Reklama

Niedawno poleciał na Borneo, by wziąć udział w specjalnym projekcie Netflixa. I ten wyjazd zmienił jego życie… Tylko nam Michał Piróg opowiedział, co tam się wydarzyło!

Reklama

Po co poleciałeś na Borneo?

Netflix zrobił nowy fantastyczny dokumentalny serial przyrodniczy Our Planet w narracji Davida Attenborough. Jest to w ogóle chyba jedna z największych produkcji w historii telewizji. To opowieść o największych skarbach natury, które jeszcze istnieją, ale są u schyłku.

Ale co Ty masz z tym wspólnego?

Wybrano trzy osoby z całego świata, które opowiadają o tym jak można uratować ginącą naturę. Camilla Thurlow, Jim Chapman i ja jesteśmy osobami komentującymi, a nagrywano nas właśnie na Borneo. Sam nie wiem, jak to będzie wyglądało. Jutro się dowiem, bo jutro (5 kwietnia) jest premiera pierwszego odcinka. Masz poczucie, że oglądasz jednocześnie thriller, film akcji, romans, film wojenny. Po prostu wszystko w jednym.

Zgłosiłeś się na casting?

Nie było castingu. Netflix mnie znalazł, dzięki WWF, z którym współpracuję.

Poleciałeś i… znalazłeś dziecko.

Powiedziałbym raczej, że dziecko znalazło mnie.

To była miłość od pierwszego wejrzenia?

(Śmiech) On mnie jeszcze nie widział. Zaadoptowałem małego orangutana Tomby’ego. Zawsze mówiłem o sobie małpiszon, odczuwam duży związek między małpami i sobą i teraz mam małpiego synka. Jednym z elementów naszej podróży były odwiedziny w ośrodku rehabilitacji i sierocińce dla zwierząt Sepilok. I on tam był. Najpierw zobaczyłem tablicę z nowo przybyłymi sierotami. Tomby jest właśnie sierotą i ma dwa lata. I jest totalną pierdołą.

Dlaczego?

Orangutany przez pierwsze osiem lat życia uczą się wszystkiego tylko i wyłącznie od matki. Jeśli jej zabraknie nie mają szans, żeby sobie poradzić. Jego matka zginęła przy wycinaniu lasu deszczowego. Tomby trafił do ośrodka skrajnie wyczerpany, półtora miesiąca przed moim przyjazdem. Chorował absolutnie na wszystko. Muszę przyznać, że nie jest mistrzem Cirque du Soleil. Akrobatą roku też nie będzie, ale jest bardzo uparty i ma charakter rozbójnika. Wyciągnąłem portfel, podpisałem umowę adopcyjną i tak zostałem ojcem. Teraz aplikuję o możliwość zostania wolontariuszem. Będę musiał przejść kwarantannę, żeby go niczym nie zarazić. Jeżeli ją przejdę pomyślnie będę pracował z nim i z jego kolegami.

Kiedy się wybierasz? I na długo?

Minimum półtora miesiąca, ale może i na dłużej. Nie mogę mu tego zrobić, że go nie odwiedzę, bo mnie potem oskarżą, że byłem złym ojcem. Planuję więc jechać na Boże Narodzenia. Święta trzeba spędzać z dziećmi (śmiech).

Dopiero wtedy go poznasz?

Tak, teraz mogłem go obserwować tylko przez szybę. One są tak osłabione i mają inną florę bakteryjną, że ośrodki ostrożności są naprawdę duże.

Duży płacisz miesięcznie na jego utrzymanie?

Można wykupić różne pakiety - albo na leczenie, albo na wyżywienie. Utrzymanie takiego zwierzaka to koszt kilka tysięcy euro miesięcznie. Raczej się więc nie zdarza, że ktoś adoptuje zwierzę na wyłączność. Ja na razie jestem opiekunem Tomby’ego przez najbliższy rok. A potem zobaczymy.

Dlaczego to zrobiłeś?

Chciałem mu dać szansę na w miarę normalne życie. Jest szansa, że kiedyś, dzięki pomocy, między innymi mojej, wróci na wolność. To jest rzadkością, ale się zdarza.

Poczułeś się odpowiedzialny.

Tak, mimo tego, że on jest tysiące kilometrów ode mnie. Muszę teraz dużo pracować, żeby mieć pieniądze na utrzymanie (śmiech).

Tomby, dwuletni orangutan adoptowany przez Michała Piróga

Michał Piróg

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama