Reklama

Na jaw wyszły szokujące oskarżenia wobec księdza Henryka Jankowskiego. Kapelanowi „Solidarności” zarzuca się molestowanie seksualne i pedofilię. Pierwsze śledztwo w sprawie ks. Jankowskiego wszczęto piętnaście lat temu. W 2004 roku o wydanie ekspertyzy poproszono seksuologa prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza, który uznał, że pocałunku chłopca w usta nie można zakwalifikować do pedofilii. Jego opinia wzbudziła ogromne kontrowersje. Czy wtedy nie miał podejrzeń, że ksiądz jest pedofilem? Czy czuje, że wówczas popełnił błąd? O tym profesor Lew-Starowicz opowiedział w rozmowie z Krystyną Pytlakowską.

Reklama

Był pan biegłym w sprawie księdza Henryka Jankowskiego w dwa tysiące czwartym roku. Uznał pan, że pocałunku w usta chłopca nie można zakwalifikować do pedofilii. Dziś wiadomo, że ksiądz był pedofilem. Popełnił pan błąd?

Nie, żeby rozpoznać pedofilię trzeba trzymać się rygorów Międzynarodowej Organizacji Zdrowia, muszą być spełnione pewne warunki. Pedofilia oznacza pociąg do ciała dziecka przed okresem dojrzewania. W Polsce często myli się ją z efebofilią czyli pociągiem do młodych mężczyzn - chłopców w okresie dojrzewania, z rozwiniętymi narządami płciowymi. Choć seks z osobą do piętnastego roku życia jest karalny według kodeksu karnego. To samo dotyczy dziewczynek.

Natomiast w przypadku księdza Jankowskiego w aktach sprawy widniało nazwisko tylko jednego chłopca a właściwie już młodego mężczyzny, który zresztą nie chciał poddać się badaniu. Ksiądz Jankowski również odmówił badań. Miałem więc tylko pośrednie informacje, a nie można nikomu przypisać patologii bez rozmów i badań świadka, tylko na podstawie tego, co on powiedział rodzicom. I nikt nie może tak postąpić, żaden inny biegły, bo to byłoby już przestępstwem.

A co powiedział rodzicom ten chłopiec?

Z tego co pamiętam, że był całowany przez księdza w usta, że ksiądz go obejmował, ale nie padło żadne stwierdzenie, że doszło do stosunku seksualnego. Dałem więc opinię tak zwaną alternatywną, bo tego rodzaju zachowania, jakie opisywał świadek, można różnie interpretować. Chłopiec odbierał to jako działania z podtekstem seksualnym ale istniały wątpliwości, czy rzeczywiście tak było. Napisałem więc w swojej opinii, że być może ksiądz Jankowski jest efebofilem czyli ma pociąg do młodych mężczyzn w okresie dojrzewania, o pedofili w tym przypadku nie było mowy.

Napisałem, że ksiądz przekroczył dystans albo bez motywacji seksualnej albo jako efebofil. Proszę pamiętać, że mamy w Polsce dwadzieścia procent fałszywych oskarżeń o molestowanie dzieci, bo ojciec całował córkę w usta albo ją kąpał i wycierał, a był przy tym podniecony. Ten chłopiec uważał, że ksiądz Jankowski miał wobec niego pociąg erotyczny. Być może tak było zwłaszcza w świetle dzisiejszych oskarżeń, ale wtedy nie mogłem zaocznie rozpoznać patologii, ponieważ każdy mógł mnie oskarżyć o fałszywą diagnozę. A to już zakrawało na grubszą sprawę sądową.

Czternaście lat temu do tematu pedofilii nie podchodzono tak otwarcie jak dzisiaj.

To prawda, a w dodatku chodziło o zachowania mające charakter publiczny, bo odejmowanie ministrantów i całowanie ich odbywało się przy świadkach. Goście księdza to widzieli, dla nich takie zachowanie oznaczało przekroczenie dystansu, które nie zawsze musi wynikać z dewiacji seksualnej.

Czytałam kiedyś pana książkę o pedofilii i pamiętam przykład, który pan podał – dziennik pedofila, który zapraszał dziesięcioletnią Anię, wykorzystywał ją i uważał przy tym, że ona tego chce i że sprawia jej to wielką przyjemność.

Tak, bo tego typu osoby często projektują swoje potrzeby i doznania na innych . Nagminnie się zdarzają opowiadania o tym, że ofiara sama tego chciała i że ją to interesowało.

Całowanie w usta mogło wynikać też z jakiejś niespełnionej czułości ojcowskiej?

Owszem, chociaż moi studenci nie mogą uwierzyć, że Breżniew wpijał się w usta Gierka bez podtekstu seksualnego. Dla nich jest to niepojęte i karygodne.

Bo jak facet całuje faceta ,to znaczy że obaj są gejami?

Tak się dzisiaj rozumuje, a jeżeli osoba dorosła całuje w usta chłopca, to podejrzewa się od razu efebofilię. Jednak żeby zorientować się w motywacji całującego trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie czy to było zachowanie typu ojcowskiego, czy jeszcze istniał inny motyw.

Pan w ogóle nie rozmawiał z księdzem Jankowskim?

Nie, bo nie zgodził się na żadną rozmowę ze mną.

I nie miał pan podejrzeń, że ksiądz jest pedofilem?

O tym, że był nim, wiem dopiero teraz, gdy czytam prasę i gdy wypłynęły nowe okoliczności. Jeżeli to wszystko, co zeznają teraz świadkowie, jest prawdą – można powiedzieć, że ksiądz Jankowski był biseksualny – wśród świadków są kobiety, które były wtedy dziewczynkami i że łączył w sobie efebofilię z pedofilią.

Dlaczego tak masowo duchowni ulegają takim zboczeniom?

Nie przechodzą oni przez normalne fazy rozwoju psychoseksualnego, typowy chłopak czy mężczyzna w okresie dojrzewania zaczyna się masturbować. Zaczyna się też wtedy fascynować dziewczynami a jeżeli jest homoseksualistą to chłopcami. Stosuje coraz bardziej zaawansowane pieszczoty aż w końcu przechodzi w inicjację seksualną – w Polsce najczęściej między siedemnastym a dziewiętnastym rokiem życia. Później ma przelotnie związki, w końcu zakochuje się tworząc już stały związek z towarzyszką życia. Ale młody mężczyzna, który idzie do seminarium, nie może uwolnić swojego bardzo rozbudzonego w tym wieku popędu i musi go tłumić.

Nie może go wyładować?

Oczywiście są tacy uczniowie seminarium, którzy się masturbują a nawet mają partnerki czy związki homo, ale tu nie mówimy o tych, którzy sobie ze swoim popędem radzą. Mówimy o tych, którzy seks uważają za coś niedozwolonego, a pociąg jednak musi mieć ujście. Tworzy się więc w ich psychice kanał boczny. Popęd erotyczny skierowany jest u nich do dzieci, młodzieży, dziewczynek i chłopców.

Dlatego, że dzieci są bezbronne i nikomu nie powiedzą?

To jedna z przyczyn, a druga jest taka, że kandydaci na księży i młodzi adepci seminarium ten seks w sobie represjonują, są niedojrzali psychicznie i seksualnie. Przed dziećmi nie odczuwają lęku, mogą się czuć przy nich pewnie. A jednocześnie dzieci są w nich wpatrzone, są dla nich guru i autorytetem.

I wszystko, co ksiądz robi, jest według nich dozwolone?

Nawet jeżeli wiedzą, że zachowanie księdza jest nienormalne i przeżywają z tego powodu rozterkim to zazdroszczą mu pieniędzy i dóbr materialnych, dla nich niedostępnych. Ksiądz jest dla nich uosobieniem człowieka sukcesu, zamożności. Dostępu do wyjazdów w świat. Patrzą na księdza jak na uosobienie Boga, a on to wykorzystuje , bo może sobie na to pozwolić. Ten chłopiec sprzed czternastu lat, który wszystko wyznał rodzicom, później się bardzo ukrywał i dlatego nie mogłem go zbadać. Bo on wiedział, że coś jest nie tak, ale bał się o tym opowiedzieć publicznie.

Ma pan do siebie pretensje o tamtą ekspertyzę?

Nie mam, bo nie mogę wydawać jej zaocznie. To duża odpowiedzialność rozpoznać u kogoś zaburzenia na odległość. To tak, jakby pani powiedziała o znajomym, że zachowuje się jak schizofrenik i czy ja ją poznaje u niego po opisie. Nie mogę przecież stwierdzić schizofrenii zaocznie. Istnieją też przepisy Światowego Towarzystwa Psychiatrycznego, że psychiatrzy nie mogą u polityków rozpoznawać chorób psychicznych na podstawie ich aktywności publicznej. Podobnie było z księdzem Jankowskim, który nie został przebadany.

Dzisiaj wydałby pan inną ekspertyzę?

Dzisiaj jest więcej danych i byłyby podstawy do rozpoznania u niego nawet kilku patologii. Ale to są nowe fakty, o których wtedy nie było mowy.

Poza tym takie sprawy wówczas zamiatano pod dywan?

Wie pani jestem biegłym już pół wieku i żyłem w różnych czasach, ale nikt nigdy nie był w stanie wywrzeć na mnie presji, żebym coś rozpoznał lub nie. Zawsze byłem wierny tylko sobie i uważałem, że postępuję sumiennie. Zresztą badałem później dużo księży, większość z nich na podstawie moich opinii została skazana. Nie można więc zarzucić mi, że chronię tę grupę zawodową z jakiś wyższych przyczyn. Trochę mnie rozśmiesza, że kiedyś mówiono: Starowicz wróg kościoła a teraz hejterzy na Facebooku twierdza, że jestem jego przyjacielem.

A tak naprawdę to pan jest…?

Niezależny.

Reklama

TEKST: Krystyna Pytlakowska

Reklama
Reklama
Reklama