Reklama

W latach 80-tych Fiolka Najdanowicz była jedną z najpopularniejszych wokalistek w Polsce. Współpracowała z takimi zespołami jak: Voo Voo, Tubylcy Betonu, Closterkeller, a nawet z Wilkami. Choć ma na koncie wiele prestiżowych nagród, od lat nie angażuje się w życie artystyczne. Fiolka Najdenowicz estradowe życie porzuciła na rzecz... londyńskiej restauracji. Choć jej wybór jest zaskakujący, ona jak sama mówi, nigdy nie czuła się lepiej!

Reklama

Jak dziś wygląda życie Fiolki Najdenowicz?

Większość ludzi dąży do zapewnienia sobie życiowej stabilizacji - zapuszczają korzenie w danym miejscu. Ona zrobiła dokładnie odwrotnie. Fiolka Najdenowicz żadnej pracy się nie boi. Próbowała swoich sił jako opiekunka zwierząt, dbała o ogrody, pisała książki. Przez pewien czas była także agentką ubezpieczeniową, ale nadmiar zaliczek i opłat zmusiły ją do porzucenia tej profesji. Postanowiła pojechać do Szwecji: „Dzieliłam maleńkie mieszkanie w moją mamą, bałam się, że się pozabijamy, więc wpadłam na pomysł wolontariatu. Najpierw wyjechałam do Francji, stamtąd do Hiszpanii”, mówi Fiolka Najdenowicz.

Kilka miesięcy spędziła również w Niemczech. „Właśnie w Berlinie kończy się akcja mojej najnowszej książki Trup w szparagach. Opisuję w niej swoje dwuletnie losy wolontariuszki Workaway. To kontynuacja poprzedniej książki Głośny śmiech. Najnowsza książka jest między innymi o tym, co się zdarza, gdy sobie coś zaplanujemy…”, opowiada. To wolontariat sprawił, że odmieniła swoje życie i zmieniła podejście co do tego, co chce robić w życiu. Nic dziwnego, że podtył drugiej książki brzmi: Byłam gwiazdą, zostałam bezdomną wolontariuszką. W tym roku miła pięć lat odkąd Fiolka Najdenowicz opuściła Polskę.

Życie Fiolki Najdenowicz: „Byłam gwiazdą, zostałam bezdomną”

Artystka w rozmowie z serwisem WP opowiedziała o tym, jak dziś wygląda jej życie. Dlaczego zdecydowała się na wyjazd z Polski? „Wyemigrowałam w wieku 48 lat, bo nie miałam poczucia bezpieczeństwa. Z muzyki nie mogłam się utrzymać. Przez cztery lata żyłam z pisania, ale potem zaczął się kryzys na rynku prasy. O etacie mogłam zapomnieć, nikt nie chciał mnie nawet zaprosić na rozmowę ze względu na wiek”.

Wyjazd z kraju to jedno, a porzucenie życia w świetle reflektorów drugie: „Na streamingu zarabiają tylko serwisy i wytwórnie. Artystom zostaje życie z koncertów, ale mnie nie chce się już ich grać. Na wyprodukowanie muzyki, która mnie interesuje, musiałabym mieć pół miliona złotych. Tyle kosztuje opłacenie kompozytora, muzyków, studia, producenta, realizatora dźwięku, dystrybucji, teledysków, promocji. To nierealne”, mówi w rozmowie z WP Turystyka.

Zarabiam tyle, że niczego mi nie brakuje

Fiolka Najdenowicz obecnie pracuje w jednej z londyńskich restauracji: „Jestem kelnerką w Wagamama, restauracji z kuchnią azjatycką,. Serwujemy japońską kuchnię fusion - rameny, pierożki gyoza i nasze sztandarowe danie, chicken katsu – kurczaka z ryżem, sosem curry i sałatką. Ta praca w zupełności mi wystarczy, nie pcham się na menedżerkę, bo chcę mieć spokój. Zarabiam tyle, że niczego mi nie brakuje, mam ubezpieczenie, sześć tygodni płatnego urlopu, mogę sobie pozwolić na wakacje. (...) Pozbyłam się strachu, który towarzyszył mi przez większość życia: że zostanę zwolniona”, opowiada.

Najdenowicz nie tęskni za popularnością: „W każdym razie jestem szczęśliwa, że moja kariera zdarzyła się przed czasami tabloidyzacji mediów. Dziś byłabym oceniana nie za muzykę, tylko za to, w co się ubrałam, z kim się pokazałam, czy się nawaliłam. Nie chcę brać w tym udziału”, mówi, po czym dodaje:

Reklama

„Mam się obrazić na los? Ludzie mają strasznie sztywne podejście do tego, kim są, ale to dziecinne - wyjaśnia. Wszystko się zmienia, nic nie jest nam dane raz na zawsze. Cieszę się, że w Polsce nie wzięłam kredytu, nie miałam żadnych kotwic, które nie pozwalałyby mi dokonywać swobodnych wyborów”.

Reklama
Reklama
Reklama