„Nasi synowie widzą, że się szanujemy, że nie rzucamy się sobie do gardeł”
Paulina Smaszcz-Kurzajewska o nowym etapie życia
- Beata Nowicka
W ciągu ubiegłego roku życie wystawiło ją na okrutną próbę: ciężko zachorowała, mogła zostać sparaliżowana, wciąż się rehabilituje, straciła pracę, zmarł jej tato i dwie bliskie przyjaciółki. Kiedy zebrała siły, żeby ruszyć do przodu… musiała zmierzyć się z rozwodem po 23 latach małżeństwa. W mocnej i przejmującej rozmowie Paulina Smaszcz-Kurzajewska odpowiada Beacie Nowickiej na trudne pytania i tłumaczy, dlaczego się nie podda.
Przeżyliście razem 25 lat. Przyszła Ci do głowy myśl, żeby to zostawić tak, jak jest? Byleby trwało.
Nie. Ponieważ to nie byłoby życie, tylko wegetacja. Ja i Maciek zasługujemy na dobre, szczęśliwe, spełnione życie i relacje. Mamy dopiero 46 lat. Jesteśmy w połowie biegu życia.
Ty powiedziałaś synom czy Maciek odbył z nimi męską rozmowę?
Razem powiedzieliśmy. Franek, nasz starszy syn pomógł nam przekazać to młodszemu. Niesamowite, jakie dzieci są mądre. Przyjęły to ze spokojem, tylko zapytały: „Powiedzcie jak teraz będzie?”. Mija już kilka miesięcy, a Julek mówi: „Wiesz mamo, właściwie dla mnie nic się nie zmieniło. Jak tata wyjeżdżał to ty byłaś, jak ty wyjeżdżałaś, był tata. Wciąż jest tak samo”. Poza tym, chodzimy razem na obiady, normalnie rozmawiamy, dzielimy się opieką na Julkiem. Nasi synowie widzą, że się szanujemy, akceptujemy sytuację, że nie rzucamy się sobie do gardeł. W całej tej sytuacji to nasi synowie są najważniejsi.
Próbujesz ich jakoś chronić?
Nie obciążam dzieci, ale nie kłamię. Zawsze powtarzam: „Jak płaczesz, nie mów, że masz alergię, powiedz: „Jestem smutna, jest mi źle, mam do tego prawo”. Moi studenci przyznali się kiedyś na zajęciach, że nauczyli się żyć z maską, bo kiedy rodzicie pytają: „Jak dzisiaj było?”, wolą usłyszeć: „Super, fajnie!”, wtedy czują się usatysfakcjonowani. A potem ci młodzi ludzie wchodzą do swojego pokoju i tam mogą być sobą. Nie muszą udawać, kłamać, chować emocji. Mam prawo pokazać moim synom, że jestem sfrustrowana i wściekła, ale jak trzeba mam w sobie tonę miłości i czułości oraz dwie tony cierpliwości.
„Mam 46 lat, jestem w zajebistym wieku, wreszcie wiem, czego chcę” - to Twoje słowa. Pomyślałam wtedy, że takich kobiet się nie porzuca.
W Polsce jest przyzwolenie społeczne na to, że dojrzałą czy starą kobietę można porzucić byle jak, byle gdzie i z byle powodu. I nikt przeciwko temu się nie buntuje. Nikt nie krytykuje tego faceta. Mam takie obserwacje, że nie ważne co zrobi mężczyzna, czy bije swoją żoną, czy ją zdradza, on może czuć się bezkarny. Społeczeństwo mu wybaczy. Spada, ale za chwilę się odbija i znów kroczy z podniesioną głową. Wchodzi w nowy związek i wszyscy się zachwycają, jaką ma miłą i młodą narzeczoną. Kobiecie nie wolno mieć młodszego faceta, bo od razu usłyszy: „Co on w niej widzi, przecież to stare pudło!”. Nie może mieć też starszego faceta, bo wtedy „na pewno poleciała na jego kasę, zdzira!”. Ale facet może wszystko. Zobacz jakie jest niewiarygodne uwielbienie mężczyzn w naszym społeczeństwie. Kochamy drani, łobuzów, cwaniaków, buntowników, a kobieta jest lubiana kiedy jest cicha, pokorna, miła, ładniutka, nijaka.
To prawda.
Nie walczę z facetami, uważam, że są ważni w naszym życiu. Szalenie ważni! Tylko my zapominamy jak ważne musimy być same dla siebie. Kiedy ludzie dowiadują się o takiej sytuacji, jak moja, każdy ma dla ciebie milion rad. Każdy ci mówi co powinnaś zrobić, jak się zachować, co powiedzieć. Ale ja nikogo nie proszę o radę. Ludzie układają mi na nowo życie, a ja nie mam siły oddychać. Boli mnie samo oddychanie (milczenie).
Najgłupsza „pociecha” jaką usłyszałaś?
„Jesteś młoda, atrakcyjna, jeszcze sobie znajdziesz nowego faceta”. Do jasnej cholery, posiadanie „nowego faceta” nie jest dla mnie priorytetem! Czy posiadanie faceta jest wyznacznikiem szczęścia dla kobiety? Nie, absolutnie nie. Seks jest wszędzie, miłości nie ma nigdzie. Ludzie prześcigają się w ocenach czyja to wina, wyrażają sądy, opinie, pojawia się hejt. Ale pytam- jakim prawem? Żyjemy pod ostrzałem ocen i krytykanctwa: w pracy, w domu, w szkole, na ulicy. Wszyscy na wszystkim się znają i każdy zrobiłby wszystko lepiej. Uważamy, że mamy dar do recenzowania innych ludzi, bezlitośnie ich szufladkujemy, mądrząc się na ich temat, a w ogóle ich nie znając. Jako społeczeństwo przyznaliśmy sobie prawo do oceniania. Otóż, nie mamy takiego prawa, nikt nam go nie dał i nie da.