Mieszkali ze sobą po rozstaniu, nie umieli o nim rozmawiać. Takie relacje mają dziś Michał Wiśniewski i Dominika Tajner
11 lat temu wyprawili wesele dla 670 gości
Łono natury, 670 gości i dwójka zakochanych w sobie ludzi. Tak wyglądał ślub Michała Wiśniewskiego i Dominiki Tajner. Byli małżonkowie podkreślali w wywiadach, że zamówiony tort był tak duży, że nie mieścił się w drzwiach, a cała zabawa z kolejnymi przyjaciółmi trwała niemal 2 tygodnie. Małżonkowie zdążyli się jednak... rozstać. Czy dziś Dominika Tajner i Michał Wiśniewski ze sobą rozmawiają?
Dominika Tajner i Michał Wiśniewski - początki związku. Wywiad po ślubie VIVA! 2013
Sylwia Borowska: Dominiko, jak często słyszałaś pytanie: dlaczego akurat Michał?
Dominika: Często. I cały czas je słyszę. Kiedy pojawiły się w mediach nasze pierwsze wspólne zdjęcia, znajomi nie mogli w to uwierzyć. Pytali: „Czy to prawda?”. Najbardziej zdziwiony był kolega, który właśnie poznał mnie z Michałem: „Ale jak to? Przecież to jest jakaś bomba!” (śmiech). Sama na początku się dziwiłam. Nie byłam fanką zespołu Ich Troje. Zauroczyłam się Michałem i głównym impulsem było to, że jego wizerunek medialny nie miał nic wspólnego z tym, jaki był on prywatnie. Żaden szaleniec, ale ciepły i spokojny człowiek.
Jesteście dowodem na to, że tylko minus z plusem mogą się przyciągać?
Michał: To byłaby katastrofa, gdybym myślał, że mogę być w związku tylko z osobą z rodziny patologicznej, bo tylko ona zrozumie, co siedzi we mnie na dnie. W tym, że jesteśmy tak różni z Dominiką, tkwi nasza siła. Dominika urzekła mnie na początku przede wszystkim tym, że chciała ze mną rozmawiać. Nie znałem tego wcześniej, a bardzo potrzebowałem. Nie dzwoniłem do niej, tylko ona do mnie. Ale nie była natarczywa, nie wypytywała o nic, niczego nie komentowała. Słuchała. Poczułem, że ktoś wreszcie wyciąga do mnie rękę.
Dominika: Nie wiem, czy wypada to mówić, ale poprzedni partnerzy szybko mi się nudzili. Nie znoszę monotonii. Lubię zmiany. Gdyby Michał był facetem w kapciach przed telewizorem, nic by z naszego związku nie wyszło. Pociągało mnie w nim to, że jest artystą, a nie statecznym panem z banku. Dałam mu poczucie bezpieczeństwa, którego w tym momencie życia bardzo potrzebował, a on mnie ten rodzaj nieprzewidywalności, który powoduje, że nigdy nie jest nudno. Ścieramy się ze sobą, ale dlatego, że wiemy, iż każde z nas jest lepsze w czymś innym. Nie ma mowy o konkurencji, jak to bywało w jego poprzednich małżeństwach. Nie wiem, co by się musiało wydarzyć, żebym wyszła na scenę i zaśpiewała. Chyba tylko na karaoke, i to po dwóch butelkach piwa. Michał kreuje, a ja jestem typem realizatora. Mnie trzeba coś wymyślić i jestem w stanie to poukładać tak, by doprowadzić do końca i osiągnąć sukces.
Jak i gdzie się poznaliście?
Dominika: Spotkaliśmy się po raz pierwszy na przyjęciu korpusu dyplomatycznego. Zamieniliśmy może dwa zdania w przelocie. Byliśmy wtedy w innych związkach. Zaprosiłam pewnego razu Michała z jego ówczesną żoną, Anią, do mojego hotelu spa w Wiśle, a potem kontakt się urwał. Nie śledziłam wtedy życia gwiazd, nie miałam pojęcia o plotkarskich portalach internetowych. Zadzwoniłam kiedyś do Michała, żeby zaprosić go na rajd samochodowy. Chciałam podkręcić marketingowo tę imprezę.
Michał: Jedną rzecz pominęłaś. Zadzwoniłaś jeszcze do mnie, żebym podał telefon do Ani, bo nie możesz się z nią skontaktować od dwóch miesięcy.
Dominika: A tak! Wtedy dowiedziałam się, że się rozstaliście. Chciałeś mnie swatać ze swoim kolegą. Nic jednak z tego nie wyszło. Kiedy Michał pojawił się na rajdzie, coś nagle zaiskrzyło między nami. Nie mogliśmy się rozstać, cały czas rozmawialiśmy. Ujęła mnie wtedy jego szczerość. Rzadko się z nią spotykałam u ludzi.
Michał: Chciałem opowiedzieć ci o wszystkich moich problemach i tym samym do mnie zniechęcić.
Dominika: I prawie ci się udało. Rozmawialiśmy potem przez miesiąc codziennie przez telefon. Pewnych rzeczy może wolałabym wtedy nie usłyszeć. Z jednej strony czułam bliskość, z drugiej to, że Michał waha się, że nie jest jeszcze gotowy na związek. Pytałam go, czy on się czegoś boi, czy może nie jestem „tą” kobietą? W pewnym momencie stało się to już męczące. Postanowiłam przyjechać do Magdalenki i zakończyć tę znajomość. Dostałam od cioci obraz anioła i pomyślałam, że niech to on idzie z Michałem przez życie. Zanim mu go wręczyłam, zamknął mi usta swoją deklaracją. I anioł mieszka tutaj z nami do dziś.
Michał: Po rozstaniu z Anią miotałem się jak ryba, nawet nie w sieci, ale taka, której spuszczono wodę z akwarium. Myślałem: Skoro trzy moje małżeństwa się nie udały, może nie jestem w ogóle do tego stworzony? Podejrzewałem, że Dominika nie jest kobietą, która będzie czekać w nieskończoność. Że muszę wreszcie podjąć decyzję. Było mi z nią dobrze w łóżku. Nie chciałem zrobić jej krzywdy. Nie jestem facetem, który skacze z kwiatka na kwiatek. Wiedzą to ludzie, z którymi pracuję od lat. Pomyślałem wtedy, że druga taka szansa może mi się już nie trafić.
Zobacz także: Mrozu ujawnił tajemnicę. Przyznał, że łączy go wyjątkowa więź z mamą. „Jest moim wsparciem od lat i głosem rozsądku"
Dominiko, nie wierzę, że ani przez chwilę nie pomyślałaś: Co ja biorę sobie na głowę? Nie miałaś wątpliwości?
Dominika: Z wykształcenia jestem coachem i w tym przypadku bardzo mi się to przydało. Przyjęłam do wiadomości, że spotkaliśmy się w trudnym momencie życia Michała i trzeba sobie z tym jakoś poradzić. Żył kiedyś na wysokim poziomie i spadł na własne życzenie. Ale to nie były problemy, których nie da się przeskoczyć. Najgorsze są takie, kiedy bliska osoba jest chora, kiedy wiesz, że może umrzeć, i tego nie możesz pokonać.
Był taki moment, kiedy pojawiała się informacja, że Michał może mieć nowotwór?
Dominika: W oczekiwaniu na ostateczne wyniki badań uznałam, że ktoś przynajmniej musi udawać. Nie jestem osobą, która rozczula się nad sobą. Gdybym zaczęła, umarłabym chyba na grypę. Nigdy się nie poddaję. Jeśli coś mi nie wychodzi, mówię: „Trudno, lecimy dalej”.
Michał: Potrzebowałem takiej kobiety, jak Dominika. Ona trafiła tutaj na zgliszcza. Na faceta, który był totalnie rozwalony emocjonalnie i finansowo. Miałem za sobą trzy rozwody, długi, nie wiedziałem, co mam dalej robić. Niepoukładane życie od A do Z. Nie wiem, czy będąc na jej miejscu, podjąłbym się tego. Myślę, że ona nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co jeszcze przed nią. Dzisiaj już spokojnie może powiedzieć, jak Juliusz Cezar: „Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem”. Dominika wychowała się w cudownej rodzinie. Ma rodzeństwo, kuzynostwo, tradycję. Ja nie mam o tym pojęcia i ona zrozumiała to już przed ślubem.
Dominika: Wierzyłam w Michała i w to, że wszystko uda nam się poukładać od nowa.
VIVA!, 2013
Co Cię motywowało najbardziej?
Dominika: Miłość jest najprostszą i jedyną odpowiedzią. Michał jest trochę jak dziecko. Nie chcę mówić, że robi postępy, ale widzę, jak sam dojrzewa do pewnych spraw. Pamiętam chwile, gdy na początku często mówiłam mu: „Michał, weź to na logikę”. Potem sama dochodziłam do tego, że przecież on nie jest logiczny w działaniu. Skoro już tyle wiedziałam o jego przeszłości, nie mogłam tego nie wykorzystać. Mimo że Michał ma charyzmę i teoretycznie silną osobowość, tak naprawdę to zakompleksiony facet. Sukces pozwalał mu rozkwitać, każda z kolei najmniejsza porażka powoduje, że od razu gaśnie. To ma pewnie związek z jego trudnym dzieciństwem. Michał jest dorosłym dzieckiem alkoholika. Nie przeszedł terapii i nie pozbył się traumatycznego obciążenia. Udało mu się wyciągnąć mamę z nałogu, ale nie odbudowali więzi, bo nigdy wcześniej jej po prostu nie było. Mimo że jeszcze do niedawna jego mama mieszkała z nami. Kiedyś mimochodem zaczęłam z nim rozmowę, dlaczego po każdym rozwodzie błyskawicznie się żenił. Zastanawiało mnie, dlaczego nie dawał sobie czasu na przemyślenie, na uporządkowanie życia. Doszłam do tego, że jako dziecko był rzucany z rodziny do rodziny zastępczej, więc musiał się szybko adaptować do nowej sytuacji, żeby przetrwać. Zadałam mu więc pytanie: „Dobra, stary, powiedz mi, czym jest dla ciebie rodzina?”. I zrobiła się cisza.
Michał: Chyba nigdy nie będę tego wiedział do końca. Są różne modele rodzin. My na przykład jesteśmy dzisiaj „rodziną patchworkową”. Czy to jest normalne? Najnormalniejsze, jak tylko się da w tej sytuacji. Nigdy nie zapomnę momentu, gdy jedna z moich byłych teściowych wynosiła z domu moje dzieci – Xaviera i Fabienne. To było głośne rozstanie z Mandaryną, publiczna awantura o dzieci. Następnego dnia miałem jechać do domu dziecka, gdzie bywałem raz na jakiś czas, żeby dać tym dzieciakom nadzieję. Jako lider zespołu Ich Troje, mąż i ojciec miałem być żywym dowodem na to, że można wyjść z bidula, stworzyć własną rodzinę i odnieść sukces. Zanim tego dnia dojechałem, ukazały się już w kioskach gazety. Dzieci patrzyły na mnie podejrzliwie, musiałem się im z tego tłumaczyć. Przyznać, że model idealnej rodziny mi nie wyszedł. Moja zmiana dzisiaj na pewno polega na tym, że staram się zmieniać. Czy się zmienię? Nie wiem.
Dominika: Biorę poprawkę na wiele spraw, ale czasem zdarza mi się tupnąć nogą. Przecież nie mogę obrywać cały czas za jego dzieciństwo. To jest nieświadoma jego manipulacja otoczeniem. Pozwolenie mu na to byłoby moim błędem. Tłumaczę: „Wiem, że było ci źle, ale to nie jest moja wina”. Nie lubię, gdy on rozczula się nad sobą, bo to oznacza stanie w miejscu. Widzę, że ostatnio zaczął nabierać dystansu do siebie. Sam dochodzi do pewnych wniosków. Trzy lata temu budził się po 14. Nocami grał na konsoli. Czas przeciekał mu między palcami. Miał dużo pomysłów, ale nic nie robił. Pisał głównie bloga. Czytałam tego bloga i łapałam się za głowę. Zastanawiałam się, co ten blog mu daje? Pieniędzy z tego nie ma, dobrego PR-u też nie, więc co? Pochwalił się, że ma 10 milionów wejść. Zostawiłam go z tym tematem. W pewnym momencie słyszę, jak komuś tłumaczy, że ten blog to nic dobrego mu nie daje i że go zawiesza. Zrozumiał, że milczenie jest złotem.
Michał: Kiedyś musiałem wyrzucić z siebie wszystko. Dzisiaj wolę na Facebooku podziękować komuś za coś albo zapytać, co inni o czymś sądzą. Rozmawialiśmy przed wywiadem o mojej biografii. Kilka lat temu wydałbym ją bez wahania, ale teraz mam z tyłu głowy, jak by czuły się moje dzieci, gdyby przeczytały tyle przykrych rzeczy o mnie, swojej babci albo mamie. Niektóre rozdziały byłyby zbyt brutalne. Poczekam, aż moja ostatnia córka będzie pełnoletnia. Wtedy powiem: „Przepraszam was, ale muszę się z tym rozliczyć. Do końca”. Jest we mnie ta potrzeba cały czas, ale szanuję dziś uczucia innych. Chodzimy czasem z synem po lesie i rozmawiamy na trudne tematy. Czuję, że Xavier dużo rozumie, ale nawet on nie chce mnie pytać o pewne rzeczy, żeby mnie nie skrzywdzić.
Czy po wprowadzeniu się do Magdalenki zaczęłaś od wyrzucania pamiątek po byłych żonach Michała?
Dominika: (śmiech) Nie, choć faktycznie znalazłam jeszcze rzeczy po drugiej żonie, które nie zawadzały trzeciej. Nie miałam potrzeby wyrzucania mebli, przestawiania ścian, urządzania domu na nowo. Zrobiłam raczej generalne porządki. Wszystko zależy od tego, jak przyjmuje cię ta druga osoba. Czułam się dobrze u Michała. Odmalowaliśmy tylko ściany. Przez jakiś czas jeszcze kursowałam między Wisłą a Warszawą. Nie chciałam zostawiać z dnia na dzień firmy, w której robiłam szkolenia. W pewnym momencie obsługiwałam trzy telefony naraz (śmiech).
Michał: Nasze najdłuższe rozstania były na jedną noc.
Dominika: Dużo wtedy rozmawialiśmy z Michałem o tym, jak nasze dzieci odnajdą się w nowej sytuacji. Cały czas obserwowałam, jak się zachowują. Słuchałam, co mówią. Starszym dzieciom łatwiej poszło. Więcej czasu musieliśmy poświęcić Maksowi i Etiennette – mieli niecałe cztery lata. Niby coś wiedzieli, ale nie do końca rozumieli. Vivienne była jeszcze malutka. Nie mieliśmy potrzeby korzystania z porad psychologa. Potrzebny był nam czas.
Co Twój syn powiedział o Dominice?
Michał: Oby to była już „ta ostatnia”. Dzieci są bacznymi obserwatorami i są szczere w swoich opiniach. Najtrudniejsze momenty przeżywamy, kiedy czwórka moich dzieci wyjeżdża pod koniec weekendu do mam, a Maks, syn Dominiki, zostaje sam z nami. Widzę, że jest mu smutno. Rodzeństwo szarpie się, bije, kłóci, ale jest jedno za drugim. On jest sam.
Kiedy drugie dziecko?
Michał: Jeśli ma być, będzie.
Dominika: Sytuacja z mojej strony jest otwarta (śmiech).
Dominiko, dużo ryzykowałaś, przeprowadzając się z Wisły do Warszawy, w dodatku z małym synkiem. Nie każdą kobietę byłoby na to stać.
Dominika: Dużo rozmawiałam z Maksem. Mamy świetny kontakt. To była tylko kolejna decyzja, a podejmuję je zawsze szybko i kiedy w coś wchodzę, to całą sobą. Często się przeprowadzałam. Ludzie zazwyczaj boją się zmian, ja – wprost przeciwnie. Dlatego nigdy nie mogłam pracować „od… do…”. Raz tylko miałam nad sobą szefa. Zajmowałam się coachingiem, szkoleniami, prowadziłam hotel i byłam menedżerem sportowców. Nadal zajmuję się prowadzeniem karier kierowców rajdowych.
Czyj to był pomysł, żebyś została też menedżerem Michała?
Dominika: W pewnym momencie pojawił się obok nas człowiek, który chciał pełnić tę funkcję. Budził jednak moje obawy. Więc innego wyboru nie było. Nie do końca byłam przekonana, czy to jest dobry pomysł, żebym była menedżerem Michała. Umówiliśmy się: „Ty śpiewaj, a ja zajmę się resztą”. Pierwsze pół roku było ciężkie. Nie ma nic lepszego niż być menedżerem artysty na szczycie, bo tylko odbierasz telefony i negocjujesz stawki. Sytuacja Michała była inna. Musiałam ciągnąć w górę.
Michał: Nikt by chyba tego lepiej od niej nie posklejał. Myślę, że efekt pracy w postaci płyty i metamorfozy zasługuje dzisiaj na miano mistrzostwa świata. Spotkał mnie wczoraj pan na stacji benzynowej. Trzy razy się za mną oglądał. Pytał: „Czy pan Michał Wiśniewski? Proszę pogratulować małżonce, bo czytałem VIVĘ!”. Jednego jestem pewien – to jest osoba, która w życiu mnie nie oszuka. Mogę jej zaufać.
Dominika: Jestem dumna, że udało się pokazać inną twarz Michała. Pióra, kryształki Swarovskiego – to się już skończyło w pewnym momencie. Powiedz sama, czy Madonna nie zmieniła się od 20 lat?
Wstydziłaś się wychodzić na ulicę z „czerwonym w cekinach”?
Dominika: Ile razy (śmiech). Jednak nigdy nie powiedziałam mu: „Nie wyjdę”. Na nic nie naciskałam. Stopniowo wynosiłam mu ubrania z szafy, żeby się nie zorientował. Część jest tam nadal, tylko że pochowana w kartonach. To nie był z mojej strony żaden chytry plan: teraz go zmienię, zrobię z niego wreszcie normalnego faceta. Gdybym chciała go „wypacykować”, zrobiłabym to już na ślub. Przyznam szczerze, że jeszcze do niedawna nie wyobrażałam go sobie w ciemnych, krótkich włosach. Sondowałam wpierw, co ludzie o tym sądzą. Jego nowy wizerunek powstał spontanicznie przy sesji zdjęciowej do okładki płyty „La Revolucion”. Kiedy przyjechał fryzjer i zaczął pracować, patrzyłam nawet trochę przerażona: Boże, czy on będzie dobrze wyglądać?
Ale przecież Michał musiał zmienić nie tylko kolor włosów!
Dominika: Przede wszystkim musiał wziąć się do pracy, żeby znów uwierzyć w siebie. I to się chyba udało. Takiego zainteresowania jego osobą, jakie jest dzisiaj, jeszcze nie przeżyłam. Po publikacji zdjęć nowego Michała telefony dosłownie się urywały. W jednym tygodniu chcieli mieć go w swoim programie Agata Młynarska i Kuba Wojewódzki.
Michał, co by się zdarzyło, gdybyś trzy lata temu nie spotkał Dominiki?
Michał: Nie wiem. Może zapiłbym się na śmierć.
Bałeś się jej oświadczyć?
Michał: Byłem bardzo zdenerwowany, a cała sytuacja nieco komiczna. Spotkaliśmy się na Mazurach, w gronie przyjaciół.
Dominika: Pogniewałam się na ciebie i bałeś się, że dam ci kosza. Niemiły nastrój rozszedł się jakoś po kościach i zaczęliśmy grać w bilard, a potem w pokera. Do dzisiaj nikt nie wie, jak to się stało, ale Michał stracił wtedy zęba. Wszyscy zaczęliśmy go nerwowo szukać.
Michał: Zaznaczam, że nikt się nie bił.
Dominika: Następnego dnia Michał oświadczył się. Bez zęba. Notabene znalazłam go przypadkiem trzy miesiące później w kieszonce.
Dominika Tajner i Michał Wiśniewski, ślub 2012
Po co był Wam kościelny ślub?
Michał: Jeśli przysięgasz przed Bogiem, musisz zdawać sobie sprawę, że tej przysięgi musisz dotrzymać. Jestem osobą wierzącą. Jeśli związek, to ślub. Rozmawialiśmy wielokrotnie z pastorem na ten temat. Dominika jest katoliczką, ja – protestantem.
Dominika: Dla mnie ślub był ważny tylko dlatego, że dla Michała to było ważne. Gdybym przysięgła mu w cztery oczy, to byłoby dla mnie tak samo wiążące.
Michał, czy to jest miłość, na jaką czekałeś całe życie?
Michał: Mnie się wydawało już kilka razy, że kocham i jestem kochany. Jestem mężczyzną po przejściach, ale i Dominika ma za sobą nieudane małżeństwo. To, nad czym pracujemy codziennie, to wzajemny szacunek. Czy to jest prawdziwa miłość, okaże się dopiero, kiedy jedno będzie żegnało drugie. Choć dzisiaj każdą częścią ciała czuję, że tak jest. Przy Dominice zrozumiałem, że prawdziwa miłość to miłość na dobre i złe, w biedzie i bogactwie. Nawet jeśli się ścieramy, to dlatego, aby być bardziej perfekcyjni w „byciu sobą”. Ostatnio spieraliśmy się o tekst w jednej z moich piosenek. Autor napisał: „Piękna jest miłość, która nie boli”. Dominika przystawała, żeby zmienić tekst na: „Nie ma miłości, która nie boli”.
Dominika: Czasami rozmawiamy o tym, że jestem typem „dawcy”, bo sprawia mi przyjemność dawanie komuś przyjemności. Czy oczekuję czegoś w zamian? Pewnie, jak każdy w związku? Od prezentów ważniejsze są dla mnie gesty i wdzięczność. Michał zorganizował mi w tym roku przyjęcie niespodziankę na urodziny. Udało mu się to utrzymać w tajemnicy. Było tam ponoć 1000 róż, ale ja widziałam tylko, że Michał śpiewał na scenie z moim synem. Mam faceta, który nie łazi po imprezach, wraca na noc do domu, przez te trzy lata nie czułam się ani przez chwilę zagrożona. Michał nie adoruje innych kobiet w moim towarzystwie. Kiedy staje do zdjęć, a obok niego kobieta, to trzyma ręce w kieszeniach. Śmieję się nawet: „Skąd ci się to wzięło?”. On tak woli. Żebym była spokojna.
Michał: Kupiłem jej kiedyś kwiaty i zauważyłem, że kwiaty jej nie cieszą. Powiesiłem wtedy kartkę nad swoim biurkiem: „Dominika nie lubi kwiatów, pamiętaj zawsze kochać Dominikę”. Już wiem, że ona woli, jak głaszczę ją po otwartej dłoni. To znaczy więcej niż bukiet.
Czytaj także: Natasza Urbańska wychowuje nastoletnią córkę, macierzyństwo wiele ją nauczyło. Tak mówi o relacjach z Kaliną
Dominika Tajner i Michał Wiśniewski - relacje po rozwodzie
To małżeństwo miało swoją datę ważności. Po siedmiu latach każda ze stron chciała jednego: rozwodu. Doszło do niego w 2019 roku z inicjatywy piosenkarza. Córka Apoloniusza Tajnera wiedziała, że tak musi się stać, ale bała się zrobić pierwszy krok. Początkowo Dominika Tajner nie chciała zdradzać szczegółów tego, co się stało. „Zaczęłam mu przeszkadzać”, powiedziała tylko tajemniczo w jednym z wywiadów.
Szybko okazało się, że Tajner i Wiśniewski nie porozmawiali nawet o tym, co dokładnie się stało. Mimo że jeszcze chwilę mieszkali pod jednym dachem. „Teraz już jesteśmy za daleko od siebie. Był moment, kiedy chciałam walczyć o niego, coś zmienić, ale zrezygnowałam. Teraz dochodzenie, czyja wina większa, naprawdę jest nikomu niepotrzebne. Szczególnie gdy rozeszliśmy się zawodowo i przestaliśmy mieć wspólne tematy. Nagle wtedy okazało się, że poza karierą Michała nie mamy o czym rozmawiać. Ale gdy ja zaczęłam podejmować swoje wyzwania, to Michał mnie w tym nie ograniczał”, tłumaczyła VIVIE! Dominika Tajner.
Zobacz także: Mrozu ujawnił tajemnicę. Przyznał, że łączy go wyjątkowa więź z mamą. „Jest moim wsparciem od lat i głosem rozsądku"
A czy po rozwodzie umieją się ze sobą dogadać? Tak opowiadała była żona artysty przed rokiem. „Mamy bardzo fajne relacje, mam nadzieję, że się takie utrzymają. I one są zdrowe. Bo się nie przyjaźnimy, nie chodzimy na plotki, ale się szanujemy, możemy się pojawiać na tej samej imprezie i nic się nie dzieje. Nie mamy do siebie żadnego żalu, bo to, co mieliśmy, już przerobiliśmy. Wina zawsze leży pośrodku – to nie tak, że wszystko, co złe to on albo ja”, podkreśliła w rozmowie wideo z VIVĄ.pl Dominika Tajner.
I choć relacje udało się poukładać, to zostało coś jeszcze. Łatka byłej żony Michała Wiśniewskiego. „Tak będzie już zawsze, wiem, że temat Michała będzie wracał. Jestem do tego przyzwyczajona. Najważniejsze, że się nie kłócimy i nie musimy tego medialnie przerabiać”, wytłumaczyła nam gwiazda w tym samym wywiadzie.