Reklama

Poznali się 31 grudnia trzy lata temu. Nigdy nie zapomną tego pierwszego spotkania. ,,Poczułem, że to jest dar od Boga", mówił Michał Koterski w najnowszym wywiadzie VIVY! Beacie Nowickiej. Marzył o miłości na całe życie i pragnął spotkać kobietę na całe życie. Dzięki Marceli uczy się, co to znaczy być mężczyzną w związku, co to w ogóle znaczy zbudować relację z kobietą. Wspólnie wychowują swojego synka, Fryderyka. Aktor nie ukrywa, że chciałbym, żeby ich szczęście trwało wiecznie. Co Michał Koterski i Marcela Leszczak mówili nam o swojej miłości?

Reklama

Przez wiele lat Michał miał opinię bardzo niegrzecznego chłopca. Nie bałaś się? Przyjaciółki Cię nie ostrzegały?

Michał: Wszyscy ci pisali, żebyś się ze mną nie zadawała. Że jestem nieodpowiedzialnym oszołomem.
Marcela: Już jako 15-latka przeczytałam gdzieś, że Misiek Koterski stanął na głowie czy ściągnął publicznie portki, ale sama obracałam się w tym świecie, nie brałam wszystkiego na poważnie. Kiedy się poznaliśmy, kilka osób ostrzegało mnie, mówili, że jest dużym, nieobliczalnym dzieckiem, padały pytania, czy wiem, co robię. Nie przejmowałam się tym. Tłumaczę Michałowi, że jeśli 20 lat pracował na taki image, nie zmieni tego w ciągu czterech lat.

Miłość uskrzydla…

Marcela: Miłość mi wyznał po jedenastu dniach. Powiedział, że mnie kocha. Nie odpowiedziałam od razu, że też kocham, pomyślałam, że nie będę taka łatwa. Nigdy nie zapomnę, jak wysłał mi sms-a: „Chciałbym cię powąchać i przytulić”. Znał mnie wtedy niecałą dobę.

Potrafisz opisać jednym słowem, jaki to był zapach?

Michał: „Mój”. Zapach, który budził we mnie poczucie bezpieczeństwa i błogość.
Marcela: Byłam zakochana od początku, nie potrafiłam doby przeżyć bez niego, cały czas były telefony, sms-y, zabawne filmiki w stylu Michała: „Misiu, kocham cię”. Na drugi dzień po naszym spotkaniu pojechał do Wrocławia na spektakl, nie mogłam się doczekać, kiedy wróci. Bardzo mnie do niego ciągnęło. Fajne było to, że dotrzymywaliśmy sobie kroku w tym tańcu godowym. Nie czuliśmy przed sobą lęku, niczego się nie baliśmy.

Oboje rzuciliście się na tę miłość intensywnie i łapczywie.

Michał: Łapczywie to dobre słowo. Nie było docierania się, badania, podchodów, udawania, gier. Dzieci tak się zachowują, nie kalkulują. Kiedy nasz Frysio chce się przytulić, nie zastanawia się, co mama czy tata pomyśli, tylko leci jak wariat i cały przykleja się do człowieka.

Marcela: Opowiadaliśmy o swoich najciemniejszych stronach, wadach, słabościach. Michał na początku wszystko mi wyznał, najgorsze rzeczy, może żeby mnie ostrzec, przestraszyć, nie wiem. To wyniknęło w naturalny sposób z naszych rozmów. Gadaliśmy bez przerwy i o wszystkim: życiu, związkach, dzieciach, przyszłości. Nie było tak, że on usiadł przede mną i wyspowiadał się ze swoich grzechów.

Michał: Chciałem być uczciwy, chciałem uniknąć tego niepotrzebnego udawania i tajemnic, które miałem w poprzednich związkach, gdzie zawsze się dusiłem. I niekoniecznie chodziło o szczegóły mojego hulaszczego życia, ale o uczucia. Pierwszy raz w życiu obnażyłem przed nią wszystkie swoje uczucia.

Marcela: Michał nie próbował udawać kogoś innego. W tej miłości nie było żadnego kalkulowania: źle czy dobrze, za szybko czy za mocno? Szliśmy razem i dotrzymywaliśmy sobie kroku.

Michał: Chciałem przy niej poczuć się wyzwolony. Pomyślałem, że to jest ta kobieta, i postawiłem wszystko na jedną kartę. Po pół roku czuliśmy się tak, jakbyśmy byli ze sobą całe życie.

Marcela: Nasz synek ma ponad rok, niedawno obchodziliśmy drugą rocznicę, śmialiśmy się, że to aż nieprawdopodobne, że jesteśmy razem tylko dwa lata.

Reklama

Owoc Waszej namiętności pojawił się bardzo szybko. Kiedy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży?

Marcela: 17 lutego, na drugi dzień lecieliśmy z Michałem do Seulu. To był piątek, Michał wieczorem prowadził aukcję charytatywną dla Stowarzyszenia Dzieci z Niepełnosprawnością, a ja po południu poszłam zrobić badania okresowe: morfologia, usg piersi. W czasie badania usg drzwi były lekko uchylone, Michał siedział niedaleko, kiedy lekarz powiedział, że mam takie gruczoły, jakbym przygotowywała się do karmienia piersią. Pomyślałam: Co on pieprzy? (śmiech). Ubrałam się i wyszliśmy, nawet tego nie skomentowaliśmy. Poszliśmy do restauracji i z karty zamówiłam „danie dla mam”, na które wcześniej nigdy nie zwracałam uwagi. Wieczorem Michał pojechał na imprezę, ja on-line sprawdziłam wyniki. Nie wiedziałam, co to jest beta hCG, przeczytałam, że oznacza ciążę. Zadzwoniłam do ojczyma Michała, który jest lekarzem, i on potwierdził, że jestem w ciąży.

Reklama
Reklama
Reklama