Monika Kuszyńska przerywa milczenie. Artystka gorzko o współpracy z Varius Manx
„Muszę wreszcie przewalczyć w sobie lęk, który mam”
Mam w sobie marzenie od dawna, żeby się przestać bać, po prostu”, mówi. Monika Kuszyńska zabrała głos w związku z aferą wokół Varius Manx. Gwiazda opowiedziała o współpracy z muzykami. W sieci pojawiło się wideo pt. „Już się nie boję”, na którym wokalistka rozmawia o przeszłości ze swoją siostrą, Martą Kuszyńską. Podkreśla, że do dziś nie poradziła sobie z niektórymi rzeczami. Mówi wprost, że okres współpracy z zespołem Varius Manx, a następnie wypadek, to był dla niej trudny czas, który bardzo ją naznaczył.
Monika Kuszyńska przerywa milczenie w sprawie Varius Manx
Nie była to dla niej łatwa rozmowa. Gdyby nie ostatnie wydarzenia pewnie nie zdecydowałaby się nagrać tego wideo. „Nigdy nie jestem gotowa, ale czuję, że po prostu muszę wreszcie przewalczyć w sobie lęk, który mam i skoro zaczęłaś coś takiego, to trzeba się z tym mierzyć”, zaczęła Monika Kuszyńska.
Kilka dni temu siostra artystki opublikowała w mediach społecznościowych wpis na temat zespołu. „Znęcanie psychiczne, molestowanie było na porządku dziennym”, pisała Marta Kuszyńska. Po jej wpisie grupa wydała oświadczenie.
Wokalistka przyznaje, że nie wiedziała nic o planach siostry. Poczuła, że została postawiona przed faktem, z którym powinna się zmierzyć. Kiedy przeczytała jej słowa dostała ataku paniki. Wtedy zrozumiała, że tkwi w niej silna trauma, boi się konfrontacji z przeszłością, ludźmi i wspomnieniami. W ostatnich latach gwiazda miała nadzieję, że to jest już za nią, natomiast, jak podkreśla, stale to wypierała.
Monika Kuszyńska wyznała, że zmaga się z nerwicą lękową. Rozpoczęła terapię, która ma jej pomóc zawalczyć o siebie. „I musiałam się zacząć na to leczyć. Od pół roku jestem w terapii. W niej zaczęły wypływać rzeczy, które miałam zepchnięte do podświadomości, które chciałam odsunąć. To był mój wielki demon i one mają to do siebie, że cię dopadają”, mówiła. Wpis Marty Kuszyńskiej sprawił, że odczuła potrzebę wyrzucenia z siebie tych emicji, by raz na zawsze pogodzić się z przeszłością.
„Ta sytuacja (...) wreszcie postawiła mnie przed faktem, że muszę to z siebie wyrzucić, bo inaczej tego nie zamknę. Mam w sobie dużo lęku, mimo że tak wiele przeszłam i zrobiłam w swoim życiu, co dało mi ogromną siłę. Aż nie do wiary, jak ten okres współpracy z zespołem Varius Manx, potem ten wypadek, (...) był dla mnie trudnym czasem i jak bardzo mnie naznaczył”, mówiła poruszona.
Zobacz też: Siostra Moniki Kuszyńskiej o zespole Varius Manx: „Znęcanie psychiczne i molestowanie było na porządku dziennym”
Marta Kuszyńska, Monika Kuszyńska, Dzień dobry TVN, 2013
Monika Kuszyńska chce przestać się bać i żyć pełnią życia. Artystka wyznała, że każdy postrzega ją jako silną, opanowaną kobietę, ale te rzeczy wywołują w niej olbrzymie emocje. Zawsze miała przeświadczenie, że nie może nikogo skrzywdzić i delikatnie opowiadała o swoich doświadczeniach z czasów pracy w zespole. Dziś przyznaje przed samą sobą, że to ona ucierpiała skrywając te emocje.
„Z wieloma rzeczami sobie poradziłam, a z tym jakoś jeszcze do tej pory nie umiem. To jest też ważne, dlaczego to się teraz dzieje, po tylu latach. Więc u mnie to była terapia, ale też to, że zostałam matką i zaczęłam patrzeć przez pryzmat dzieci, młodych kobiet, na zagrożenia, które są wokół nich, a są bagatelizowane. Mam w sobie marzenie od dawna, żeby się przestać bać, po prostu. I wiem, że dopóki nie powiem tego głośno, to nie przestanę się bać", dodała.
Marta Kuszyńska postanowiła opowiedzieć o tym, jak zespół traktował swoją wokalistkę, ponieważ odczuwała w sobie wewnętrzny przymus chronienia siostry. Poruszyła także temat swoich doświadczeń. Gdy rozmawiała kilka tygodni temu z Moniką Kuszyńską o jej emocjach związanych z terapią, i o tym, jak bardzo przeszłość na nią wpływa, poczuła impuls napisania posta. Dodatkowym bodźcem był natłok informacji w mediach społecznościowych z koncertu Varius Manx.
„Oczywiście nie zapytałam cię o zdanie, bo to było moje. [...] Ja już nie chciałam tego zatrzymać. Wiedziałam, że to jest ten moment. [...] Zrobiłam to dla siebie, ponieważ, żeby ruszyć dalej i w pełni być sobą nie da się bez przerobienia traum. To daje uwolnienie”, mówiła Marta Kuszyńska. Dalej siostra Moniki Kuszyńskiej przytoczyła historię, która była dla niej trudna, niezrozumiała. Jak podkreśla, dla niej konfrontacja z zespołem była traumatyzującym doświadczeniem.
Sprawdź też: „Całą płytę nagrałaś tak, jakbyś miała raka gardła”. Trudne relacje Moniki Kuszyńskiej i Roberta Jansona
„To nie jest tak, że idziesz ulicą i jakiś obcy facet zaczepia cię na ulicy. Nie, ty idziesz do swoich młodzieńczych idoli. Masz 16 lat, trzęsiesz się z ekscytacji, [...] nagle podchodzę i jeden z chłopaków z zespołu – wiedząc, że jestem twoją siostrą i widząc, że jestem niepełnoletnią, młodziutką dziewczyną. Mówi do mnie niezwykle wulgarny, opresyjny tekst sugerujący jakieś doświadczenie seksualne, którego na tym etapie nawet nie rozumiem, bo nie znam takich słów, ale czuję, że to jest agresja”, zwierzała się. I dodawała: „I co się dzieje na to? Chłopaki z zespołu siedzą i się śmieją mi prosto w twarz, przyklaskując mu w ten sposób. Kolejne doświadczenia przekraczały granice mojej cielesności. […] Nie ma na to żadnego usprawiedliwienia”.
Monika Kuszyńska opisywała, że język muzyków był wulgarny, seksistowski, opresyjny. Artystka zadaje pytanie, dlaczego sama wtedy nie reagowała?
„Byłam młodą dziewczyną, która weszła w struktury, spełniająca marzenie, pełna miłości do śpiewania. […] Na początku było bardzo milutko. Potem zrozumiałam, że tam panuje taka zasada i są dwa warianty: albo jest cisza, foch, pasywna agresja, […] albo jest "na wesoło”. Największy wpływ na to miał lider zespołu, który dyktował wszelkie warunki, w jakim nastroju będziemy, co się będzie działo. Siadaliśmy do jednego busa i zawsze miałam ból brzucha na samą myśl, jaki dzisiaj będzie dzień: czy będzie w dobrym humorze, czy będzie miał focha, czy powie mi dzień dobry (bo zazwyczaj tego nie robił, chyba że miał dobry dzień) czy coś mi odburknie po chamsku, czy w ogóle nic się nie odezwie...”, relacjonowała Monika Kuszyńska.
Artystka i jej siostra mówią o tym, że członkowie zespołu posługiwali się dowcipami, które były na granicy lub takimi, które ją przekraczały. Wokalistka zwierzyła się, że stara się dopasować do tego środowiska. Słuchała, co mówią na ten temat osoby z branży. „Próbowałam się do tego dopasować. Ludzie z zewnątrz i z branży też mi mówili, że to jest taka branża, że trzeba mieć grubą skórę, że oni tacy są, bo to są faceci, że to normalne i naturalne, że to przecież nikomu krzywdy nie robi. Dzisiaj wiemy, że to nie jest normalne i dzisiaj dajemy sobie prawo, żeby to powiedzieć, bo te rzeczy zostały już zapisane prawnie, co jest dzisiaj znęcaniem i molestowaniem. To mocne słowa, które ludziom kojarzą się bardzo jednoznacznie”, dodawała wokalistka.
Monika Kuszyńska mówiła, że bała się lidera grupy, odbierała mocno jego emocje. Czuła w ciągłym strachu, że zostanie wyrzucona. „Mam wrażenie, że pan Robert miał silny wpływ na wszystkich, wszyscy się go bali, ja się go bałam, oni też, dlatego byli bierni i często mogliby zareagować, ale nie reagowali”, mówiła. Artystka wyznała, że wciąż czuła się tak, jakby musiała zasłużyć, by dotrzeć do lidera. To wywołało u niej traumy. W pewnym momencie bała się śpiewać, nie wiedziała, jak ma śpiewać i jak brzmi jej prawdziwy głos.
„Ja wiecznie miałam to poczucie, że muszę zasługiwać. To była pasywna agresja. Jeszcze to, co wyniosłam z tej współpracy i co mnie bardzo straumatyzowało, to to, że moje możliwości wokalne, głos, wszystko, co dawałam z siebie, było wiecznie podważane. […] Miał dużo pogardy w sobie i poczucia wyższości. Na myśl o wejściu do studia […] zaczęłam się bać otwierać usta”, mówiła. Artystka wracała także pamięcią do sytuacji, kiedy obawiała się, że zostanie wymieniona na inną wokalistkę i jej przygoda z zespołem zostanie zakończona. To było pod koniec jej współpracy.
Sprawdź też: Anita Lipnicka także zabrała głos w sprawie oskarżeń muzyków z Varius Manx
„Pod koniec współpracy dochodziły do mnie głosy, że już ktoś jest na moje miejsce. To jest przykre. Powinnam odejść wtedy. Wierzyłam, że bez nich nic nie znaczę. […] Bardzo się bałam kobiet wtedy. Jak się pojawiała na horyzoncie jakaś wokalistka, a jeszcze do tego atrakcyjna, to miałam fobię, że ona pewnie chce już tutaj. […] Moje poczucie własnej wartości było u mnie zerowe”, wyjaśniała.
Monika Kuszyńska o wypadku
Gwiazda wspomina najtrudniejszy moment w jej życiu – wypadek, który zmienił jej życie. Razem z zespołem wracała z koncertu w Miliczu. Był maj, 2006 rok. Samochód prowadził lider zespołu, Robert Janson. Stracił panowanie nad samochodem.
„To jest w ogóle niebywale, że ja ten wypadek odczytałam jako wybawienie z tej sytuacji. Zobacz, jaki to jest absurd... Ile to mnie kosztowało cierpienia, ten wypadek to była totalna trauma. […] A mimo to wytłumaczyłam sobie i chciałam widzieć to zdarzenie jako coś, co uratowało mi życie. […] Wreszcie mogłam się odciąć”, mówiła. Monika Kuszyńska myślała przez jakiś czas, że ta sytuacja pomoże nawiązać jej z liderem formacji nić porozumienia. W końcu postanowiła, że chce się od tego odciąć.
„Nie miałam w sobie obwiniania go za wypadek. Próbowałam z nim nawiązać jakąś nić porozumienia. W końcu po kilku próbach jakiegoś z nim kontaktu stwierdziłam, że to jest tak silna dla mnie toksyna, że nie umiem, że jestem chora, że cokolwiek bym nie robiła, to moje starania nic tu nie zmienią, jego też, bo nie umiał się odnaleźć w tym. Nie posądzam go o złe intencje, ale nie umiał, absolutnie. […] Miałam wrażenie, że mu ulżyło, że nie musi mieć kontaktu ze mną. Cała reszta zespołu też bez większej reakcji, kompletnie nie wiedzieli, jak się zachować. Żadnego wsparcia mentalnego od nich nie dostałam”, dodawała.
Zwierzyła się również, że po wypadku miała długą i emocjonalną rozmowę z jedną z artystek, która teraz stanęła w obronie zespołu. „Mówiła mi wprost, co przeżyła tam i jak ją to zniszczyło. Nasze wspomnienia były identyczne, niemal rozumiałyśmy się bez słów. […] I ona dzisiaj tego nie pamięta chyba albo to wypiera, albo jest na innym etapie, bo broni panów. Nie chcę tego oceniać, bo każdy ma swoje momenty w życiu, ale to smutne”, dodawała.
Monika Kuszyńska przez długi czas nie wiedziała, dlaczego w momentach stresowych ciało wysyła jej niepokojące sygnały. Niektóre sytuacje, wspomnienia, zdjęcia potrafiły wyzwalać zakodowane w ciele reakcje. „Przecież to już jest niby zamknięty rozdział dla mnie. Dlaczego ja tak reaguję?" Nie mam zazdrości do nich, mam swoje bardzo fajne życie, karierę, spełniam się. Nie mam do nich żadnych emocji związanych z tym, co teraz robią. Jedyne, czego mogę ludziom zazdrościć, to tego, że chodzą. (śmiech) Natomiast i tak miałam zawsze uderzenie pięścią w brzuch. [...] Bałam się ludzi, miałam przekonanie, że każdy człowiek czegoś ode mnie chce, czegoś oczekuje w zamian, zawsze ma podtekst, kiedy do mnie się zbliża, że ma interes w tym, że chce mnie oszukać. I bałam się przede wszystkim śpiewać od nowa..”, dodawała.
Cały materiał znajduje się w materiale wideo, który Monika Kuszyńska nagrała wspólnie z siostrą, Martą Kuszyńską.