„Aż takim bufonem nie jestem!”, Michał Witkowski o swojej roli w „Barwach szczęścia”
Pisarz jest zakochany. I wierny!
Znany z modowych kreacji pisarz Michał Witkowski został aktorem! W serialu Barwy szczęścia gra ekscentrycznego pisarza-bufona Waldemara Kniewskiego. Witkowski jest szczęśliwy, zawsze marzył o występowaniu w filmach. VIVIE.PL zdradza, dlaczego seks i pieniądze już go tak nie kręcą.
Rozmowa z Michałem Witkowskim
Oglądałeś odcinek „Barw szczęścia” ze sobą?
Na razie poszły dwa odcinki, kręcone zresztą w odwrotnej kolejności: najpierw przeprosiny i po miesiącu awantura Cóż pewnie z tych setek dubli sam na montażu wybrałbym inne, ale wstydu nie było.
Jakie to wrażenie oglądać siebie?
Bardzo miłe. Jak się kocha siebie. Natomiast pamiętaj, że ja gram całe życie, w teatrze i w życiu i oglądam siebie ciągle, więc jestem przyzwyczajony do Michała B. (Michał B to postać, jaką widzę z boku, kiedy nie do końca rozpoznaję siebie, znasz ten szok, jak się siebie pierwszy raz widzi w telewizji i mówi, to jak mam taki profil? To nie ja!).
Grasz pisarza. Grasz siebie?
Oj nie! Aż takim bufonem to ja nie jestem. Dostaję tekst napisany przez scenarzystów i dostosowuję do niego swoją grę i wizję postaci. Kniewski jest czarnym charakterem i jednocześnie tak ironiczny, że biedne Pyrki nigdy nie wiedzą, kiedy ich wkręca a kiedy mówi na poważnie. Ale będzie jedna scena na ściance, gdzie czułem się jak w domu.
Po co Tobie, pisarzowi, serial?
A, więc znowu chcesz mnie przykrawać do pisarza i całą resztę mojego życia ucinać? Poza pisarzem jestem jeszcze człowiekiem i dzięki temu, że ten człowiek jest znany mogę (wreszcie, po czterdziestce) spełniać swoje marzenia, a jednym z największych zawsze było grać. Nie tylko w serialu, w filmie fabularnym, w teatrze (co mi się już dawno udało), po prostu grać. Chyba każdy z nas jest czymś więcej niż pisarzem czy np. hodowcą rasowych psów. Poza takim zajęciem przynoszącym dochód zawsze zostaje duży margines. Poza tym chyba zauważyłeś, że gram w grę pt. być maksymalnie sławnym?
Co Cię w życiu najbardziej kręci?
W tej chwili właśnie ta gra. Oraz sztuka. I to ta wysoka, ambitna. Jeśli potrafi poruszyć we mnie różne struny. Naprawdę się wzruszam w teatrze czy patrząc na obrazy, jeśli tylko to jest dla mnie poruszające (najczęściej nie, ale czasem...). O seksie i pieniądzach nie muszę wspominać?
Ależ wspomnij. Jakiś nowy romans?
Naciągasz mnie! Wciąż ta sama osoba co przy ostatnim naszym wywiadzie, która jest zbyt znana i zbyt skromna, i nie chce być wymieniana. To odwrotność romansu „na pokaz”. Wszystko tu jest prawdziwe i nic na pokaz.
Jak to możliwe, że trwasz w jednym związku?
Po prostu bardzo chcę, żeby tak było i staram się rozładowywać konflikty na drodze pokojowej, a osoba nie jest zbyt konfliktowa. Ma bardzo pozytywną energię. Są osoby, które po prostu są dobre i emanują tą pozytywną energią i ja na taką trafiłem. Przed światem nazywam ją „Tereska”.
A co do kasy?
Co do kasy, to obserwuję postępującą dewaluację marzeń możliwych do kupna za pieniądze. I w tej chwili muszą być to tak silne bodźce, że na pewno nie będzie mnie na nie stać w najbliższym stuleciu.
Co to za silne bodźce?
No wiesz, kiedyś kupowało się buty robione na miarę u Kielmana i człowiek chodził szczęśliwy przez trzy dni, a teraz już kupuję buty po prostu dlatego, żeby mieć w czym iść na imprezę, ale radości nie ma. Gdybym mógł na przykład kupić Pałac Kultury i urządzić w nim muzeum Witkowskiego...
Ha, ha, a póki urządzasz show na Instagramie?
Odkryłem, że można co parę dni robić wieczór autorski z własnego domu wykorzystując opcję „relacja life” na Instagramie i gromadzić „przed odbiornikami” o wiele więcej ludzi niż by się zmieściło w jakiejkolwiek sali czy nawet na stadionie. Dzięki temu mogę popularyzować swoje teksty i siebie w ten sposób, śpiewam tam, robię czytanie performatywne z rozlicznymi dźwiękami i efektami, a ludzie z całego świata piszą mi na ekranie, „kurde, co to za koleś, trzeba coś jego przeczytać”.