Reklama

O ponownym macierzyństwie po długiej przerwie mówi: „drugie okrążenie”. I że pozwoliła sobie wejść „do tej samej kałuży z pełną premedytacją”. Kiedy urodziła Sonię, miała 25 lat. Teraz ma 41 i ma poczucie, jakby ten pierwszy raz zdarzył się w poprzednim tysiącleciu. Odeta Moro w szczerej, bardzo kobiecej rozmowie z Krystyną Pytlakowską.

Reklama

Mężczyźni też się boją. O to, czy zdołają utrzymać rodzinę, kolejne dziecko.

Chyba tak, ale kobiety już wiele wzięły na swoje barki. Od dawna nie tylko mężczyzna utrzymuje dom, dba o bezpieczeństwo.

A jednak zdecydowałaś się. Planowałaś ten drugi raz?

Planowałam, i to bardzo szybko, odkąd związałam życie z Konradem. Po urodzeniu Soni nie wiedziałam, czy będę chciała mieć kolejne dziecko. A potem musiało upłynąć bardzo dużo czasu, żeby wyjść z pewnego etapu życia i mieć odwagę wejść w nowy.

Wiem, Twoje małżeństwo z Michałem Figurskim przypominało jazdę awaryjną kolejką linową nad przepaścią. Wyszłaś z niego poraniona.

I zrażona do takich bliskich relacji. Ciężko mi było potem zaufać. Musiałam mieć pewność, że to drugie macierzyństwo będzie spokojne, poukładane, łagodne i radosne. Zresztą to chyba widać po moim synku (półroczny Lew siedzi obok nas w wózku i cały czas się uśmiecha). Spójrz na niego, rozumie, że rozmawiamy właśnie o nim, i przysłuchuje się z uwagą.

Czy on tak zawsze?

To dziecko, które prawie w ogóle nie płacze. Chociaż przygotowywałam się na to, że będę miała krótkie noce, a mój egoizm schowałam głęboko w sobie i zapomniałam, że mam jakieś potrzeby. Teraz już wiem, że to były obawy na wyrost… Mój syn przesypia wszystkie noce. Możemy leżeć razem na łóżku, a jemu wystarcza, że czuje mój dotyk. Tak jakby rozumiał, że w życiu najważniejsze jest, aby żyć. I dać żyć innym. Po prostu być. Tak właśnie myślałam, kiedy starałam się o drugie dziecko. Musiałam tylko mieć odwagę, żeby wsiąść na ten statek i popłynąć razem z prądem, bez buntu.

No i co z tą karierą? Przecież pracujesz. Właściwie nie zdążyłaś się nacieszyć swoim ponownym macierzyństwem, bo już po trzech tygodniach wróciłaś na antenę radiową.

Tak, bez ciśnienia i wyrzeczeń. Radio stało się treścią mojego życia, najciekawszym fragmentem pracy zawodowej, nie mogłam zamilknąć. Widzę, że i mój synek odczuwa luz, w jakim ja żyję. Udziela nam się wewnętrzny spokój. Im dłużej jestem jego matką, tym bardziej sobie uświadamiam, ile straciłam podczas dzieciństwa mojej córki. Ile przeżyliśmy niepotrzebnych nerwów. Przy drugim macierzyństwie tego nie ma.

A przy Soni było inaczej?

Sonię brałam pod pachę i biegłam do pracy. Jeździła ze mną po całej Polsce. Wtedy pracowałam w Warszawie, mieszkałam w Krakowie. Pokonywałam tę trasę tam i z powrotem. Sonia była szczęśliwa, bo ciągle się coś działo. A mnie brakowało wewnętrznego spokoju i przewidywalności każdego dnia.

Wtedy nie wiedziałaś, jaka zmiana Cię czeka.

Narzekałam, że nie mogłam umyć włosów, bo trudno to robić z dzieckiem na ręku, a wszystkie domowe obowiązki były nie do przebrnięcia. Przy drugim dziecku już wiedziałam, co będę miała do zrobienia, jak znajdę na to czas i przestrzeń, żeby o wszystko zadbać i nie zapominać o sobie.

(...)

Coś Cię w tej nowej roli zaskoczyło?

Najbardziej chyba to, że tak bardzo mi się to podoba i że ta cała sytuacja napełnia mnie euforią. Mówię: „Lewciu, syneczku, jak dobrze, że cię mam. Ale mama nie może zabrać ciebie do radia, bo byłoby słychać, jak się odzywasz. A na pewno będziesz w przyszłości bardzo rozmowny”.

Mówisz, że nie miałaś lęków. A nie zastanawiałaś się nad tym, czy dasz fizycznie radę opiekować się maluchem?

W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy nie jestem za stara. I czy wstawanie w nocy i ciągłe schylanie się nie sprawi, że wysiądzie mi kręgosłup. Gdybym teraz miała 30 lat, z pewnością stałabym się matką wielodzietną. Ale widzisz, to cena, jaką zapłaciłam za pierwszy związek, który był trudny. Zamknęłam jednak ten rozdział i nie chcę o nim opowiadać.

A jak Twoja córka przyjęła narodziny brata?

Sonia jest najlepszą siostrą na świecie. Długo nie mogła sobie wyobrazić, że nasza rodzina się powiększy. Kiedy pytałam ją, czego się spodziewała, odpowiadała: „Mamo, niech on się zmaterializuje. Muszę go najpierw zobaczyć, bo sama nie wiem”. Sonia mówiła, że będzie na pewno brzydki, podobny do ojca. Tymczasem urodził się podobny do niej, jak była malutka. Moja córka mówi teraz: „Mamo, on jest taki piękny, najpiękniejszy na świecie”. Gdy wraca ze szkoły, rzuca się na niego. Wyrywa mi go z rąk i się przytulają. On ją strasznie kocha. Kiedy się urodził, Sonia była chora i nie mogła go zobaczyć przez pierwsze dwa dni. Pobiegła więc szybko do lekarza, żeby dał jej jakieś skuteczne leki, bo tak bardzo chciała dotknąć i zobaczyć braciszka.

Reklama

Co jeszcze w nowej VIVIE! 5/2019

Joanna Przetakiewicz o genie optymizmu, życiowej odwadze, o tym, jak uwierzyć w siebie i zakochać się po pięćdziesiątce. Inspirujące i poruszając! Karl Lagerfeld: Genialny, wszechstronny czy bezwzględny i przeceniony? Odszedł człowiek, który przekraczał granice definicji. Odeta Moro z synem Lwem. „Musiałam mieć pewność, że to drugie macierzyństwo będzie spokojne, poukładane, łagodne i radosne”. Jan Wieczorkowski, specjalista od mocnych ról męskich kocha domowe zacisze i rozpieszczać synów. Oscary 2019: brak prowadzącego na gali, przewidywalni zwycięzcy, bez statuetek dla Polaków. Za to dużo hałasu wokół… domniemanego romansu Lady Gagi i Bradleya Coopera.

Mateusz Stankiewicz/Samesame
Marlena Bielińska/MOVE
Reklama
Reklama
Reklama