Reklama

Wczoraj dotarła do nas druzgocąca wiadomość o śmierci Krzysztofa Respondka. Aktor i artysta kabaretowy przeszedł dziewiętnastego grudnia zawał. Medycy – mimo niewielkich szans powodzenia – trzy dni ratowali jego życie. Niestety ostatecznie zmarł. Przyjaciółki ulubieńca publiczności opowiedziały o jego ostatnich chwilach. Nic nie wskazywało, że wydarzy się taka tragedia.

Reklama

Krzysztof Respondek przed śmiercią – wspomnienia bliskich

To był dzień jak każdy inny. Kabareciarz witał się ze wszystkimi w doskonałym nastroju. Chwilę potem wystąpił na jednej z imprez i wrócił do domu. Beata Harasimowicz – przyjaciółka Krzysztof Respondka – opowiedziała Faktowi, co działo się w ostatnich 3 dobach jego życia. „Trzy dni temu Krzysztof Respondek występował dla górników na wigilijnej imprezie. Nic nie zwiastowało tragedii. Niestety jak udało nam się dowiedzieć, wieczorem po powrocie do domu kabareciarz źle się poczuł. Jego żona wezwała pogotowie. Okazało się, że Respondek miał zawał”, czytamy.

Już chwilę później medycy dotarli na miejsce zdarzenia. „Niestety w karetce nastąpił kryzys i zaczęła się reanimacja, która trwała prawie godzinę. Potem Krzyś trafił od razu na stół operacyjny. To była bardzo skomplikowana operacja w klinice Religi w Zabrzu. Krzysztofowi wszczepiono bajpasy, operację przeżył, niestety potem okazało się, że mózg nie pracuje”, opowiadała dziennikowi reżyserka i producentka programów satyrycznych.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Mają wyjątkowe imiona, jedna z nich chciała iść w jego ślady. Krzysztof Respondek dbał o prywatność córek

Bliscy wierzyli do końca, że kabareciarza uda się uratować. „Gdy przeżył operację, byliśmy dobrej myśli. Widzieliśmy się z Krzysiem dopiero co, 15 listopada byliśmy na pogrzebie Krzyśka Jaślara i rozmawialiśmy, że życie jest kruche i trzeba ładnie i fajnie żyć. On się na nic nie skarżył. Prowadził zdrowe życie, nie pił, nie palił, grał w tenisa. Jestem w szoku, całe środowisko jest w szoku. Łączę się w bólu z Kasią ich córkami, z Krzysiem Hanke, który traktował go jak brata”...

Joanna Bartel o Krzysztofie Respondku. Ich ostatnie spotkanie

Znacznie mniej nadziei na uratowanie kolegi miała w sobie Joanna Bartel, która zasięgnęła opinii jednego z lekarzy. To on odebrał jej złudzenia, że człowiek po zawale z tak rozległymi jego konsekwencjami, będzie mógł wrócić do życia… „Nie jestem zaskoczona tym, co się stało, ale człowiek łudził się, że ta historia zakończy się inaczej. Jestem mocno poruszona jego odejściem. Dwa dni temu grałam za niego zastępstwo i wiedziałam o całej sytuacji. Wszyscy byliśmy w nadziei, że on z tego wyjdzie. Ale jak występowaliśmy wtedy dla medyków, rozmawiałam z pewnym panem profesorem na jego temat i on mi powiedział tak: "Pani Joanno, tam nie ma nadziei. On nie uciągnie. Wy się łudzicie, ale tam nie ma nadziei", opowiedziała w Plotku.

Joanna Bartel, 2018 rok

MIECZYSLAW WLODARSKI/REPORTER

Chwilę wcześniej pani Joanna i pan Krzysztof mieli okazję wracać razem z jednego z występów. Podczas 5 godzin podróży rozmawiali po raz ostatni… „Odbyliśmy fantastyczną rozmowę, bo dawno nie było okazji, by tak długo porozmawiać. Zastała nas śnieżyca, byliśmy sami w samochodzie i z pięć godzin ciągle gadaliśmy. Magia. Tak nam się fajnie rozmawiało... Namawiał mnie do wielu rzeczy, np. do tournee w Niemczech, do którego nie czuję się na siłach. Rozmawialiśmy też o tym, jaki ten zawód jest straszny. Mama mi umierała, człowiek musiał występować. Tata mi umierał i człowiek musiał grać. On to doskonale rozumiał”, mówi dziś aktorka.

ZOBACZ TEŻ: Krzysztof Respondek poznał żonę jeszcze w szkole. Pomogła mu zdać maturę, wiele jej zawdzięczał

Gdy wiedziała, że walczy o życie, chciała dodać mu otuchy. „Chciałam mu dzisiaj napisać SMS, że wszyscy go kochamy i trzymamy za niego kciuki. By walczył, bo jest naszym dobrem narodowym. Nie zdążyłam niestety. Jest mi ogromnie przykro”, podsumowała Joanna Bartel.

Reklama

Wszystkim na trudno pogodzić się z tą przedwczesną śmiercią…

Bartosz Krupa/East News
PIOTR FOTEK/REPORTER
Reklama
Reklama
Reklama