Reklama

„Nie róbmy z życia przepisu na szczęście, bo człowiek ma wszystko”, mówi Katarzyna Miller, psychoterapeutka, filozofka, poetka, nieustannie wpadająca w zachwyt nad życiem, choć sama zaznała dużo bólu. Dziś śpiewa o miłości na swojej najnowszej płycie „Dziewczyny chcą więcej”. A co dla niej samej oznacza to „więcej”, zdradza w rozmowie z Elżbietą Pawełek. Tylko nam opowiedziała o… ślubie!

Reklama

Wiele z nas nie wyobraża sobie życia bez miłości. Dlaczego tak usilnie jej poszukujemy?

Bo przytłacza nas proza życia. Proszę spojrzeć: nogami stoimy na ziemi, głową jesteśmy w chmurach, a brzuch jest w środku i tam znajduje się cała nasza maszyneria, nad którą jest serce. Uczucia są w brzuchu, ale to serce jest takie metaforyczne, uznane za miejsce miłości, dodające nam energii. Miłość na liście ludzkich potrzeb stoi bardzo wysoko, choć nie jest wcale podstawowa. Bardziej podstawowe są potrzeby przeżycia, fizjologiczno-bytowe czy przynależności, żeby człowiek wiedział, kim jest i skąd się wziął. Jeżeli dziecko od początku dostaje uwagę i troskę łączące się z miłością, to jest to najlepszy posag dla niego na przyszłość. Żaden majątek i nazwisko nie dają tego, co mądrze kochający dom. A jak tego nie było, to się za tym później straszliwie tęskni.

Olga Majrowska

Czy miłości na każdym etapie życia można się nauczyć, tak jak na przykład śpiewania?

Oczywiście. Mój mąż, który fałszował, nauczył się śpiewać, bo się zawziął. Czasem słuchamy razem lekkich coverów jazzowych, bo je lubi, ale na moje koncerty nie chodzi. Płyty pochwala, powiedział, że owszem, są piękne, ale zdziwił się, że powstały, i nie jest moim fanem.

Kiedyś mówiła Pani, że nigdy nie wyjdzie za mąż…

Nie chciałam nigdy wychodzić za mąż, bo po co. Pierwszy raz wyszłam za mąż tylko dlatego, że mogliśmy dostać trzy pokoje, bo mąż był dziennikarzem, a w socjalizmie to się liczyło. To był ważny powód. A drugi raz wyszłam za mąż w covidzie, bo gdyby coś się stało, a jesteśmy ze sobą bardzo długo, to tej drugiej osobie bez tego papierka nie pozwoliliby nawet na odwiedziny w szpitalu, zwłaszcza że inaczej się nazywamy, bo zawsze trwałam przy panieńskim nazwisku. A właściwie tatusiowym.

Olga Majrowska

Mąż też jest psychologiem?

Kompletnie nie, jego domeną jest ekonomia i socjologia.

Słowem, same przeciwieństwa…

Jedna strona jest otwarta, a druga, tak jak mój mąż – introwertyczna i lubi być sama. Mąż bardzo dużo czyta. Wspiera mnie, zajmuje się naszym cudownym domem w Kazimierzu nad Wisłą, więc mam to zupełnie z głowy. Ale żeby gdzieś wyjechać, to nie. Nie chodzi ze mną na gale. Ogląda kino w domu, po prostu introwertyk.

Reklama

Nowa VIVA!, w której przeczytasz cały wywiad z pisarką, już w sprzedaży.

Dorota Szulc
Reklama
Reklama
Reklama