Misiek Koterski, Michał Koterski, Viva! kwiecień 2018
Fot. Bartek Wieczorek/LAF AM
TYLKO NA VIVA.PL

Okrągłe urodziny i narodziny syna zmieniły Michała Koterskiego. „Niedługo będę beatyfikowany

Dziś aktor kończy 41 lat...

Olga Figaszewska 29 grudnia 2020 07:23
Misiek Koterski, Michał Koterski, Viva! kwiecień 2018
Fot. Bartek Wieczorek/LAF AM

Jest jedną z najbarwniejszych osób polskiego show biznesu. Obdarowany ogromnym talentem aktorskim, poczuciem humoru i... żarliwością religijną. Swoim intensywnym życiorysem mógłby obdzielić kilka osób. Michał Koterski, o którym mowa, obchodzi dziś 41. urodziny. Z tej okazji przypominamy rozmowę aktora sprzed roku. Beacie Nowickiej specjalnie dla Vivy! Michał Koterski opowiedział o… ważnych urodzinach, pokonywaniu nałogów i wychowaniu syna.

Michał Koterski - archiwalny wywiad dla VIVY! 2019

Ty śpiochu, od rana na Ciebie czekam. Odsypiasz ciężki weekend?

(śmiech). W ten weekend zagrałem sześć spektakli. W piątek i sobotę dwa razy „Mayday", dwa kolejne w niedzielę w Zakopanem, a w poniedziałek, w Łodzi mieliśmy premierę nowego spektaklu „Wąsik”, który wyreżyserował Janek Jankowski. Pamiętam jako dziecko jeździłem z ojcem do Dębek, gdzie wszyscy przyjeżdżali: Jankowski, Paweł Królikowski, Mirek Baka, Boguś Linda. Janek grał wtedy w słynnym serialu „W labiryncie”, był największą gwiazdą, większą niż Linda i Baka w tamtych czasach. Byłem nim zachwycony jako 12-letni chłopiec.

Po latach zaprosił Cię do „Wąsika"?

W którym również występuje. Rok temu w Novotelu we Wrocławiu, gdzie razem gramy w serialu „Pierwsza miłość” zapytał: „Słuchaj Michał, chciałabyś w końcu zagrać w teatrze z prawdziwymi aktorami?”. Ja na to, że oczywiście. Oprócz Janka gra Mirek Baka, Radek Pazura, którego też znałem z dzieciństwa, Jarek Boberek, Rafał Cieszyński i Maurycy Popiel.

Sami faceci?

Nie, gra jeszcze Marta Wierzbicka i Klaudia Halejcio. W poniedziałek była premiera, nerwy i mnóstwo emocji. A ponieważ ja nie używam, niczym sobie tych emocji nie reguluję. Więc one się tak kumulują, kumulują, kumulują. Jeszcze wczoraj czułem się super, a dzisiaj chyba wszystko mi odpuściło i nie mogłem się dobudzić. Znamy się od lat, byliśmy w kontakcie telefonicznym, wiedziałem, że mnie zrozumiesz. Nie umierałem! Nie było tak, jak za starych czasów, kiedy mówiłem: „Dobra, zaraz będę”. I słuch po nim ginął, a poszukiwania trwały tygodniami (śmiech). Ostatnio spotkałem znajomego reżysera, który mi przypomniał, że przy serialu „Królowie śródmieścia” szukali mnie dniami i nocami po dyskotekach, klubach i imprezach.

Za starych czasów zdarzało Ci się zapomnieć, że ze mną rozmawiałeś. Byłeś szczerze zdziwiony, kiedy dostawałeś ode mnie wywiad do autoryzacji...

(śmiech). No tak... Te czasy się skończyły.

Cieszę się i jestem z Ciebie dumna. Dobrze Ci z tym?

Wspaniale. Nie mam lęków, nie mam wyrzutów sumienia, bo nie mam nic do ukrycia i nic na sumieniu. Odreagowuję w ludzki, normalny sposób, a dziś jeszcze słońce dla mnie świeci.

Pełnia szczęścia.

Otóż to! Tak naprawdę uroczysta premiera tego spektaklu odbędzie się w Teatrze Kamienica u Emiliana Kamińskiego, w czerwcu. Ale idąc za tym amerykańskim sznytem, który zawitał również do Polski, przez kilka miesięcy gramy w całym kraju, żeby się „rozegrać". Poniedziałkowa prapremiera odbyła się w Teatrze Muzycznym w Łodzi, moim mieście, gdzie „Bieganie psom szkodzi” jak mówił Adaś Miauczyński (śmiech). Tysiąc osób na widowni, niezwykłe przeżycie i emocje sięgające zenitu.

Przyszła Twoja mama?

Nie, bo nie mogła, ale czekam na nią w czerwcu w Warszawie. Za to przyszło mnie dopingować mnóstwo znajomych z Łodzi i przyjechało kilku z Warszawy, zrobili mi wielką niespodziankę.

Ile już lat żyjesz w trzeźwości?

4 grudnia miałem piątą rocznicę. A 29 grudnia 40 urodziny. Na tę czterdziestkę sprawiłem sobie prezent, czy raczej Matka Boska mi sprawiła. Byłem w Medjugorie i mówię: „Słuchaj, jest jeszcze jeden nałóg, z którym nie mogę się uporać, to jest palenie papierosów. Zabierz mi proszę tę obsesję, bo już nie daję sobie z tym rady”. I stało się, nie palę.

No, święty!

Tak, niedługo będę beatyfikowany (śmiech).

A na poważnie podziwiam Cię, bo pamiętam jak lubiłeś palić.

Uwielbiałem palić papierosy, uwielbiałem używki, tobie nie będę ściemniał, że tak nie było. Gdyby nie to, że alkohol i narkotyki niosą ze sobą tak straszne konsekwencje, pewnie robiłbym to do dzisiaj. I gdyby to nie szkodziło moim bliskim. Uwielbiałem zaczynać dzień na balkoniku od kawki i papieroska. Czy raczej kilku papierosków. Paliłem wszędzie i zawsze. Niby to, że palisz w kącie nie szkodzi innym tak bezpośrednio, skutki nie są tak widoczne, ale wiedziałem, że kocham życie, a robię coś, co je niszczy. Bardzo chciałem z tym skończyć. Dzięki Matce Boskiej mam wrażenie, jakbym nigdy nie palił. Nie było w ogóle żadnej walki. Na tej górze objawień w Medjugorie poczułem się tak, jakbym wypluł demona papierosowego.

To był w ogóle ważny dla Ciebie wyjazd.

Zaprosiła mnie znajoma aktorka Agnieszka Kawiorska która razem z bratem zorganizowała ten wyjazd. Zebrała się fajna ekipa młodych: pisarze, trenerzy personalni, prawnicy, dokumentaliści, artyści i innych ludzie z pasją, którym zależy też na życiu duchowym, a nie tylko materialnym. Pojechaliśmy z naszym przewodnikiem duchowym Dominikiem Chmielewskim, niezwykłym, charyzmatycznym księdzem, który w poprzednim życiu był mistrzem karate z czarnym pasem. To było niesamowite doświadczenie. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby ktoś tak pięknie jak on opowiadał o człowieczeństwie, uczuciach i miłości do Boga.

Oprócz przeżyć duchowych zafundowałeś sobie na 40-te urodziny coś materialnego?

Marzyłem, że jeśli uda mi się przeżyć w trzeźwości, bez picia i ćpania, pięć lat, to kupię sobie zegarek. Na pierwszą kupiłem taki, jaki nosił Humphrey Bogart, na piątą marzyłem o jednej z najbardziej znanych marek świata.

I kupiłeś, mam nadzieję?

Kupiłem (śmiech). Model, na którym mi zależało trzeba czekać dwa i pół roku. Kiedy jechałem, żeby go odebrać, popłakałem się, bo pomyślałem: „Matko Boska, jestem w takim momencie życia, że kolejne moje marzenie się spełniło”. Udało mi się. Może to jest wariacka historia, ale przez resztę życia będę patrzył na ten zegarek i przypomniał sobie, jak ciężką pracę wykonałem i jaką łaskę z góry otrzymałem, że jestem trzeźwy już tyle czasu.

Tym sobie zasłużyłeś.

No właśnie. Moja mama zrobiła mi niezwykły prezent na 40 – te urodziny. Poprosiła różne bliskie osoby, żeby napisały mi z tej okazji listy. Przeczytałem te listy i przyznam ci się, że nad nimi zapłakałem. Niektóre napisały moje byłe partnerki. To bardzo miłe, bo kiedy związki się rozpadają, to raczej ludzie się nienawidzą i nie chcą o sobie pamiętać. A one dziękowały mojej mamie, że zostały wpisane na tę listę. Jedną z nich jest moja pierwsza partnerka, z którą byłem od 16 roku życia, przez dziewięć lat.

Dziś jest dyrektorem wielkiej firmy, ma rodzinę, dwójkę dzieci, wiedziałem, że daleko zajdzie, bo była bardzo ambitna i pracowita. A mimo to spędziła dziewięć lat z ciężko uzależnionym człowiekiem. Napisała mi, że nigdy w życiu nic jej tak nie wzruszyło, jak wiadomość – o której dowiedziała się z gazet - że zostanę ojcem. Napisała mi, że przez ten cały czas patrzyła jak na jej oczach umieram i była przekonana, że nigdy z tego nie wyjdę, a moje życie skończy się za młodu. Była świadkiem mojego ogromnego upadku i strasznie smutnej historii człowieka, którego kochałs i któremu nie mogła pomóc, choć jej na nim bardzo zależało.

To piękna historia. Wzruszyłam się.

Przypomniała mi też, że zawsze miałem poczucie humoru. Kiedy mnie odwoziła do ośrodków, w których sama nie spędziłaby nawet godziny, ja ją żegnałem z uśmiechem na ustach i w podskokach leciałem przeżywać nową przygodę (śmiech). Byłem niemożliwy. Ale największym prezentem dla mnie jest to, że jestem tu gdzie jestem, zdrowy i że w ogóle żyję.

I ostro pracujesz. 28 lutego premiera filmu „Swingersi”.

Kręciliśmy na Łotwie z łotewskim reżyserem Andrejsem Ekisem, artystycznym opiekunem była Marysia Sadowska. Występuje między innymi Krzysiek Czeczot, Joasia Liszowska, Ilona Ostrowska, Antek Królikowski, Tomasz Oświeciński i Baśka Kurdej-Szatan.

Kogo grasz?

Showmana, kierowcę rajdowego, który cały czas walczy o followersów. Pewnego dnia wymyśla, żeby spotkać się na swingowaniu z drugą parą. W Polsce zaraz podniosą się głosy, że: „Ten Koterski taki wierzący, a namawia pary do swingowania” (śmiech). Polecam, zapraszam, będzie to gruba komedia pomyłek. Następny film „Krime story” braci Michała i Wojciecha Węgrzynów wchodzi do kin w październiku. Spełniło się moje zawodowe marzenie, żeby zagrać gangstera w filmie gangsterskim. To nie jest głupi film o przemocy, tylko opowieść o pogubionych, młodych chłopakach z bloków, którzy pragną miłości, ale życie zmusza do robienia różnych nieciekawych rzeczy i niestety ich droga skręca nie w tą stronę, co trzeba. Kino gangsterskie, ale w zupełnie innym wydaniu. Bardzo czekam na tę premierę. A poza tym, nie wiem czy zauważyłaś, że troszkę przytyłem...?

Zauważyłam oczywiście, bo masz już ładne pucki.

(śmiech) To dobrze, ale to dopiero początek. Muszę jeszcze przytyć z dziesięć kilo, co nie jest mi na rękę, bo ostatnio się odchudzałem, dbałem, żeby w filmach dobrze wyglądać, zacząłem uprawiać sporty walki i dużo pracy w to włożyłem. No, ale cóż, taki zawód, że czasami trzeba też przytyć. Nie mogę zdradzić do jakiej roli się przygotowuję. Tato mi zawsze powtarzał, żeby nie mówić o czymś, co nie zostało oficjalnie ogłoszone. Powiem ci tylko, że to postać prawdziwa, kiedyś bardzo znana i ważna. Jak zwykle boję się bardzo, mam spięte portki, ale aktorzy marzą o takich wyzwaniach.

Rozumiem, że jeszcze nie wszedłeś na plan. Na razie tuczą Cię jak gęś na foie gras?

(śmiech). Na razie mnie tuczą, ale już wyobrażam sobie te komentarze, kiedy ludzie się dowiedzą. Na pewno wzbudzi to ogromne kontrowersje: „TEN Koterski będzie grał tego człowieka?!”. Ale po Adasiu Miauczyńskim jestem do tego przyzwyczajony. Ojciec zawsze mi powtarzał: „Kiedy uważają cię za głupca, dają ci szansę na rozwój i łatwiej ludzi zaskoczyć”. I tak właśnie rolą Adasia ich zaskoczyłem (śmiech). Wierzę, że tak będzie i tym razem.

W filmie taty „7 uczuć” byłeś rewelacyjny, to nie tylko moja opinia. Rozmawialiśmy o prezentach urodzinowych. Chyba jednak najważniejszym zawsze był Twój synek, Fryderyk. Czego go ostatnio nauczyłeś?

Frysio ma już ponad dwa latka i powiem szczerze, że w tym wieku trudno jeszcze czegokolwiek nauczyć. Dziecko powtarza wszystko po nas. To, co jest w nim najfajniejsze, to jego niezwykła, wewnętrzna radość. Mój ojciec zauważył niedawno, kiedy siedzieliśmy z nim w bawialni, że Fryderyk jest takim dzieckiem i takim małym człowiekiem, którego nie trzeba do siebie przekonywać. Często różnych ludzi trzeba czymś zainteresować, zaintrygować, sciągnąć ich uwagę, przekonać. Mój Fryderyk kogokolwiek nie spotka na swojej drodze, od razu uśmiecha się do niego, zaczepia, pragnie kontaktu. Śmialiśmy się z Marcelą kiedy byliśmy w Izraelu jak była w ciąży, że nasz syn zostanie papieżem i będziemy pławić się w złotach Watykanu (śmiech). Albo świętym. Rzeczywiście jest w nim coś niezwykłego. Przywiozłem mu różaniec z Medjugorie, który cały czas nosi na łapce i nie pozwala nikomu go zdjąć. Ostatnio byłem z nim w restauracji, pan kelner go zaczepiał, a on na niego spojrzał, uśmiechnął się, dotknął swoją rączką, aż ten kelner się wzruszył. Bo on dotyka z miłością jak ... Jezus. Jest niesamowity (śmiech).

Ty też. I te Twoje opowieści! Zawsze mnie czymś wprawisz w osłupienie.

(śmiech). Frylek ma w sobie taką dobroć, taką pozytywną energię. Ma gorsze dni, jak każdy człowiek, ale to raczej ja uczę się od niego. Chociażby tego, że wyjście z nim na spacer i pójście do metra, pięćset metrów dalej, może zająć nawet trzy godziny, bo mój Fryderyk tak zachwyca się otoczeniem, kamyczkami, listkami, ptaszkami. To jest wyjątkowe przeżycie patrzeć jego oczami na świat i zwolnić. Staram się to robić. Kiedy idę z nim na spacer, nie załatwiam swoich spraw, tylko podziwiamy świat razem.

I to jest piękna lekcja!

Na koniec mam jeszcze nie lada gratkę dla fanów Marka Koterskiego. Otóż niedługo pojawi się nasza płyta rodzina. Pomysłodawcą jest ojciec, który przez długie lata zbierał teksty swoich piosenek, wydał je zresztą w książce „Kocham i nienawidzę”. Do większości sam napisał muzykę, zaprosił bliskich. Będę ja, Marcela, Małgosia, moja macocha, ojciec, nasz kuzyn Arek i jego dziewczyna. Teksty mojego ojca są niesamowite, to jest siła tej płyty. Będą koncerty, spotkania z publicznością. Cieszę się na to. 

Misiek Koterski, Michał Koterski, Viva! kwiecień 2018
Fot. Bartek Wieczorek/LAF AM

Misiek Koterski, Michał Koterski, Viva! kwiecień 2018
Fot. Bartek Wieczorek/LAF AM

Redakcja poleca

REKLAMA

Wideo

Kocha muzykę, ale już podważano jej sukcesy. Córka Aldony Orman o cieniach posiadania znanego nazwiska

Akcje

Polecamy

Magazyn VIVA!

Bieżący numer

KATARZYNA DOWBOR o utracie pracy, nowych wyzwaniach i o tym, czy mężczyźni... są jej potrzebni do życia. JOANNA DARK i MAREK DUTKIEWICZ: dwie dusze artystyczne. W błyskotliwej i dowcipnej rozmowie komentują 33 lata wspólnego życia. SYLWIA CHUTNIK: pisarka, aktywistka, antropolożka kultury, matka. Głośno mówi o sprawach niewygodnych i swojej prywatności. ROBERT KOCHANEK o cenie, jaką zapłacił za życiową pasję – profesjonalny taniec. O TYM SIĘ MÓWI: Shannen Doherty, Christina Applegate, Selma Blair, Selena Gomez, Michael J. Fox łamią kolejne tabu – mówią publicznie o swoich chorobach.