Koronawirus uderzył w seksbiznes w Polsce. Czy prostytucja zniknie?
„Przyjmuję maksymalnie pięciu klientów dziennie”
- Redakcja VIVA!
Jak pandemia koronawirusa wpłynęła na seksbiznes w Polsce? W tę branżę również uderzył kryzys. Zamknięto domy publiczne, a także kluby ze striptizem. To nie oznacza, że prostytucji nie ma, chociaż liczba klientów spadła. Jak podaje agencja AFP w naszym kraju ponad 60 tysięcy kobiet i mężczyzn świadczy usługi towarzyskie. Większość z nich została bez środków do życia. Dlatego powstał związek Sex Work Polska, który ma im pomóc w tym trudnym czasie i staje w ich obronie. Jak pracownicy seksbiznesu opisują swoją obecną sytuację?
Koronawirus uderza w branżę seksualną
W dobie koronawirusa usługi seksualne w większości przeniosły się do sieci. Z tego rozwiązania korzysta znaczna część pracowników wykonujących najstarszy zawód świata. Pracują przed kamerami, ale niektórzy klienci decydują się na spotkania na żywo 22-letnia kobieta, posługująca się pseudonimem Medroxy w rozmowie z agencją AFP opowiedziała o tym, jak wygląda jej praca w dobie pandemii.
„Jeden mężczyzna chciał uprawiać seks bez zdejmowania maski. Inny chciał sesji masturbacji w odległości dwóch metrów (…) Sprzedaję swój czas za 300 złotych za godzinę, przyjmuję maksymalnie pięciu klientów dziennie. To pozwala mi od czasu do czasu pomagać finansowo ojcu i bratu, którzy żyją za skromne pensje ”, tłumaczyła Medroxy.
Sex Work Polska zbierają pieniądze przez internet oferując spotkania, filmy czy zdjęcia z osobami świadczącymi usługi seksualne. Klienci muszą jedynie wpłacić określoną kwotę na konto windykacyjne. „W Polsce w niecałe dwa tygodnie zebraliśmy ponad 16 tysięcy złotych, to niezwykłe”, mówiła w rozmowie z agencją AFP jedna z prostytutek. Pieniądze pozwoliły pomóc około 60. osobom i zostały przeznaczone m.in. na zakup leków.
Pracownicy seksbiznesu w rozmowie z agencją AFP podkreślają, że ich sytuacja wyglądałaby inaczej jeśli usługi seksualne zostałyby zalegalizowane i uznane za działalność gospodarczą. Większość z nich została bez ubezpieczenia. Nie obejmie ich też tarcza antykryzysowa. Czują się napiętnowani i wykluczeni. Nikt się nim nie interesuje.
„Jestem zła, bo chciałabym płacić podatki i ZUS, i w takiej sytuacji móc liczyć na wsparcie, a tak zostałyśmy same! Nikt się nie martwi co z nami będzie. Każdy pomyśli "jakoś sobie poradzą, przecież zarabiają dużo, nic im się nie stanie". Prawda jest taka że 80 proc. z nas żyje z dnia na dzień i nie ma odłożonych środków ”, mówiła pani Agnieszka w rozmowie z Fakt24 na początku kwietnia.
Źródło: Fakt24, Superexpress, sputniknews