Michelle Pfeiffer: „Czy chciałabym wyglądać tak, jak po trzydziestce? Pewnie, ale tak się nie stanie”
Aktorka przyznała, że Hollywood jest bardzo powierzchownym miejscem, w którym liczy się ciągłe bycie młodym oraz nienagannie pięknym
- Kamila Geodecka
Michelle Pfeiffer zyskała sławę na początku lat 80., gdy wcieliła się w postać Stephanie Zinone w musicalu „Grease 2”. Następnie jej kariera w Hollywood nabrała tempa i aktorka zaczęła dostawać coraz bardziej angażujące role. W „Człowieku z blizną” miała okazję wystąpić u boku Ala Pacino i Miriam Colon, a w „Czarownicach z Eastwick” zagrała z Jackiem Nicholsonem i Cher.
Fanów Batmana przekonała swoją rolą Kobiety-Kot, dramatycznie spełniła się w „Młodych gniewnych”, zachwycała w filmie przygodowym „Gwiezdny pył”, a ostatnio świat obiegła informacja, że Michelle Pfeiffer wcieli się w rolę jednej z pierwszych dam USA – Betty Ford. 63-letnia aktorka nie zwalnia tempa nawet na chwilę!
Fani uwielbiają ją za jej talent, ale także doceniają jej dystans do świata, zaangażowanie polityczne, naturalność czy poczucie humoru, którym dzieli się w swoich kanałach w mediach społecznościowych.
Czytaj także: Czy istnieje rola, której Meryl Streep nie potrafi zagrać? Odkrywamy tajemnice aktorki!
Michelle Pfeiffer o procesie starzenia
W jednym z wywiadów Michelle Pfeiffer przyznała, że Hollywood jest bardzo powierzchownym miejscem, w którym liczy się ciągłe bycie młodym oraz nienagannie pięknym – przynajmniej jeśli chodzi o kobiety. „To jest coś, o czym nigdy nie myślałam, że się wydarzy, kiedy miałam 20 czy 30 lat. Słyszałam, jak aktorki dziwią się, że nie dostają żadnej pracy, gdy skończyły 50 lat” – powiedziała 63-letnia aktorka, a następnie dodała: „Teraz to rozumiem. Jest po prostu inaczej”.
Wcześniej aktorka starała się walczyć z czasem i kupować odmładzające kremy, żele i maseczki. W końcu miała w domu całą tablicę Mendelejewa zamkniętą w magicznych specyfikach, które miały uchronić ją przed naturalnym procesem starzenia – nie udało się, nigdy w pełni się nie uda.
Walkę o zachowanie młodego wyglądu podejmuje wiele kobiet. W końcu tak wychowało nas społeczeństwo i tego nauczyły nas media: „Ciało kobiety jest piękne, dopóki jest młode. W momencie, gdy zaczyna się starzeć, może być już tylko chowane”. Michelle Pfeiffer w pewnym momencie jednak odpuściła i porzuciła tę niesprawiedliwą walkę. Aktorka przyznaje, że nabieranie dystansu do wyglądu zawsze musi przyjść z wiekiem. Pfeiffer nie zależy już na tym, by wyglądać młodo, a po prostu „dobrze, jak na swój wiek”.
„Czy chciałabym wyglądać tak, jak po trzydziestce? Pewnie, ale tak się nie stanie i nie czuję już takiej samej presji jak kiedyś. Szczerze mówiąc, to spora ulga” – przyznała aktorka w jednym z wywiadów.
Michelle Pfeiffer: szczerość zawsze się obroni
Michelle Pfeiffer udawanie i granie zostawia zawsze na planie filmowym. W jej postach publikowanych w mediach społecznościowych nie znajdziemy rozpaczliwego dążenia do pokazywania idealnego życia. Aktorka publikuje zdjęcia bez makijażu, a z okazji sylwestra nagrała film, w którym pyta fanów, czy powinna wystroić się w sweter – swoją ulubioną część garderoby w 2020 roku.
Pfeiffer przyznała także, że dopiero w czasie pandemii zaczęła robić sobie sama makijaże. Czasami wychodzą jej piękne, a czasami ma czarną kredkę rozmazaną na twarzy, czego nie wstydzi się pokazać. W końcu bycie kobietą nie oznacza, że ma się umiejętność wykonywania idealnych makijaży w pakiecie.
Czy taka szczerość się opłaca? Najwyraźniej tak! Fani aktorki są zachwyceni jej charyzmą i poczuciem humoru, który prezentuje. W komentarzach pod opublikowanymi postami gwiazdy trudno szukać hejtu czy nieprzychylnych słów. Raczej królują pozytywne komentarze i komplementy skierowane w stronę aktorki. Jak widać, szczerość zawsze wygra i się obroni!
Zobacz też: Isabella Rossellini: Starość daje dużo szczęścia. Jesteśmy grubsze, ale wolne!