Otylia Jędrzejczak opowiedziała nam o relacji z partnerem!
„Jako tata Paweł spełnia się rewelacyjnie. Jest taki opiekuńczy”
Jest szczęśliwą mamą i partnerką. Otylia Jędrzejczak po raz pierwszy opowiedziała nam o swoim ukochanym! Jakim jest ojcem? W jakich okolicznościach się poznali? O wszystkim sportsmenka opowiedziała w wywiadzie VIVY! Krystynie Pytlakowskiej!
Otylia Jędrzejczak o miłości i partnerze
To podniosła chwila, gdy mówisz partnerowi, że będziecie mieli dziecko?
To było bardzo śmieszne. Rozmawialiśmy przez telefon, trochę się spieraliśmy, a Paweł mówi: „Co jesteś taka nerwowa? Okres masz czy co?”. A ja na to: „No właśnie nie mam”. I tak się dowiedział.
Ucieszył się?
Bardzo. Był już na tę wiadomość gotowy. Zawsze mówiłam, że chcę mieć troje dzieci. I żeby różnica wieku pomiędzy nimi była do trzech lat. Tak, żeby to pierwsze dziecko więcej rozumiało i nie czuło się odrzucone, kiedy przyjdzie na świat drugie. Z Marceliną tak właśnie jest. Ma dwa i pół roku i bardzo dużo rozumie. Zresztą przygotowaliśmy ją z Pawłem na to, że będzie miała brata. Czekała więc na niego z niecierpliwością. A teraz jest niesamowicie opiekuńcza. Moja mama mówi, że ja byłam taka sama. Może dziewczynki w ogóle takie są?
(...)
Wiedziałam, że mogę poznać uroki macierzyństwa tylko wtedy, gdy znajdę osobę, która pomoże mi przejść te wszystkie etapy. Z którą będziemy razem i która podejmie wraz ze mną trud rodzicielski.
Paweł to właśnie ten mężczyzna?
Tak, jest opiekuńczy, ale także bardzo zorganizowany. Paweł poznał mnie, gdy już nie pływałam, inaczej patrzyłam na życie, byłam bardziej otwarta, nie tylko skupiona na treningu. Tworzyłam już projekty dla dzieci i młodzieży, spełniałam się w tej roli. Paweł zaczął mnie w tym wspierać, bo sam pracował z dziećmi, przede wszystkim prowadząc drużynę koszykówki. Poznając mnie, dowiedział się, że lubię mieć wyznaczony cel i lubię być we wszystkim najlepsza. Gdy dobrze się poznaliśmy, decyzja o dziecku nie była trudna. Choć Paweł dłużej do decyzji o byciu tatą dojrzewał, to ostatecznie mamy dwójkę wspaniałych dzieci.
(...)
Nie bałaś się zmiany w życiu, którą niesie macierzyństwo?
Nie. Nigdy w kontekście macierzyństwa nie myślałam z obawą, wręcz przeciwnie, towarzyszyła mi radość. Byłam już gotowa, już bardzo tego chciałam. Czułam, że będzie dobrze. Problemem początkowo było tylko, w którym mieście zamieszkamy, ponieważ ja miałam wszystko ułożone w Warszawie, a Paweł w Krakowie. Czas spokojnie pozwolił nam podjąć decyzję najlepszą dla rodziny. Choć ja, będąc nauczona życia na walizkach, nie przywiązuję się do jednego miejsca, bo wiem, że najważniejsze, by mieć obok siebie osoby, które kocham. A tak jest dzisiaj.
Chyba nie mogłabyś się związać z mężczyzną, który w ogóle nie zajmuje się sportem?
Na pewno, ktoś związany ze sportem lepiej rozumie osobę, która tym sportem jest przesiąknięta, a konkretniej mówiąc, jej emocje, waleczność, wytrwałość i upór. Ktoś, kto nigdy nie zasmakował rywalizacji w sporcie, musiałby nauczyć się do mnie cierpliwości. Przed ważnymi zawodami potrafiłam w ogóle nie odzywać się do partnera. Skupiałam się wyłącznie na sobie i na treningach. Naprawdę trzeba było mi wiele wybaczać. Trudno jest pogodzić bycie z kimś i treningi sportowe. Ale teraz sytuacja jest o wiele prostsza, bo nie muszę dzielić siebie między dzieci, partnera i pływanie.
(...)
No i chyba ważne, że nie pomyliłaś się w wyborze ojca dla swoich dzieci.
Jako tata Paweł spełnia się rewelacyjnie. Tego się właśnie spodziewałam. Nie zaskoczyło mnie, że jest taki opiekuńczy. A córeczka jest jego oczkiem w głowie. Paweł spędza z nią wiele czasu.
No dobrze, jest świetnym ojcem, ale czy równie dobrym partnerem jako mężczyzna?
Bardzo się różnimy, mamy zupełnie inne charaktery, ale chyba to nas do siebie przyciąga. Nawet jak się pokłócimy, po 15 minutach już łagodzimy sytuację.
O co się kłócicie?
Wiadomo, o drobiazgi. Nawet nie warto ich pamiętać. Natomiast bardzo lubimy iść z naszymi dziećmi na spacer. Paweł wtedy zajmuje się Marceliną, a ja Grzesiem. Albo odwrotnie. Dzisiaj na przykład we dwie grałyśmy w piłkę, a gdy Grześ usnął, we trójkę z Pawłem. Jednak chyba najfajniejsze są te chwile, gdy rano karmię synka, a Marcelina wchodzi do naszej sypialni, wspina się do naszego łóżka i daje bratu buziaka, po czym przytula się do taty i tak leżymy we czwórkę. Dla takich chwil warto żyć.
(...)
A Ty czego chciałabyś jeszcze od życia?
Żeby już nic złego się nie wydarzyło. Miejmy nadzieję, że wyczerpałam już limit złych rzeczy. Ale nie chcę też od życia spokoju, bo lubię, gdy się coś dzieje. Chciałabym tylko, żeby moje dzieci były zadowolone i szczęśliwe, żeby wiedziały, że zawsze mają we mnie oparcie. Ale gdy mnie ktoś pyta, czy osiągnęłam taki sukces, jakiego pragnęłam, powtarzam, że nie. Że pełny sukces będzie wtedy, gdy usiądę w bujanym fotelu, a wokół mnie będą biegały moje wnuki. I tak sobie właśnie wyobrażam swoją przyszłość.