PODRÓŻE VIVY!: Między pustynią a morzem. Oman wciąż nieodkryty kraj niczym z „Baśni 1001 nocy”
- ANNA JANOWSKA
1 z 8
Zachwycające, piaszczyste i puste plaże, na których jedynym towarzystwem będą żółwie. Pustynna suchość na północy, kokosowe palmy na południu. Kadzidłowce, z których pochodzi słynna żywica olibanum i pełne wonnych przypraw bazary. Oman to wciąż nieodkryty kraj niczym z „Baśni 1001 nocy”.
Czym jeszcze zaskakuje? Sprawdźcie to w naszej galerii!
Zobacz też: Wybrano miasta, które trzeba odwiedzić 2018 roku! Wiemy, gdzie warto pojechać - Sewilla, Oslo, Hamburg i...
Polecamy też: Urlop idealny? Oto 6 wyjątkowych miejsc, gdzie jesienią i zimą pogoda jest gwarantowana!
2 z 8
Żółwice wychodzą z oceanu pod osłoną nocy. Mozolnie suną po piasku na płetwach nie stworzonych przecież do chodzenia. Zatrzymują się zdziwione ciężarem swojego ciała, w wodzie lekkiego niczym piórko. Do Ras al-Jinz, na najbardziej na wschód wysuniętym czubku Półwyspu Arabskiego, przywiódł je zew natury, każąc im złożyć jaja na plaży, na której same się wykluły. Omańczycy mawiają, że trafiły tu, bo zapamiętały zapach piasku. Naukowcy dopowiadają, że pomógł im w tym magnetyzm ziemi. W Ras al-Jinz czeka na nie miękki piasek otoczony przez poszarpane, przypominające sękacz klify. I bezpieczeństwo, bo sułtan Kabus ibn Said utworzył tu długi na 40 kilometrów Rezerwat Żółwi. A jest co chronić, bo w Omanie występuje ich aż pięć gatunków.
Ciągnąca się na długości około 1200 kilometrów pustynia Rub al Khali to największy na świecie obszar w całości pokryty piaskiem.
Polecamy też: Urlop idealny? Oto 6 wyjątkowych miejsc, gdzie jesienią i zimą pogoda jest gwarantowana!
3 z 8
Noc wielkiej żółwicy
Nocą do parku można wejść tylko z przewodnikiem. Limit to 100 osób podzielonych na małe grupy. Rangersi, którzy patrolują plażę, co 15 minut składają raport. Ruszamy zaspani, idąc pod gwiazdami, które widać tu tak mocno, jak to bywa tylko na pustyni.
Na plaży niemal co krok czekają „zasadzki” z gniazd wykopanych wcześniej przez żółwice. Jest ciemno, a drogi nie wolno oświetlać latarką, żeby nie wystraszyć samic. Podchodzimy bliżej do kształtu, który wydaje się być żółwiem. Potężna samica wygląda, jakby pływała po plaży, gdy machając płetwami, zasypuje jamę, do której przed chwilą złożyła jajka przypominające piłeczki pingpongowe. W końcu mozolnie wygrzebuje się z piaskowych okopów i sunie do oceanu.
Wadi Shab – jeden z pustynnych kanionów, wadi, które w czasie deszczów wypełniają się wodą, tworząc baseny i wartkie rzeki.
Zobacz też: Wybrano miasta, które trzeba odwiedzić 2018 roku! Wiemy, gdzie warto pojechać - Sewilla, Oslo, Hamburg i...
4 z 8
Turkusowy bezkres
Ledwie żółwica znika wśród fal, wschodzi słońce. Wyskakuje z wody jak pomarańczowa piłka i nadaje złoty kolor potarganym przez wiatr klifom i przybrzeżnym skałom. Za 10 tygodni zaroi się tu od maleńkich żółwików nieporadnie biegnących w stronę oceanu.
Chciałabym to zobaczyć. A tymczasem jadę już dalej na południe wzdłuż wybrzeża Omanu. Przede mną turkusowy bezkres i piaszczyste długie plaże, na których poza nielicznymi rybakami nie spotykam nikogo. Dzięki strategicznemu położeniu, prastarym portom i utalentowanym konstruktorom łodzi Omańczycy – choć mieszkają w kraju, którego 80 procent stanowi pustynia – od wieków byli nazywani ludem morza. Swego czasu kontrolowali nawet większość szlaków handlowych tej części Oceanu Indyjskiego, nadzorując handel przyprawami, niewolnikami czy jedwabiem.
Czas postu – ramadan – kończy się świętem Eid, podczas którego odbywają się tradycyjne wyścigi wielbłądów.
5 z 8
Jeszcze do niedawna z północy na południe Omanu łatwiej było przepłynąć, niż dostać się drogą lądową. Dopiero obecny sułtan Kabus, władający od 1970 roku, zaczął oplatać kraj siecią autostrad. Gdy przejmował władzę (po zamachu stanu na własnego konserwatywnego ojca), dróg asfaltowych w Omanie było zaledwie… 10 kilometrów! Dziś dotarła tu nowoczesność. Ze stolicy kraju Maskatu prowadzi prosta jak strzała, licząca ponad 1000 kilometrów autostrada na południe – do Salala. To tak daleko, że po drodze zmienia się nawet klimat – z pustynnego na subtropikalny. Bo o ile północ Omanu jest sucha jak pieprz, to w Salala w górę strzelają pióropusze palm kokosowych, rosną papaje, bananowce, a w powietrzu czuć wilgoć. Wszystko dzięki docierającym znad Oceanu Indyjskiego monsunom. Pora deszczowa nazywana jest tu karif (czyli jesień) i trwa od lipca do sierpnia. Już po pierwszych kroplach ziemia, na co dzień bura i piaskowa, ożywa i pokrywa się bujną zielenią. Dzięki sezonowym deszczom handlarze mogą rozstawić stragany z owocami i kokosami prosto z drzewa wzdłuż nadmorskiej drogi, w Salali. Sprzedawca zaraz po przyjęciu jednego riala (równowartość 9 zł) otwiera orzech maczetą. Wysiorbuję przez słomkę ożywczą niczym izotonik wodę i oddaję skorupę mężczyźnie. Ten rozłupuje ją, zgrabnym ruchem metalowej łyżki wydłubuje biały miąższ i podaje mi go w plastikowej siateczce. Idealny posiłek na upalne dni.
Żółwie przy rafie koralowej w rezerwacie na wyspie Dimaniyat.
6 z 8
Kupuję kilka owoców i idę na plażę. Jest piaszczysta, długa, niekończąca się wręcz i niemal pusta. Bo Oman dopiero niedawno pojawił się na turystycznej mapie. Nie ma tu jeszcze wielkich hoteli. A wystarczy się oddalić nieco na północ od Salala, by na pustych plażach, poza żółwiami nocą i zabłąkanymi kozami w dzień, nie spotkać zupełnie nikogo. Przez całą moją podróż po Omanie towarzyszy mi dziwne wrażenie pustki. Bo to kraj wielkością porównywalny do Polski… a zamieszkany zaledwie przez cztery miliony ludzi. Nigdzie więc nie ma tłumów. No, może poza Maskatem, który – jak to stolica – tętni życiem czy sukami (czyli targami) w miastach.
Ten w Salali zamyka się na najgorętszą część dnia. Do godziny 16.30 trwa sjesta, ale stragany nie są nawet zapięte na kłódki, tylko przykryte materiałem lub zagrodzone sznurkiem. Ruch zaczyna się na dobre po zapadnięciu zmroku. Szewcy wystawiają na chodnik potężne stalowe kopyta, zwoje skóry, zelówki i kleje. Krawcy zarzucają na szyję żółte centymetry, gotowi uszyć na zamówienie długie, białe męskie szaty – diszdasze czy czarne kobiece – abaje. Wokół piętrzą się stosy suszonych daktyli i przypraw. Dalej połyskują mosiężne dzbanki do kawy z długim i wygiętym dzióbkiem. I biżuteria bogato okraszona kamieniami. A wszystko to spowija dym kadzidła. Skąd ten zapach? Sprzedawcy na rozżarzone węgle kładą wyglądające niczym matowy bursztyn kawałki żywicy. Po chwili pachnie kościołem, bo to to samo kadzidło, które do Betlejem zawiózł jeden z mędrców ze Wschodu.
Oman to dziś nowoczesne państwo. Trudno uwierzyć, że jeszcze w 1970 roku było tam zaledwie 10 kilometrów dróg. Na zdjęciu widok na miasto Sur.
Zobacz też: Wybrano miasta, które trzeba odwiedzić 2018 roku! Wiemy, gdzie warto pojechać - Sewilla, Oslo, Hamburg i...
7 z 8
Szlakiem kadzidła
Zaintrygowana postanawiam podążyć szlakiem kadzidła. Jadę do słynącej z ponad tysiąca okazów kadzidłowców doliny Wadi Dawkah. Te niezwykłe drzewa rosną tam, gdzie niewiele innych roślin potrafi przetrwać. Na piachu, na kamieniach, wśród pustyni. Ich kora jest cienka niczym pergamin, a gdy się ją natnie lub nawet zadrapie paznokciem, z rany zaczynają się sączyć wyglądające niczym łzy krople. To właśnie jest kadzidło. Po arabsku nazywa się lubbān, chociaż jego popularniejsza nazwa to olibanum, nadana mu jeszcze w czasach Cesarstwa Rzymskiego. Ma ono wiele zastosowań od perfumiarskich po zdrowotne, ale chyba najważniejszym wciąż jest to rytualne, oczyszczające. W Omanie kadzidłem okadza się też ubrania, by ładnie pachniały, oraz dom, żeby odstraszyć komary. I zawsze, ale to zawsze zapala się je przed przybyciem gości. Bo to znak serdeczności i ciepłego powitania. A dla Omańczyków gościnność to punkt honoru.
Omańczycy od wieków słyną jako doskonali budowniczowie łodzi.
Zobacz też: Wybrano miasta, które trzeba odwiedzić 2018 roku! Wiemy, gdzie warto pojechać - Sewilla, Oslo, Hamburg i...
8 z 8
Suki, czyli targi, w miastach tętnią życiem i kuszą bogactwem kolorów i zapachów.
Zobacz też: Wybrano miasta, które trzeba odwiedzić 2018 roku! Wiemy, gdzie warto pojechać - Sewilla, Oslo, Hamburg i...