dziś, że miała również na koncie m.in. rolę w filmie Andrzeja Wajdy, szansę na angaż w Dekalogu Krzysztofa Kieślowskiego, jak również wiele znakomitych kreacji na scenach teatrów. Prywatnie nigdy nie nazywała siebie gwiazdą, mimo ogromnej sympatii widzów i kolejnych nagród. Czas dzieliła między opiekę nad dziećmi, kulinarne inspiracje oraz czytanie.

Reklama

Agnieszka Kotulanka o sławie, Klanie i dziennikarzach

W branży mówiło się, że gwiazda Klanu nie przepada za udzielaniem wywiadów. Czy chodziło o to, że nie lubiła dziennikarzy?

„Nie tyle dziennikarzy, ile ich dyktafonów. Jak mogę być do końca szczera, wiedząc, że nasza rozmowa rejestrowana jest na taśmie? Byłam prawie uszczęśliwiona, gdy jednej z dziennikarek w trakcie wywiadu wysiadł dyktafon i zamiast moich wypowiedzi ukazały się jej impresje na mój temat. Poza tym dziennikarze zadają zbyt intymne pytania. Nie cierpię spowiadać się publicznie z własnego życia”, deklarowała w rozmowie z Anną Jabłońską w Twoim stylu w 2001 roku.

Zawsze podkreślała, że serialowa Krystyna Lubicz i ona prywatnie różnią się od siebie. „U mnie emocje górują zwykle nad zdrowym rozsądkiem. Bywa, że mnie ponosi, że się wściekam. Bardziej też przejmuję się wszystkim, wyolbrzymiam problemy i denerwuję się na zapas”, wyjaśniła w tym samym wywiadzie.

Dodała jednak, że stara się tę pogodę ducha i pewne cechy charakteru przejmować od granej przez siebie serialowej postaci.

„Krystyna jest dyplomatką i dzięki temu umie łatwiej rozwiązywać wiele problemów rodzinnych. Tego jej zazdroszczę. Bardzo się staram stosować jej metody w życiu prywatnym. Z dziećmi porozumiewam się świetnie, choć czasem się kłócimy, ale coraz częściej to kłótnie konstruktywne. Często mam wrażenie, że Agnieszka i Krystyna znakomicie się uzupełniają”, mówiła Zygmuntowi Włoczewskiemu dla Tele Tygodnia.

A jak wyglądało jej życie prywatne?

Agnieszka Kotulanka o domu, dzieciach i hobby

„Moje życie nie ma nic wspólnego z gwiazdorstwem. Mieszkam w normalnym bloku na trzecim piętrze, mam dwójkę dzieci i psa. Ale takie życie, życie domowe, bardzo mi odpowiada”, zapewniała Tomasza Miłkowskiego w Tele tygodniu w 2001 roku. Gdy padało pytanie o hobby, odpowiadała, że jest to pływanie. Aktywność fizyczna była zresztą dla niej niezwykle ważna: ceniła sobie długie spacery z psami po lesie oraz jazdę rowerem i samochodem.

Powodem do ogromnej radości i zarazem życiowym przełomem był dla niej zakup mieszkania na warszawskim Ursynowie.

„Całe lata wynajmowałam mieszkania. Gdy w końcu dostałam własne, uświadomiłam sobie, jak brakowało mi domu. Mogłabym z niego nie wychodzić. Nie mam gosposi, sama sprzątam, piorę, gotuję i sprawia mi to ogromną przyjemność”, mówiła ze wzruszeniem Annie Jabłońskiej.

Nie mam gosposi, sama sprzątam, piorę, gotuję i sprawia mi to ogromną przyjemność

Dodała także, że uwielbia spędzać czas w kuchni, w której „korzysta bardziej z fantazji niż z przepisów”.

„Nie chwaląc się, robię świetne zupy. Delikatne, bez zasmażek, leciutko zabielane mlekiem. Ostatnio wyspecjalizowałam się w chińszczyźnie. W jej sekrety wprowadził mnie fotograf z sąsiedztwa Tomek Wierzejski. Obsmażam piersi indyka, dodaję grzyby, kiełki, brokuły, kalafior, odrobinę kiszonej kapusty i sałaty pekińskiej. Do tego zawiesina z torebki Knorra, chińskie przyprawy i ryż. Pyszne i zupełnie niepracochłonne danie”, mówiła wyraźnie zachwycona na początku XXI wieku.

Poza kulinariami, nie była jej również obca florystyka. Zadbała zatem o to, by w nowym mieszkaniu było jak najwięcej kwiatów w każdym jego zakątku.

„Mam mnóstwo kwiatów. Tłoczą się na parapetach, pną po ścianach, a cięte kupuję do wazonów przez cały rok. Kocham też stare meble i ładne przedmioty. Kolekcjonuję maleńkie, kilkunastocentymetrowe figurki ze srebra i z mosiądzu. Często bywam na targach staroci. Przywożę stamtąd prawdziwe skarby. Na przykład prześliczną toaletkę z ruchomym lusterkiem, która po oczyszczeniu okazała się jak nowa, albo mosiężną lampę z kloszem w kształcie dzwoneczka. Dawno zauważyłam, że babcine meble i bibeloty stwarzają niepowtarzalny nastrój. Mnie i dzieciom jest w domu najlepiej, najbezpieczniej”, deklarowała.

Agnieszka Kotulanka o dzieciństwie, siostrze i rodzicach

Jaki dzieckiem była Agnieszka Kotulanka?

„Z temperamentem i z niecodziennymi pomysłami. Kiedyś rodzice kupili mi gitarę i zapisali mnie do ogniska muzycznego. Szybko wymyśliłam, że gitara może zastąpić sanki. Siadałam na pudle rezonansowym i zjeżdżałam z górki. Gdy któregoś dnia wróciłam do domu z odkształconą gitarą, ojciec spuścił mi lanie”, zwierzyła się rozbawiona w Twoim Stylu.

Dodała również, że kindersztuba była dla niej przez długi czas pojęciem abstrakcyjnym.

„W dzieciństwie dyscyplina nigdy nie była moją mocną stroną. Do wielu rzeczy, których nie lubiłam, musiałam się zmuszać. Zawsze najlepiej działała na mnie metoda kija i marchewki”, zapewniała w Zwierciadle.

Mało kto wie, że aktorka ma siostrą Jolantę, z którą uwielbiała w dzieciństwie spędzać niemal każdą wolną chwilę, najczęściej na świeżym powietrzu. Jak wspominała miejsce, w którym się wychowała?

„Mnóstwo zieleni, swobody, zabaw na świeżym powietrzu. Do szkoły chodziłam długim szpalerem drzew, który wyglądał w grudniu jak biały bajkowy tunel. Latem nie wychodziłam z wody, a zimą śmigałam na łyżwach przez cały zalew. Pamiętam też zrujnowany kościółek, w którym szukałam z siostrą skarbów, i Górę Parkową, gdzie ciągnęłam się pierwszym papierosem”, zdradziła.

W dzieciństwie dyscyplina nigdy nie była moją mocną stroną

Agnieszka Kotulanka o aktorstwie i wyjeździe do Kanady

Czy od zawsze marzyła, by zostać aktorką, która pławi się w blichtrze sławy?

„Raczej piosenkarką. Donośnie i czysto śpiewałam już w przedszkolu. W szkole wykonywałam piosenki na akademiach i apelach. Niektóre były koszmarne, np. „SKO, SKO jest jak PKO”. Odmówiłam jej wykonania i trafiłam na dywanik u dyrektorki. Z czasem zaczęłam na tyle serio traktować moje śpiewanie, że zapisałam się do średniej szkoły muzycznej na wydział piosenki. Uczęszczałam tam przez dwa lata i bardzo przydało mi się to później w teatrze. Wystąpiłam w kilku musicalach, śpiewałam na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, w opolskim kabaretonie i we wznowionym kabarecie Dudek”, wspominała.

W wywiadzie dla Twojego stylu opowiedziała również o wyjeździe do Kanady, który przez długi czas był białą plamą w życiorysie gwiazdy. Udała się tam z mężem Jackiem Sas-Uhrynowskim, jednak po dwóch latach wróciła do Polski, aby realizować się zawodowo.

„Pojechałam tam z kabaretem Dudek na występy. Zabrałam ze sobą czteroletniego Michała. Po namowach przyjaciół, którzy tam mieszkali, zdecydowałam się spróbować życia w Kanadzie. W Toronto nawiązałam kontakty z grupą polskich aktorów. Przygotowywałam z nimi widowiska kabaretowo-muzyczne dla Polonii. Nie za wiele było tego grania, więc się trochę nudziłam. Poza tym doskwierała mi monotonia tamtejszego życia, która tak odpowiada zamkniętym w swoich domach i nieszczególnie towarzyskim Kanadyjczykom”, zdradziła rozżalona.

Zrozumiałam, że tylko w Polsce jestem sobą i na swoim miejscu

„Po dwóch latach przyjechałam do Polski po moje drugie dziecko. Natychmiast zaproszono mnie na Przegląd Piosenki Aktorskiej do Wrocławia. Wpadali za kulisy znajomi i dziwili się, dlaczego nie denerwuję się przed występem. Denerwować się? Byłam tak szczęśliwa, że wreszcie zaśpiewałam przed moją publicznością! Przestałam myśleć o Kanadzie. Zrozumiałam, że tylko w Polsce jestem sobą i na swoim miejscu”, zapewniła żarliwie.

Z uwagi na godzenie obowiązków zawodowych z opieką nad dwójką dzieci, nie miała zbyt wiele wolnego czasu. Ale doceniała każdą możliwość odpoczynku. Z dziećmi wyjeżdżała na wakacje do Włoch, Portugalii i na Cypr, jednak najbardziej kochała spędzać czas na Mazurach. W innych miejscach popularność bywała dla niej uciążliwa.

„Na co dzień jest sympatyczna, ale o spędzeniu spokojnego urlopu w Krynicy Morskiej czy Karpaczu nie ma co marzyć. Staram się w związku z tym wyjeżdżać za granicę, choć w tym roku byłam tylko 5 dni we Włoszech, bo musiałam dostosować się do zmieniających się planów wakacyjnych moich dorastających dzieci.

Jeśli jednak tylko mogę, uciekam do małej wsi, gdzie wynajmuję domek z własnym dostępem do jeziora. Obok jest kilka gospodarstw i spółdzielnia, czyli dawny GS, gdzie toczy się życie towarzysko-kulturalne i gdzie trzeba koniecznie z miejscowymi wypić piwo i pogadać. Kiedy tam po raz pierwszy przyjechaliśmy, nie bardzo wierzyli w to, że naprawdę widzą znanych z ekranu aktorów. Później przyzwyczaili się i teraz traktują nas jak swoich”, opowiadała.

Wakacje były dla niej czasem, gdy mogła oddać się swojemu innemu hobby, czytaniu!

„W ciągu roku mam mało czasu na czytanie, więc korzystam z urlopu, by nadrobić zaległości, choć nierzadko wracam też do ulubionych autorów i książek. Podobnie jak do starego kina polskiego, którego jestem gorącą wielbicielką i ukochanego Kabaretu Starszych Panów”, deklarowała.

Agnieszka Kotulanka: rola u Andrzeja Wajdy i komplementy od Gusta Holoubka

Choć świetnie władała angielskim, niemieckim i rosyjskim, nie grywała w zagranicznych produkcjach. Jednak jej talent aktorski doceniały największe autorytety w Polsce.

„U Wajdy zagrała w Wielkim tygodniu. Gustawowi Holoubkowi przedstawiała się chyba ze sto razy, ponieważ myślała, że jej nie pamięta. To nie żart, tak było”, przekonywała w 2001 roku w książce W klanie Marta Sztokfisz.

Jednak przyjmowanie komplementów przychodziło jej z trudem. Podobnie jak funkcjonowanie w brutalnych realiach show-biznesu. Żałowała, że nie urodziła się przynajmniej 100 lat wcześniej.

U Wajdy zagrała w Wielkim tygodniu. Gustawowi Holoubkowi przedstawiała się chyba ze sto razy

„Z jednej strony jest strasznym drapieżnikiem, a z drugiej sentymentalną romantyczką. Bardzo ją wzruszają pochwały od ludzi z autorytetem. Czasami też myśli, że chyba za późno się urodziła. Powinna żyć wtedy, kiedy jeździło się powozami, kobiety nosiły długie suknie, jadało się na porcelanowych talerzykach truskawki z pianką, był ten Milanówek i takie ą i ę…”, pisała o niej Sztokfisz.

Reklama

Ale i tak na pierwszym miejscu były dla niej zawsze dzieci. To one dostarczały Agnieszce Kotulance powodów do dumy, to im starała się poświęcać każdą wolną chwilę. I to o nie drżała najbardziej, zarówno wtedy, gdy były jeszcze małymi dziećmi, jak i wtedy, gdy zaczęły już układać sobie życie z dala od rodzinnego domu.

Reklama
Reklama
Reklama