Reklama

Jeden z najlepszych polskich aktorów. Na siedem lat zniknął z ekranu, bo nie dostał żadnej propozycji, która by go zachwyciła. Powraca w wielkiej roli tytułowego „Pana T” w reż. Marcina Krzyształowicza. „Jest magnetyczny” - można przeczytać w recenzjach - „nie sposób oderwać od niego oczu”. Tylko Beacie Nowickiej w dowcipnej rozmowie opowiedział o tym, jak klepał biedę, jak uciekali mu klienci, kiedy kelnerował, co sądzi o mediach społecznościowych i jak wychowuje swoich jedenastoletnich bliźniaków Jana i Franciszka.

Reklama

Zdziwiłeś się, kiedy przypomniałam, że widzieliśmy się osiem lat temu. Że lata tak szybko mijają. Jak działa Twoja pamięć?

Podobno na starość pamięć długotrwała jest ok, a ta „tu i teraz” jest słaba. Jeśli nie zapiszę sobie, co mam do zrobienia danego dnia, zdarza się, że o tym zapominam. Nie umiem tego zrobić w telefonie. Nawet jak już coś nastawię, to mi przypomni za miesiąc albo wcale. Ale mam ołóweczek...

… notesik?

Karteczki samoprzylepne.

Ale jak je przylepisz nie tam, gdzie trzeba, to też nie zadziałają.

Zawsze przyklejam na stole albo na drzwiach wejściowych, więc muszę je zobaczyć.

Pewnie jesteś łatwym obiektem żartów w rodzinie.

Nie tylko w rodzinie, również wśród znajomych, oni trochę myślą, że to jest moja fanaberia. A tak nie jest. Ja po prostu nie umiem obsługiwać tych aplikacji. Ilość czasu i energii, jaką pochłania mi zaplanowanie czegoś w telefonie czy na komputerze jest nieadekwatna do napisania kilku wyrazów na kartce. Zanim coś uruchomię, mam sześćdziesiąt razy zapisane. Tak samo jest ze zmywarkami do naczyń. W kuchni stoi zmywarka, która nie została włączona przeze mnie ani razu, dlatego, że jak mam wyrzucić resztki do kosza, przemyć, załadować, włożyć kapsułkę... to ja już mam wymyte wszystkie talerze z kolacji. Więc po cholerę mi to? A jeszcze potem zmywarka robi takie wu, wu, wu przez półtorej godziny. Co prawda naczynia są lepiej wykąpane, no, ale trudno. Cóż mam powiedzieć? Jestem niedostosowany.

Żeby przeżyć remontowałeś domy, handlowałeś patelniami, kopałeś rowy, byłeś kierowcą ciężarówki, ale głównie kelnerowałeś.

Wydawało mi się, że to jest naturalna droga każdego aktora. I że to jest przejściowe. Chyba przeczytałem za dużo biografii amerykańskich aktorów i twórców wszelkiej maści. No, ale Polska lat 90-tych nie była Ameryką. Trochę czasu mi zajęło, żeby się o tym przekonać.

Co dotkliwie zapamiętałeś?

Ucieczki klientów, jak byłem kelnerem. To jest bardzo nieprzyjemna rzecz. Musiałem pokrywać rachunki z własnej kieszeni, wszystkie napiwki jakie miałem na to szły. A często jeszcze dopłacałem z pensji. Ale wierzyłem, że gdzieś tam jest to, co nazywam marzeniem, z czego nie wolno rezygnować. Bo jak się rezygnuje z marzeń, to jest śmierć.

Byłeś na skraju załamania?

Nigdy. Częściej ze strony rodziny słyszałem delikatne sugestie: „No słuchaj, ale to już jest kolejny rok, może trzeba byłoby zacząć myśleć o czymś innym?”. A ja, że nie, że nie mam takiego poczucia. I oni się na to zgadzali, za co im jestem bardzo wdzięczny, bo u mnie w domu nigdy nie było jakiejkolwiek presji. Stwierdzili, że to jest moje życie i ja ponosiłem tego konsekwencje.

Jakie?

Nie miałem pieniędzy. Najnormalniej w świecie nie miałem za co żyć.

Rodzice Ci pomagali?

No skąd, nie wiedzieli o tym. To był mój wybór, na Boga! Noszę portki, więc odpowiadam za swoje życie. Były takie momenty, że faktycznie nie miałem za co jeść. Pamiętam, mieszkałem jakiś czas u znajomej, podkradałem jej jedną kromkę chleba dziennie i posypywałem nesquickiem. Jak po dwudziestu latach opowiedziałem o tym mojej mamie, omal nie zemdlała.

Wierzyłeś, że Ci się uda?

Ale ja w ogóle nie wiem, czy mi się udało? Bo co mi się udało? Chyba to, że mam tyle lat ile mam i żyję, bo różnie bywa z naszymi rówieśnikami. Coraz szybciej odchodzą z tej planety. Częściej chodzi się na pogrzeby niż wesela.

Zawsze byłeś zdystansowany do świata. Egzystujesz na własnych warunkach.

Posiadanie w Polsce własnego zdania sprawia, że jest jesteś postrzegany jako trudny, dziwny. A wszędzie na świecie bardzo to cenią.

Żyjemy w czasach, kiedy większość z nas prowadzi wirtualne życie w mediach społecznościowych.

Ja tego kompletnie nie rozumiem. Faceci w slipach w toalecie prężą muskuły, dziewczyna siedzi na sedesie i robi dzióbek, żeby wysłać informację światu, że ma nowy kostium...Tylko po co?! Kiedy coś takiego widzę w internecie, mogę tylko zasromać się i powiedzieć, że świat oszalał. Widziałaś tak zwaną Wenus z fejsa, która trzyma kij od komórki i robi zdjęcie swojego tyłka. To jest piekło.

Nie pompujesz własnej próżności?

Nie mam takiej potrzeby. Każdy człowiek ma swój mózg, cały czas w to wierzę. Czasami słyszę: „Bo ludzie tego potrzebują”. Ale przepraszam bardzo, narkoman potrzebuje narkotyków, czy to znaczy, że trzeba mu dawać amfetaminę? Jeśli dziecko chce napić się wódki, to znaczy, że trzeba mu tej wódki nalać? Uważam, że nie. To jest tak proste. Urżnięta łapa z kciukiem do góry- to jest fajne? Co ci da lajk w komputerze jak cię w życiu nikt nie lubi?

Jak tłumaczysz to swoim synom?

Bardzo się staram. Ale też uważam, że diabeł nie tkwi ani w laptopie, ani w telefonie komórkowym, tylko w tym jak człowiek postrzega świat, jak jest wychowywany, jakie widzi kierunki, jakie ma relacje z bliskimi ludźmi. To są ważne rzeczy. Dostrzegam, że internet jest gigantycznym medium, które zrewolucjonizowało naszą planetę. Nasze dzieci w to wchodzą i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Ja strzelałem z procy do butelek, a oni grają w gry.

Pozwalasz?

Tak, ale z limitowanym czasem. To jest ich gęsie pióro, ich stalówka, ich długopis. Nie ma sensu z tym walczyć. Kiedyś będziemy mieli telefony wszczepione pod skórę palców i tak będziemy rozmawiać. Nie mówię im, że mają żyć przy lampie naftowej, ale trzeba nazywać rzeczy, które niosą zagrożenie. Ze wszystkim trzeba uważać. Uzależnienie jest wbudowane w naszą naturę.

Reklama

Cały wywiad z Pawłem Wilczakiem w nowej VIVIE! od 27 grudnia w kioskach!

Mateusz Stankiewicz/ SameSame
Zdjęcia Magdalena Łuniewska/buku team
Reklama
Reklama
Reklama